Adam Lizakowski - Pieszycka Księga Umarłych

poniedziałek, 1.11.2021 06:00 867

Cmentarz parafialny

Pw. św. Antoniego w Pieszycach

kościół neogotycki - czujny na palcach stanął

- jak mały chłopiec chcący być wyższym -

pośrodku pól buraczanych

- kolcami wież celując w niebo

ewangelików i katolików

służąc wiernie wiernym –

kościół nie wiejski i niemiejski

niesłynący z bogatej kolekcji dzieł sztuki

ani architektury

 

za nim –  cmentarz miejsce wiecznego spoczynku

ani sławnych ani bogatych ani zasłużonych

na plecach się rozłożył

z twarzą rumianą od sowio górskiego słońca -

grzeczni pieszyczanie  jak warzywa

w ogrodzie życia kładą się cicho od pokoleń

jeden obok drugiego w grządkach –

 

gdybyśmy się mylili - nie mylimy  się -

cmentarz jest ulubionym  miejscem żywych –

(tak twierdzi proboszcz edward dz.)

jak kotwica mocno wbita w ziemię

 

-  mogą się tam spotkać rozmawiać

za pomocą różnych języków:

filozoficznego politycznego sportowego

dla nas jest najlepszy język poezji - arystokratów -

 

kości nóg rąk żeber zębów słów i miłości

mocniejszej od wiatrów sowio górskich

oraz prastarych słowiańskich bóstw

demonów z lasów dębowo-bukowych

 

o sile magnezu co kości umarłych zbiera

po podwórkach niczym stare żelastwo

zanim duszę porwą siły diabelskie

lub anielskie w drogę planetarną

mlecznych krów –

 

Janina Brzeźniak

1928-2020

 

Dziś nie potrafię wydobyć łyżką pamięci z tylu potraf i smaków

- nielukrowane wspomnienie -

 jak ja sobie wyobrażałam ten wyjazd na Zachód

– 20 -letnia wówczas dziewczyna – zdobyłam się na odwagę

w niespokojnych czasach rodzącego się komunizmu

-  poszłam jak w dym – wsiąść w pociąg i pojechać w nieznane

 - pamiętam ogromne, barwne plakaty na płotach i murach

w zachęcających słowach wzywały do zasiedlania  Ziem Zachodnich

wszystko tam było: praca, mieszkanie, zagwarantowana opieka władz

 wystarczyło zgłosić się do Polskiego Związku Ziem Zachodnich

pachniało majem i łąką a ja mimo upałów w sercu i pogody

 miałam ciepłe zimowe buty na nogach -

nie było  za co kupić letniego obuwia,  pończoch, torebki

podróż na drugi koniec Polski z ciekawością w oczach

ze strachem w gardle i sercu -

byłam bardzo młoda i imponowało mi to

 że tak szybko będę mogła się usamodzielnić

odciążyć rodziców, porywał mnie zapał do pracy

 na Ziemiach Odzyskanych – reklamowano

pobudzona wyobraźnia  szeptała do ucha:

lepsze i wygodniejsze życie niż tutaj na Podkarpaciu  -

tam zastawiony stół, śnieżnobiałe obrusy

srebrna zastawa, kryształy, piękna porcelana

świece na stołach w srebrnych lichtarzach - luksus taki -

jak tylko teraz się  ogląda na zagranicznych kolorowych filmach

 - rzeczywistość  okazała się czarno-biała-

niczego nie żałuję miałam piękne i szczęśliwe życie

takie ludzkie pełne miłości i ludzkiej radości -

kochającego męża i dwóch  chłopaków -

byłam młoda i odważna z oczami ciekawymi  świata

 

Jan Brzeźniak*

1921-2015

 

- Porwali mnie za młodu Niemcy

- wywieźli na roboty do Rzeszy.

Trzeba było najpierw do łaźni,

a potem jak Pan Bóg stworzył,

na goło przechodzić i stanąć przed komisją

oglądali, badali nas, było ich z sześciu. 

 

Potem pamiętam na stacji kolejowej Reichenbach,

było nas dużo nie bardzo pamiętam

jak nas do tego bauera przydzielili,

wydaje mi się, że to on wybierał,

wziął mnie na wóz jak jakąś paczkę,

albo worek kartofli i zabrał do wioski Peterswaldau

 

Szkoda było mamy, rodziny w Polsce.

najbardziej dokuczała mi tęsknota zdarzało się,

że płakałem. Kiedyś orząc, wzdychałem do nieba,

prosząc Boga, by pocieszył moich rodziców

i powiedział im, że u mnie wszystko w porządku.

 

Siedzę w środku wioski w ciemnym pokoju nadsłuchuję

głośnych rozmów rosyjskich armat ponad dachami Breslau

z dymów unoszących się próbuje odczytać przyszłość 

od której dzieli mnie ściana ognia, deszcz bomb,

ostre jak noże spojrzenia.

