„Nie bądźmy niewidzialne” - rozmowa z prezydent Świdnicy

czwartek, 18.11.2021 11:51 1058 0

Europejska Karta Równości Kobiet i Mężczyzn skierowana jest do samorządów lokalnych i regionalnych w Europie. Jej podpisanie stanowi formalny wyraz zaangażowania władz lokalnych w propagowanie zasady równości kobiet i mężczyzn oraz deklarację wdrażania na własnym terenie zobowiązań z niej wynikających. Opiera się na sześciu zasadach, w tym m.in. na uznaniu, że równość kobiet i mężczyzn stanowi fundamentalne prawo, że zrównoważony udział kobiet i mężczyzn w procesie decyzyjnym jest warunkiem demokratycznego społeczeństwa oraz że eliminacja stereotypów opartych na płci jest podstawą osiągnięcia równości kobiet i mężczyzn. O podpisaniu Karty przez Świdnicę rozmawiamy z prezydent miasta Beatą Moskal-Słaniewską. 

Świdnica jako jeden z pierwszych samorządów na Dolnym Śląsku podpisała Europejską Kartę Równości. Jak przełoży się to na życie mieszkańców?
Myślę, że dokument ten jest drogowskazem i przypomnieniem, byśmy w różnych działaniach miasta pamiętali o tym, aby nie dyskryminować ludzi z różnych powodów. Choć najczęściej podnoszonym aspektem jest równość płci, dla mnie bardzo ważne są też inne sfery życia, w których musimy o równości mówić, jak choćby sprawa orientacji seksualnej, przekonań religijnych, światopoglądu, pochodzenia, koloru skóry. W naszych miastach żyją coraz większe grupy mniejszości narodowych. W przypadku Świdnicy są osoby pochodzące z Ukrainy, Mołdawii, Gruzji, Rosji. Chciałabym, by ci mieszkańcy byli traktowani jak obywatele pierwszej kategorii, na równi z innymi, byśmy byli w stosunku do ich nich byli otwarci i okazywali im wsparcie wtedy, kiedy tego potrzebują, na przykład w sferze prawnej czy ochrony na rynku pracy. Bardzo dużym wsparciem było dla mnie spotkanie i dyskusja na I Ogólnopolskim Forum Kobiet we Wrocławiu. Szczególnie reprezentantki Saksonii mają już kilkuletnie doświadczenie w realizowaniu zapisów wynikających z karty równości, o czym opowiadała Katja Meier – minister ds. kultury i równości w rządzie Saksonii. Mówiłyśmy o problemach, z jakimi stykają się kobiety. Debatowałyśmy, jak władze samorządowe mogą temu zaradzić. Uświadomiłam sobie jednocześnie, że wiele z tych rzeczy robimy od lat.

Jakie są największe bolączki, problemy kobiet w Świdnicy? Z czym się borykają na co dzień na gruncie lokalnym, funkcjonując w swojej miejscowości? 

Bardzo krytycznie podchodzę do sposobu kształtowania polityki społecznej przez nasze państwo. Uważam, że w tej polityce jest bardzo dużo obszarów kompletnie niezagospodarowanych. Nie ma ani diagnozy, ani narzędzi, które pozwalałyby później podjąć działania przykład na szczeblu lokalnym w stosunku do osób zmagających się z problemami, które ich przerastają. Wypłata zasiłków to oczywiście pomoc, ale nie polityka społeczna. To nie rozwiązuje problemów. Najbardziej boli mnie brak kompleksowej pomocy dla samotnych matek, pozostawionych przez partnerów. Te kobiety, choćby z racji wieku dziecka lub jego choroby nie mogą podjąć pracy. Mimo zasiłków, jakie otrzymują żyje im się źle, a nam brakuje środków, żeby dla takich kobiet, często bardzo młodych, przygotować odpowiednią liczbę mieszkań. Te enklawy, które stworzyliśmy dzięki wsparciu unijnemu powinny istnieć w każdym mieście, i nie środki unijne powinny o tym decydować tylko na przykład środki rządowe. Młoda dziewczyna, która dzisiaj zachodzi w niechcianą ciążę nie ma żadnego wsparcia instytucjonalnego. Nie ma miejsca, gdzie mogłaby spokojnie mieszkać, żyć, być może po skorzystaniu z fachowego wsparcia , również psychologa, podjąć decyzje o urodzeniu dziecka, ze świadomością, że ma zapewnione poczucie bezpieczeństwa.

