Adam Lizakowski - Pieszycka Księga Umarłych
Cmentarz parafialny
Pw. św. Antoniego w Pieszycach
kościół neogotycki - czujny na palcach stanął
- jak mały chłopiec chcący być wyższym -
pośrodku pól buraczanych
- kolcami wież celując w niebo
ewangelików i katolików
służąc wiernie wiernym –
kościół nie wiejski i niemiejski
niesłynący z bogatej kolekcji dzieł sztuki
ani architektury
za nim – cmentarz miejsce wiecznego spoczynku
ani sławnych ani bogatych ani zasłużonych
na plecach się rozłożył
z twarzą rumianą od sowio górskiego słońca -
grzeczni pieszyczanie jak warzywa
w ogrodzie życia kładą się cicho od pokoleń
jeden obok drugiego w grządkach –
gdybyśmy się mylili - nie mylimy się -
cmentarz jest ulubionym miejscem żywych –
(tak twierdzi proboszcz edward dz.)
jak kotwica mocno wbita w ziemię
- mogą się tam spotkać rozmawiać
za pomocą różnych języków:
filozoficznego politycznego sportowego
dla nas jest najlepszy język poezji - arystokratów -
kości nóg rąk żeber zębów słów i miłości
mocniejszej od wiatrów sowio górskich
oraz prastarych słowiańskich bóstw
demonów z lasów dębowo-bukowych
o sile magnezu co kości umarłych zbiera
po podwórkach niczym stare żelastwo
zanim duszę porwą siły diabelskie
lub anielskie w drogę planetarną
mlecznych krów –
Janina Brzeźniak
1928-2020
Dziś nie potrafię wydobyć łyżką pamięci z tylu potraf i smaków
- nielukrowane wspomnienie -
jak ja sobie wyobrażałam ten wyjazd na Zachód
– 20 -letnia wówczas dziewczyna – zdobyłam się na odwagę
w niespokojnych czasach rodzącego się komunizmu
- poszłam jak w dym – wsiąść w pociąg i pojechać w nieznane
- pamiętam ogromne, barwne plakaty na płotach i murach
w zachęcających słowach wzywały do zasiedlania Ziem Zachodnich
wszystko tam było: praca, mieszkanie, zagwarantowana opieka władz
wystarczyło zgłosić się do Polskiego Związku Ziem Zachodnich
pachniało majem i łąką a ja mimo upałów w sercu i pogody
miałam ciepłe zimowe buty na nogach -
nie było za co kupić letniego obuwia, pończoch, torebki
podróż na drugi koniec Polski z ciekawością w oczach
ze strachem w gardle i sercu -
byłam bardzo młoda i imponowało mi to
że tak szybko będę mogła się usamodzielnić
odciążyć rodziców, porywał mnie zapał do pracy
na Ziemiach Odzyskanych – reklamowano
pobudzona wyobraźnia szeptała do ucha:
lepsze i wygodniejsze życie niż tutaj na Podkarpaciu -
tam zastawiony stół, śnieżnobiałe obrusy
srebrna zastawa, kryształy, piękna porcelana
świece na stołach w srebrnych lichtarzach - luksus taki -
jak tylko teraz się ogląda na zagranicznych kolorowych filmach
- rzeczywistość okazała się czarno-biała-
niczego nie żałuję miałam piękne i szczęśliwe życie
takie ludzkie pełne miłości i ludzkiej radości -
kochającego męża i dwóch chłopaków -
byłam młoda i odważna z oczami ciekawymi świata
Jan Brzeźniak*
1921-2015
- Porwali mnie za młodu Niemcy
- wywieźli na roboty do Rzeszy.
Trzeba było najpierw do łaźni,
a potem jak Pan Bóg stworzył,
na goło przechodzić i stanąć przed komisją
oglądali, badali nas, było ich z sześciu.
Potem pamiętam na stacji kolejowej Reichenbach,
było nas dużo nie bardzo pamiętam
jak nas do tego bauera przydzielili,
wydaje mi się, że to on wybierał,
wziął mnie na wóz jak jakąś paczkę,
albo worek kartofli i zabrał do wioski Peterswaldau
Szkoda było mamy, rodziny w Polsce.
najbardziej dokuczała mi tęsknota zdarzało się,
że płakałem. Kiedyś orząc, wzdychałem do nieba,
prosząc Boga, by pocieszył moich rodziców
i powiedział im, że u mnie wszystko w porządku.
Siedzę w środku wioski w ciemnym pokoju nadsłuchuję
głośnych rozmów rosyjskich armat ponad dachami Breslau
z dymów unoszących się próbuje odczytać przyszłość
od której dzieli mnie ściana ognia, deszcz bomb,
ostre jak noże spojrzenia.
