Adam Lizakowski - Złoto Gór Sowich

środa, 20.3.2019 17:35 4597 21

Adam Lizakowski

Złoto Gór Sowich

Urodziłem się zaledwie dekadę po II wojnie światowej setki kilometrów od miejsca w którym rodzili się moi rodzice i dziadkowi i ich rodzice i dziadkowie. Urodziłem się na Dolny Śląsku na ziemi piastowskiej sprzed tysiąca lat, w miejscu, które przez wiele stuleci miało wielu królów i cesarzy, książąt i możnowładców. W miejscu od kilku stuleci należącym do Prus a później do Trzeciej Rzeszy Niemieckiej, które po układach jałtańskich w 1945 roku zostało oddany Polsce. Urodziłem się zaledwie niecałe dziesięć kilometrów od miejscowości Niemcza, która przeszła do historii Polski jako jedna z pierwszy pod którą w 1017 roku woje/rycerstwo pierwszego króla Polski Bolesława Chrobrego przeciwstawiło się potędze niemieckiej cesarza Henryka II i jego sojuszników czeskich. Urodziłem się w miejscowości, która jest zaledwie pół godziny drogi od Henrykowa, w którym to zapisano w księdze henrykowskiej pierwsze zdanie, uchodzące za najstarsze zachowane na piśmie w języku polskim.

Urodziłem się na ziemi która od prawie wieków nasiąkała krwią ludzi walczących z niemieckimi najeźdźcami. I tak było w XX wieku, gdy w moim powiecie dzierżoniowskim w którym się urodziłem Niemcy mieli swoje obozy pracy w których pracowali ludzie z zajętych przez nich terenów prawie z całej Europy łącznie z Żydami zwożonymi tutaj do niewolniczej  pracy. Był to obóz koncentracyjny i nazywał się Gross-Rosen  (1940-1945) i jego filie znajdowały się na terenie Bielawy, Pieszyc, Dzierżoniowa i innych mniejszych miejscowościach mojego powiatu. Więźniowie pracowali w fabrykach a także na niemieckich gospodarstwach rolnych pomagając przy pracy w polu i gospodarczej. Mało interesowałem się historią mojej małej ojczyzny, chociaż mój ojciec weteran wojny, osadnik wojskowy był chodząca historią.  Mieszałem w domy wybudowanym przez Niemców z którego żołnierze armii czerwonej wypędzili Niemców.

Spałem w łóżku poniemieckim, siedziałem na krzesłach poniemieckich i jadłem na stole poniemieckim,  chodziłem do szkoły w której uczyły się dzieci Niemców i siedziałem w ich ławkach, jednak wtedy jako dziecko o tym wcale nie myślałem, bo Niemcy byli źli, to mordercy. To oni spali dom moich dziadków, szkołę do której chodziły starsze siostry mojej mamy, to oni zamordowali moich kuzynów. Na stole poniemieckim uczyłem się alfabetu niemieckiego i na nim powstawały moje pierwsze wiersze. Moja ciocia Stefania, (siostra ojca), uczestniczka Powstania Warszawskiego a później więźniarka obozu Ravensbrück, to ona pewnego dnia, gdy miałem 13 czy 14 lat zabrała mnie na wycieczkę do obozu Gross Rosen.  A tam dowiedziałem się, że sieć tych obozów została nazwana kryptonimem Arbeitslager Riese i była częścią sieci podobozów Gross-Rosen. Komendantem był Albert Lütkemeyer.

Gross Rosen

Nadzy wpłynęli szeroką spienioną falą

ludzką do długiego koryta korytarza –

gdy fala zamarła usłyszeli

oficjalny krok oficera SS lekarza o

bozowego Friedricha Entressa –

to on chirurg czystej rasy bez ogródek

wskazywał na podstawie wyglądu

zewnętrznego ludzi  -

kto trafi do łóżka szpitalnego

kto na śmiercionośny zastrzyk

kto do komory gazowej

- cień na twarzy decydował

kto przeżyje 

szczęśliwcy poszli do

bekleidungskammer

- arbeitskommando

uwijało się wśród przybyłych

wśród krzyków twardych jak

wydobywany granit

schnell, schnell, schnell

i już było po krzyku

wiersze starych mistrzów

poezji niemieckiej zabłąkane

przepojone głodem od

żołądka po sam mózg

stały się bezużyteczne -

kolczasty drut nie nadużywając

słów mówi: wszystko zostało

utracone utożsamione z błotem

i brukiem

 