Na sporządzenie Równościowego Planu Działania miasta mają dwa lata od momentu podpisania akcesu. Czy są już jakieś pomysły, wiedza, jakie działania mogłyby się tam znaleźć? 

Co roku przygotowujemy raporty i programy profilaktyczne, w których zmagamy się z różnymi zagadnieniami. Należałoby je wszystkie scalić, wykonać kompleksową diagnozę, na przykład w kwestii uzależnień, przemocy w rodzinie, problemów samotnych matek, sytuacji na rynku pracy. Podejmujemy wiele działań, ale w oderwaniu od siebie. Konsekwencją podpisania tej karty było powołanie przeze mnie rady ds. równości. Rada ma opiniować, podpowiadać, co jeszcze należałoby zrobić, wspierać w działaniach. Bardzo budujące było to, że do pracy w tym gremium zgłosiło się tak wiele osób, że musieliśmy dokonać wyboru sposób kandydatów. Staraliśmy się, by znaleźli się tam przedstawiciele różnych pokoleń, o różnym światopoglądzie, orientacji seksualnej, ludzie mający doświadczenie własnej niepełnosprawności lub u osoby, którą się opiekują, tak aby diagnoza potrzeb była jak najbardziej szeroka.

W książce „Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn” Caroline Criado Perez zwraca uwagę, że często nie ma konkretnych informacji i danych dotyczących kobiet - ich zdrowia, potrzeb, korzystania z usług publicznych i infrastruktury, co pozwoliłoby podjąć działania ułatwiające kobietom funkcjonowanie. 

Sformułowanie „niewidzialne kobiety” jest znaczące. To także efekt naszego lęku przed byciem widzialnymi. Kiedy zostałam prezydentem miasta i uczestniczyłam w pierwszych dużych spotkaniach samorządowych, odruchowo siadałam na sali z tyłu, z boku, w niewidzialnym miejscu. Nie uświadamiałam sobie tego aż do momentu, kiedy moja serdeczna koleżanka Beata Klimek, prezydent Ostrowa Wielkopolskiego wzięła mnie pewnego razu za rękę i powiedziała: „Nie, nie będziemy tu siadać. Chodź idziemy usiąść do pierwszego rzędu, bo jeśli my tego same nie zrobimy, to oni nas nie zauważą”. Pamiętam te słowa do dziś. Poszłyśmy rzeczywiście do pierwszego rzędu, zapisałyśmy się także do głosu w dyskusji. I tę absolutnie zdominowaną przez mężczyzn dyskusję trochę wyrównałyśmy. Spodobało mi się, mężczyźni nas słuchali. Zrozumiałam, że często nie jest to ich zła wola, chęć dominacji, tylko to my zajmujemy te niewidzialne miejsca. Zaczęłam się zastanawiać, co z tym zrobić, bo mnie udało się wyjść z niewidzialnego kąta. Nie tylko na tej konferencji, ale w życiu w ogóle.

Z pewnością potrzebne jest wzajemne wsparcie, dobry przykład.