 

Trwam pośrodku swojego świata u niemieckiego bauera

wyglądam  przez okno na śmietnik, gnojowisko, wojnę

która ogryza ludzkie kości, bawi się ludzkimi czaszkami

niedaleko stąd w obozie Gross Rosen ludzie umierają z głodu

i pragnienia gdy stara Niemka obraca cienkie karki Biblii

a na nich gotyckie litery w kształcie noży.

 

* Jan Brzeźniak, był jednym z pierwszych mieszkańców Peterswaldau, obecnych Pieszyc, który został tutaj przywieziony na roboty przymusowe już w 1940 roku. Pracował u niemieckiego gospodarza, którego gospodarstwo znajdowało się na  obecnej ulic T. Kościuszki 1, czyli na wprost Urzędu Miasta, a które po 1945 roku objęła rodzina Państwa Bekieszczuków.

 

Władysław Bryk

1952-2021

Kamieniarstwo nagrobkowe zawód przyszłości

 

Dla kamieniarza kamień to okno śmierci 

on otwiera je żelazną ręką od zewnątrz

zagląda do środka twardym językiem dłuta

nakłuwa ciemne kamienne wnętrzności –

ukryte w nich iskry oświetlają ciemność gwiazd

jasność idei współżycia małżeństwa ziemi z kamieniem

 

Grobowce pojedyncze, podwójne, pomniki

nagrobki lastrykowe, nagrobki granitowe

nagrobki z kamienia granice naszego postrzegania

naszej wyobraźni w niej zjawiają się osoby

zebrane na trudny czas

 

Dla kamieniarza cmentarz – ogród ludzkich korzeni

przykryty płytą gasi blask oczu

kładzie palec milczenia  na ust kamienną ciszę

Kamieniarza odwieczna walka z zapomnieniem

o cenę życia by zapewnić mu trwanie nawet po śmierci

prochom ludzkim upiększyć grób -

symbol ludzkiej daremności - kruchości pamięci -

podróż w co najmniej podwójnym tego słowa znaczeniu

 

Aleksandra Brzeźniak

1949-2021

 

Słowo które gasi wszystkie światła

Greckie imię Aleksandra – broni ludzi -

tak dzielnie przez całe życie nosiła je jak tarczę

przeciwko wszystkim – łącząc wszystko ze wszystkim

pomagając każdemu - 

nawet nie próbowałem rozwiązywać we mnie

sprzeczności po jej śmierci tak niespodziewanej

- jak widok spadającej gwiazdy podczas zasłaniania okna sypialni –

córka - żona - wzorowa matka  - zwyczajna kobieta –

 nic o niej nie można napisać ani powiedzieć

chyba to że nie zabrakło jej żadnego dobra i uśmiechu

sąsiadka - sikorka – przysiadła na drzewie – zajrzała

do okna – odfrunęła w stronę drogi na Rościszów -

odrobina przestrzeni wydartej ziemi i powietrzu

i  już jest na ulicy Zamkowej z zakupami z Biedronki –

te kręcenie się w kółko, wokół własnej osi te piruety

są opisem tajemnicy życia - wiecznego słowa teraz -

ono gasi wszystkie światła - zwykła radość istnienia

z niej nie da się wyrwać nawet jednej sekundy

ani wymazać jednej literki – niczego zresetować –

 

Danuta Kaczor

1960-2017

Pochwała zwyczajności

Przez znajomych nazywana Wydmuszek -

taka zabawa słowna jej panieńskiego nazwiska

Wydmuch (były to czasy gdy nie miała nawet lat

dwudziestu, a lubiła dyskoteki, i w ukryciu

paliła papierosy u koleżanki Basi  

które i tak jej nie smakowały)

- ani nasza koleżanka z podwórka

ani  nasza koleżanka ze szkolnej ławki, ani ideał

a jednak jej zwyczajność była ponad

przeciętność pieszycką zawsze coś się jej

chciało i ciągnęło ją do działania na rzecz

tych którym działać się nie chciało –

czasem w społeczeństwie jest potrzebny ktoś

całkiem zwyczajny - ona takim kimś była-

Pieszyce – świat – ludzkość - bez niej by sobie

poradziła - a ona na przekór raz się wymyśliła

i tak już trzymała aż do śmierci – nie bała się jej –

(mam kochanego męża – wnuczkę - mogę umierać

 moje życie jest spełnione – tak mówiła)

- myślenie o niej - jest wspominaniem młodości-

głosów i ludzi – mało udanych wierszy – treści

trywialnych – ale dzisiaj wzruszających – poruszających

do łez i śmiechu – straconego oceanu czasu –

(co ludziom zwyczajnym się zdarza)

- ale nie jest to powód do posypywania głowy popiołem –

oni zasypiają snem twardym jak ustawy o

miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego -

(tak bardzo potrzebne) ona Wydmuszek – wesoła iskierka -

-  tak jasno świecą w pieszyckiej przestrzeni -

Danuta Kaczor, radna Rady Miejskiej Pieszyc, członek  Komisji Budżetu i Rozwoju oraz  Komisji Zdrowia, Pomocy Społecznej, Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Porządku Publicznego.

Październik, Świdnica 2021 r.