Ciocia Stefania przed wojną i w czasie wojny była gospodynią domową pewnego polskiego oficera, któremu prowadziła dom w Warszawie. Gdy wybuchło powstanie, została sanitariuszką. Chociaż nasza rodzina pochodziła z Kaszub, to moi pradziadowie już na przełomie XIX i XX wieku wyemigrowali w „wielki świat” za chlebem. Jedni do Ameryki inni na Wołyń, ciocia właśnie jest tej „odnogi” wołyńskiej, która w poszukiwaniu lepszego życia wyjechała do Warszawy. Po upadu powstania,  po wyzwoleniu obozu, nie wiem jakim cudem odnalazła swojego brata  Edwarda (mojego ojca) z którym zamieszkała w miejscowości Glinno, malutkiej miejscowości w Górach Sowich. Ojciec tam otrzymał 10 hektarowe gospodarstwo rolne po Niemcach, którzy jeszcze przez wiele miesięcy mieszkali razem z nim pod wspólnym dachem, zanim wypędzono ich do Niemiec.  Ciocia jednak znalazła  pracę w Walimiu, zaledwie niecałe pięć kilometrów od Glinna i tam poznała swojego przyszłego męża Władysława Kołodziejskiego, urodzonego pod Łodzią w 1924 roku. Wujek, żołnierz AK, zaraz po wojnie uciekł na tzw. Ziemie Odzyskane, ale i tam odnaleźli go siepacze z UB. Spędził kilka lat jako więzień pracując w kopalniach na Górnym Śląsku. Miejscowość Walim jest położona  w samym sercu Gór Sowich. Bardzo lubiłem ciocię Stefanię i często byłem u niej gościem, chociaż mieszkałem od niej piętnaście kilometrów w miejscowości Pieszyce, które są stolicą Gór Sowich, bo na terenie tej gminy znajduje się najwyższy szczyt tych gór, Wielka Sowa, 1015 m. n.p.m. Podczas wakacji pomagałem jej na gospodarstwie przy sianokosach,  ale najbardziej lubiłem pracę przy koniczynie, bo ona pięknie pachniała w lipcu, i trzeba było ja lekko i delikatnie grabiami przewrócić na drugą stronę, aby szybciej schła. Wujek Władek był zapalonym grzybiarzem, a sierpień to ulubiony miesiąc grzybiarzy. To on nauczył mnie rozróżniać grzyby jedne o drugich. Miał swoje ulubione miejsca i tam się z koszami na prawdziwki wybieraliśmy się. Po drodze opowiadał mi historię tego małego skrawka małej ojczyzny w Górach Sowich pomiędzy Rzeczką a Jugowicami. Czasem mijaliśmy miejsca w których leżały setki worków  skamieniałego cementu, cichego świadka dramatycznych wydarzeń sprzed dwóch dekad. Wujek mówił wzruszonym głosem, bo sam był więźniem komunistycznego systemu i wiedział dokładnie jakie to jest uczucie, pracować ponad ludzkie siły, bo praca więźniów była bardzo ciężka.  Jak jakaś super maszyna kosmiczna wbijali się we wnętrze góry, budowali drogi dojazdowe, torowiska kolejek, pracowali przy przeładunku materiałów budowlanych. Ludzie umierali jak muchy, śmiertelność była bardzo wysoka, co wiązało się zarówno z niedożywieniem z przeciążeniem pracą, z niebezpiecznymi robotami podziemnymi, jak i z traktowaniem więźniów przez niemieckich oprawców. Wielu z nich, dla zatarcia śladów i usunięcia świadków, zostało zamordowanych w ostatnich tygodniach przed wycofaniem wojsk niemieckich uciekających przed Armią Czerwoną.

 

Budowa  Riese*

Olbrzym powstał kosztem olbrzymich sum

o które trzeba było się zatroszczyć

miejsce powstało kosztem tysięcy istnień

ludzkich trzeba było ponumerować je

i wcale się o nich nie troszczyć -

motyl- więzień żyjący miesiąc czasu -

każdy wydrążony metr

to śmierć wielu.

 

Bo on

orał jak wół dla dobra Niemiec

twarz miał pooraną troskami

nie miał gdzie się schować

nie wiedział co, gdzie ma ukryć

Rosjanie byli z jednej strony

Amerykanie z drugiej strony

nie mógł bawić się z nim w ciuciubabkę

nie chciał chować się do szafy

ani pod łóżko, nie mógł zapaść

się pod ziemię - a tak bardzo tego

chciał - szukał jakiegoś kąta w którym

mógłby się skryć, mogła to być

sowia dziura - kwatera w Sudetach.