Warto o tym mówić w różnych gremiach, rozmawiać z kobietami, czy w trakcie debat, kiedy proszona jestem o zabranie głosu na temat obecności kobiet w życiu publicznym, politycznym. Ta dysproporcja często wynika z tego, że kobiety w tym życiu uczestniczyć nie chcą albo brakuje im odwagi i determinacji. Jeśli się jest żywym świadectwem tego, że można i warto, że kobiety są skuteczne, udaje im się pogodzić różne życiowe role, kobieta-polityk, działaczka samorządowa, ale także matka, żona, przyjaciółka stanowi to ogromne wsparcie dla osób, którym takie pomysły w głowie się pojawiają, ale potem przychodzą lęki, obawy i te kobiety się po prostu wycofują. Namawiam bardzo często dziewczyny, żeby uwierzyły w siebie. Myślę, że to w dużej mierze scheda po sposobie wychowania, który funkcjonował przez wiele pokoleń, kiedy miałyśmy być grzecznymi, stonowanymi, uprzejmymi i nie wychylającymi się dziewczynkami. Ten model zachowania tkwi bardzo mocno w naszych głowach. Trzeba spróbować go przełamać.

Pomimo wielu pozytywnych zmian z badań wynika, że udział Polek w składzie organów publicznych pochodzących z wyboru wciąż jest niewielki.

Widać oznaki, że ten proces się już rozpoczął. Ale jeszcze 20, 30 lat temu, kiedy rozpoczynałam pracę zawodową, w życiu publicznym, politycznym, kobiety można było policzyć naprawdę na palcach rąk. Jeśli wymieniać nazwiska z tamtych czasów, to mężczyzn pamiętam dziesiątki. Dominujących liderów, którzy w latach 90. dokonali ogromnych zmian w Polsce, podczas gdy kobiety w funkcji ministra, premiera, to było coś zdumiewającego. Dzisiaj zaczyna to być normą. Kobiety wchodzą do samorządów, zostają wójtami, burmistrzami. To cieszy, że w mniejszych środowiskach kobiety mają odwagę ubiegać się o stanowiska, które potem pozwalają im nie tylko na zarządzanie, ale też na tworzenie dobrego świadectwa, zachęcanie innych kobiet, aby były bardziej aktywne. To nie jest prosty proces, ale to się dzieje. Często posługujemy się przykładami skandynawskimi, ale tam też był to proces toczący się przez dziesiątki lat. U nas zaczął się dużo później, Polska była krajem bardzo patriarchalnym. Jest już inaczej, co nie znaczy, że jest dobrze.

Ważne jest też wsparcie samych kobiet. Bardzo często mówi się o kobiecej solidarności, a z drugiej strony kobiety mają skłonność do oceniania się nawzajem. Czy doświadczyła pani tego?

Zderzyłam się z tym niestety już na samym porządku urzędowania dość mocno i nie było mi przyjemnie, gdy czytałam opinie, oceny nie dotyczące mojej pracy merytorycznej, działań jako prezydenta miasta, tylko odnoszące się do figury, ubioru czy fryzury. Bardzo kąśliwe, nieraz wulgarne. Ale uzmysłowiłam sobie, że wchodząc do sfery publicznej trzeba liczyć się z takimi ocenami, które pochodzą od osób o różnych motywacjach.

Jak możemy sobie z tym radzić?

Tego nigdy nie uda się wyeliminować. Trzeba sobie uzmysłowić, że taka jest rzeczywistość i nie przywiązywać do negatywów tak wielkiej wagi, ale szukać pozytywnej motywacji w innych relacjach, budować swoje własne poczucie wartości, wierzyć w sobie i dawać też tę wiarę innym. Często spotkam się, że kobiety są nadwrażliwe na oceny wydawane często przez obcych ludzi, którzy nie znają ocenianej osoby. Powodem jest zwykły hejt, różnice światopoglądowe, polityczne. Znam przypadek, że kobieta, która stała na czele gminy, bardzo dobrze sobie radziła i by wejść do samorządu zrezygnowała z dobrze układającej się kariery w biznesie, po jednej kadencji nie uniosła psychicznie hejtu i krytyki. Na to nałożyły się problemy rodzinne. Odeszła z samorządu, wyjechała z rodzinnego miasta. Powiedziała, że nie ma siły, sytuacja ją przerosła. Bardzo żałuję, to niesłychanie przykre. Ale też rozumiem, że nie każdy ma taką odporność psychiczną. Wtedy właśnie potrzebna jest osoba, która powie: świetnie sobie dajesz radę.