Trwam pośrodku swojego świata u niemieckiego bauera
wyglądam przez okno na śmietnik, gnojowisko, wojnę
która ogryza ludzkie kości, bawi się ludzkimi czaszkami
niedaleko stąd w obozie Gross Rosen ludzie umierają z głodu
i pragnienia gdy stara Niemka obraca cienkie karki Biblii
a na nich gotyckie litery w kształcie noży.
* Jan Brzeźniak, był jednym z pierwszych mieszkańców Peterswaldau, obecnych Pieszyc, który został tutaj przywieziony na roboty przymusowe już w 1940 roku. Pracował u niemieckiego gospodarza, którego gospodarstwo znajdowało się na obecnej ulic T. Kościuszki 1, czyli na wprost Urzędu Miasta, a które po 1945 roku objęła rodzina Państwa Bekieszczuków.
Władysław Bryk
1952-2021
Kamieniarstwo nagrobkowe zawód przyszłości
Dla kamieniarza kamień to okno śmierci
on otwiera je żelazną ręką od zewnątrz
zagląda do środka twardym językiem dłuta
nakłuwa ciemne kamienne wnętrzności –
ukryte w nich iskry oświetlają ciemność gwiazd
jasność idei współżycia małżeństwa ziemi z kamieniem
Grobowce pojedyncze, podwójne, pomniki
nagrobki lastrykowe, nagrobki granitowe
nagrobki z kamienia granice naszego postrzegania
naszej wyobraźni w niej zjawiają się osoby
zebrane na trudny czas
Dla kamieniarza cmentarz – ogród ludzkich korzeni
przykryty płytą gasi blask oczu
kładzie palec milczenia na ust kamienną ciszę
Kamieniarza odwieczna walka z zapomnieniem
o cenę życia by zapewnić mu trwanie nawet po śmierci
prochom ludzkim upiększyć grób -
symbol ludzkiej daremności - kruchości pamięci -
podróż w co najmniej podwójnym tego słowa znaczeniu
Aleksandra Brzeźniak
1949-2021
Słowo które gasi wszystkie światła
Greckie imię Aleksandra – broni ludzi -
tak dzielnie przez całe życie nosiła je jak tarczę
przeciwko wszystkim – łącząc wszystko ze wszystkim
pomagając każdemu -
nawet nie próbowałem rozwiązywać we mnie
sprzeczności po jej śmierci tak niespodziewanej
- jak widok spadającej gwiazdy podczas zasłaniania okna sypialni –
córka - żona - wzorowa matka - zwyczajna kobieta –
nic o niej nie można napisać ani powiedzieć
chyba to że nie zabrakło jej żadnego dobra i uśmiechu
sąsiadka - sikorka – przysiadła na drzewie – zajrzała
do okna – odfrunęła w stronę drogi na Rościszów -
odrobina przestrzeni wydartej ziemi i powietrzu
i już jest na ulicy Zamkowej z zakupami z Biedronki –
te kręcenie się w kółko, wokół własnej osi te piruety
są opisem tajemnicy życia - wiecznego słowa teraz -
ono gasi wszystkie światła - zwykła radość istnienia
z niej nie da się wyrwać nawet jednej sekundy
ani wymazać jednej literki – niczego zresetować –
Danuta Kaczor
1960-2017
Pochwała zwyczajności
Przez znajomych nazywana Wydmuszek -
taka zabawa słowna jej panieńskiego nazwiska
Wydmuch (były to czasy gdy nie miała nawet lat
dwudziestu, a lubiła dyskoteki, i w ukryciu
paliła papierosy u koleżanki Basi
które i tak jej nie smakowały)
- ani nasza koleżanka z podwórka
ani nasza koleżanka ze szkolnej ławki, ani ideał
a jednak jej zwyczajność była ponad
przeciętność pieszycką zawsze coś się jej
chciało i ciągnęło ją do działania na rzecz
tych którym działać się nie chciało –
czasem w społeczeństwie jest potrzebny ktoś
całkiem zwyczajny - ona takim kimś była-
Pieszyce – świat – ludzkość - bez niej by sobie
poradziła - a ona na przekór raz się wymyśliła
i tak już trzymała aż do śmierci – nie bała się jej –
(mam kochanego męża – wnuczkę - mogę umierać
moje życie jest spełnione – tak mówiła)
- myślenie o niej - jest wspominaniem młodości-
głosów i ludzi – mało udanych wierszy – treści
trywialnych – ale dzisiaj wzruszających – poruszających
do łez i śmiechu – straconego oceanu czasu –
(co ludziom zwyczajnym się zdarza)
- ale nie jest to powód do posypywania głowy popiołem –
oni zasypiają snem twardym jak ustawy o
miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego -
(tak bardzo potrzebne) ona Wydmuszek – wesoła iskierka -
- tak jasno świecą w pieszyckiej przestrzeni -
Danuta Kaczor, radna Rady Miejskiej Pieszyc, członek Komisji Budżetu i Rozwoju oraz Komisji Zdrowia, Pomocy Społecznej, Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Porządku Publicznego.
Październik, Świdnica 2021 r.