 

Jak dziecko chciał się schować we wnętrzu góry

bo on

chciał mieć fabrykę cudownej broni

doskonałą od A do Z

chciał mieć doskonały naród

od Aorty do Żeber

bo on

kto to wie o czym myślał

budując Riese.

Sieroty, ruiny i zgliszcza - lustro świadek tragedii

i dramatów nowoczesności

pozostały po kanclerzu

- więźniowie z Gross Rosen i Łódzkiego Getta

(pracowali  wydajniej od maszyn

w nieludzkich warunkach)

przy głodowych porcjach wyżywieni

(niektóre motyle nie jedzą i nie piją)

okres życia więźnia-robotnika

wynosił przeciętnie około czterech tygodni

 

 

W Berlinie padał kwietniowy deszcz

i bomby amerykańskie

psychicznie czuł się jak pies wypędzony

z budy i cały ten pomysł w Górach Sowich

zdał się psu na budę.

 

Kto za dużo chce ten otrzymuje fiolkę z cyjankiem

albo kroplę ołowiu  (nie zawsze) z chmury ołowianej-

chciał jeść dwoma łyżkami na raz

a innych utopiłby w łyżce wody.

 

Ponieważ nie umiem podziwiać

grobowców nie wchodzę we wnętrze

wujek Władek pokazuje

sprasowane worki z cementem

czas zamienił je w kamień -

słuchać brzęczenie dzikich much

tańczących dziki taniec

ja nie będę im Riese w tańcu odbijał.

 

Projekt Riese (z niem. olbrzym) – kryptonim największego projektu górniczo-budowlanego hitlerowskich Niemiec rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich oraz na zamku Książ i pod nim w latach 1943–1945.

 

Złoto Gór Sowich

Robotnicy (z Gross Rosen) jak robaki

przenikali do rdzenia góry, dłubali korytarze

kroplą potu, kropla krwi, kroplą łzy-

beton i stal, mięśnie i żyły, strofa po strofie

rósł strunobeton, rozdeptywano strzęp ludzki.

 

Projekt Riese zdumiewał rozmachem

wielkością, zuchwałością, ilością korytarzy -

transcendentny z kamiennym niebem

rzeczywistości - miał być ostatnim rozdziałem

rozgorączkowanego Hitlera, bez rozgłosu.

 

Niemcy liczyli, że ukrywając złoto

w skalnych sejfach w zakamarkach

sejsmicznej ciszy i ludzkiej pamięci

odzyskają  góry złota po zakończeniu wojny

przeliczyli się po ustaleniu  granicy na 

Nysie Łużyckiej Dolny Śląsk przepadł.

 

Jesień ubrała Góry Sowie w ubranie

służbowe, złote liście, grzybiarze chodzi

po złocie, mocny sen zapomnienia

wilgoć i mech ponownie otrzymały swe

królestwo a wszystko co kryła ziemia

 

Stało się własnością skarbu PRL

łącznie z burzowymi chmurami

gniewem rozpisanym  i wyrysowanym

na twarzach po porannym myciu zębów

nawet łzy nie rozmiękczyły Wielkiej Sowy

choćby sypano jej pod nogi worki ze złotem.

Ktoś puszczał na sznurku od latawców

pogłoski że złoto jest w Watykanie, w bankach

Szwajcarskich, w Ameryce Południowej

w Moskwie, w ludzkiej pamięci świeżej

a później drugiej świeżości, obecnie trzeciej.

 

Od 1945 wszyscy autochtoni zostali

obdarzeni podwójnym spojrzeniem

gromadząca się woda w sztolniach

stawała się dziesiąta wodą po kisielu

a nawet wodą królewską, ściany zarosły

mchem, niewinna trawa łasi się do nóg.

 

Wielu odkrywców czeka na wilgotny

głos rozsądku ściany mówiący złotym

tonem o „krainie złota”,  wielu poszło

za głosem serca stanęli pod ścianą

mówią do ściany, tłuką w ścianę nie tylko

kilofami ale i głową, wbili zęby w ścianę

wielu poruszył głos sumienia który wywołał

bestię zamkniętą w czterech ścianach własnej

wybujałej wyobraźni.