Proces zmian w kierunku bardziej równościowego społeczeństwa w Polsce będzie jeszcze długotrwały, jednak z drugiej strony narracja polityczna idzie w kierunku patriarchatu i konserwatyzmu i wydaje się, że spora część społeczeństwa tego oczekuje.

Mamy prawo się różnić, ale nie mamy prawa narzucać siłą drugiemu człowiekowi naszego poglądu na życie, jeśli postępując inaczej nikogo nie krzywdzi. Jedna matka będzie zwolenniczką schematu rodzinnego, że mąż pracuje, a ona dba o gniazdo domowe. Inna chce być aktywna zawodowo, mieć zapewnioną opiekę dla dzieci, by wrócić do zawodu, samorealizować się. Z różnych powodów, czasem są to względy ekonomiczne. Chodzi o prawo wyboru. Tak postrzegam nowoczesne równościowe państwo, które szanuje tę różnorodność.

Jak chciałaby pani wspierać świdnickie kobiety?

Zaczęłam to robić o pierwszego roku swojej kadencji. Zawsze mam z tyłu głowy swoje doświadczenia. Przez cały okres ciąży i wczesnego dzieciństwa moich dzieci byłam aktywna zawodowo, praca dziennikarza jest dość elastyczna. Stopniowo wraz z dorastaniem dzieci poświęcałam pracy coraz więcej czasu, korzystałam też z pomocy niani przez wiele lat. Duża w tym zasługa mojego fantastycznego męża, który rozumiał, że zamknięcie mnie w domu to dla mnie krzywda. Nie wszystkie kobiety mają takie możliwości. Kiedy zostałam prezydentem w Świdnicy w mieście funkcjonował tylko jeden zaniedbany żłobek, natomiast w 1990r. , gdy przyjechałam do Świdnicy, żłobków było cztery. Dziesięć lat temu był to ogromny problem dla pracujących mam. Postawiliśmy nowy żłobek, ten stary wyremontowaliśmy, myślimy o budowie trzeciego. To jest bardzo konkretna, wymierna pomoc.

A kwestii przemocy wobec kobiet?

Jako miasto współuczestniczymy w pracach zespołu, w skład którego wchodzą przedstawiciele różnych instytucji. Staramy się reagować jak najszybciej. Płacimy za miejsca w hostelach, do których kobiety można zabrać z domu przemocowego. Myślimy o mieszkaniach tymczasowych, w których matki z dziećmi znalazłyby od razu schronienie. Niestety, polskie prawo wciąż jeszcze jest mało skuteczne, jeśli chodzi o izolację przemocowca. Panuje ciągle taki schemat, że to kobieta z dziećmi ucieka, wynajmuje mieszkanie, a bandyta zostaje, bo mieszkanie należy do niego. Kobiety boją się długich procesów w sądzie rodzinnym, starają się jak najszybciej zabezpieczyć dzieciom normalną egzystencję, nie mając świadomości, że w tym momencie odbierają sobie prawo do starania się o mieszkanie z puli miasta. Przed pandemią przemocą w rodzinie dotkniętych było 11 procent dzieci, obecnie liczba ta zwiększyła się aż do 30 procent. To przerażające. Od kilku lat funkcjonuje w Świdnicy obiekt z kilkudziesięcioma mieszkaniami chronionymi, ze wsparciem psychologicznym i pedagogicznym, w których umieszczamy osoby wykluczone społecznie – samotne, czasem chore, które sobie nie radzą w codziennym życiu, zagraża im bezdomność. W budynku po Straży Miejskiej, korzystając ze wsparcia unijnego wyremontowaliśmy tam jedenaście mieszkań, w których mieszają kobiety samotne z dziećmi, kobiety w wieku podeszłym, chore. Stworzyliśmy enklawę, gdzie czują się bezpiecznie i mogą zawsze liczyć na wsparcie przedstawicieli opieki społecznej.

Aneta Pudło-Kuriata

Dodaj komentarz

Komentarze (0)