 

Góry Sowie

rodzicom

 

Na wschodzie granicą jest Przełęcz Srebrna

a na zachodzie dolina rzeki Bystrzycy -

mały człowiek o wielkim sercu stanął

na przeciw góry – powiedział góro

to nie jest rozmowa na telefon - jestem

człowiekiem mam 60 lat

chcę ci podziękować w imieniu jaszczurek

sów, muflonów, przejrzystego powietrza

moich rodziców, którzy  stawiali na stół

dwanaście talerzy a sami z garnka jedli

którzy śpiewająco czasem ze śpiewką

przez długie lata żyli w twoim

cieniu podziwiali ciebie mieli małą

malowniczą ojczyznę chociaż było wielu

zabitych i rannych -

 

góro jesteś domem, solniczką, lampką

nocną - każdy mieszkający tutaj

nosi ciebie na swoich ramionach

przy tobie nikt nie może czuć się samotny

nigdy przed nikim nie zatrzasnęłaś drzwi

 

Cisza zmieszana z milczeniem -

góra - powiedziała- jestem miliard lat stara

spałam miliony lat w głębiach oceanów

odwiedzały mnie  rekiny

tańczyłam na wulkanie

dinozaury na moich zboczach uczyły się fruwać

przed moimi oczami wiatr tańczył kręgi złote

- twoich rodziców nie pamiętam

czy oni są podobnie do mrówek 

pełzają na mój łeb, szyję, tupią

wszystko niszczą na swojej drodze

 

jestem człowiekiem – odpowiedział człowiek

nie mrówką

przypominasz mi mrówkę – powiedziała

spokojnie góra

 

rozstali się z uśmiechem

człowiek obiecał że góry nie opuści

ani na chwilę

góra milczała

 

Źródła; wszystkie wiersze pochodzą z tomu pt. Jak zdobyto dziki zachód. Wydawncitwo,  WBP i CAK w Poznaniu, 2017r.

Dzierżoniów 18/3/2019

 

Przeczytaj komentarze (21)

Komentarze (21)

Egon wtorek, 09.04.2019 16:56
biedny zakompleksiony półeta istnieje tylko dzięki Panu Adamowi tzn. istnieje...
piątek, 22.03.2019 12:00
Panie Adamie, proszę być mądrzejszym od poety Ryszarda Mierzejewskiego,...
piątek, 22.03.2019 15:28
A powyższe napisał sam do siebie Adam L. Styl budowy...
Egon wtorek, 09.04.2019 19:49
styl budowy zdań to wpisz - wymaluj Siwy Półeta
Ryszard Mierzejewski sobota, 23.03.2019 00:14
No, właśnie Lizakowski, dałbyś już sobie spokój z tym udawaniem...
Egon wtorek, 09.04.2019 16:54
Jad zakompleksionego półety podany na tacy
Jozek z Uciechowa. piątek, 22.03.2019 09:37
A ja zglosze naszych wieszczy do Nobla!!!
Ryszard Mierzejewski środa, 27.03.2019 19:29
Józek, dziękuję za wsparcie, ale ja nie potrzebuję żadnej nagrody,...
Egon wtorek, 09.04.2019 16:52
mów za siebie półeto
Wesoły Muflon piątek, 22.03.2019 09:51
Jakże nudne i jałowe byłoby życie bez internetu :)
czwartek, 21.03.2019 20:35
Pieszyce mają już związek z Nagrodą Nobla dzięki Hauptmanowi i...
Ryszard Mierzejewski czwartek, 21.03.2019 10:06
Rzeczywiście, przeczytanie całych tych grafomańskich wypocin niepotrzebnie nadwyręża siły przeciętnego,...
czwartek, 21.03.2019 18:43
Drogi, kochany Rysiu, gdyby nie pan Adam, o tobie nikt...
Ryszard Mierzejewski piątek, 22.03.2019 06:53
Drogi, próżny Adasiu! Rysiu pisał już wiersze i recytował z...
senga środa, 20.03.2019 17:47
piękny tekst...dziękuję
środa, 20.03.2019 21:17
Co to jest?
środa, 20.03.2019 21:21
Jezu,dosyć......
środa, 20.03.2019 21:24
doba macie potencjalnego Noblistę......(doba celowo z małej)
czwartek, 21.03.2019 07:31
Przeczytałem całość z zapartym tchem ale nic o złocie nie
Aut czwartek, 21.03.2019 08:10
Panie Adamie L. Bardzo dobrze się stało, że opisał ...
autor środa, 20.03.2019 22:14
Już wystarczy! Niech zacznie pisac pamiętniki!