INNE MIASTECZKO. Rozmowa z Niemczaninem Michałem Kukułą

czwartek, 27.6.2019 14:38 2051 4

Miłosz Wrzesiński. Rozmawiamy z okazji ukazania się twojej prozatorskiej książki INNE MIASTECZKO. Jak to się stało, że debiutujesz w prozie? Pamiętam kilka dobrych lat temu tworzyliśmy wspólnie Poetycką Inicjatywę Nowej Generacji PONG w skrócie PING PONG. Występowaliśmy w dresach z rakietami ping pongami, zgodnie z założeniem o dobrym spotkaniu autorskim "powinny być świece i powinien ktoś grać". Były świece i graliśmy na takim maleńkim stoliku ... , no i prasa napisała, że graliśmy "dość nieudolnie". Jak to się stało z twoim wyborem innej drogi? Bo to przecież inna estetyka, środki wyrazu, wszystko !

Michał Kukuła: Myślę ze te drogi gdzieś wciąż się przeplatają. Kiedyś kolega po piórze (Krzysiek Sobczak), po lekturze jednego z opowiadań stwierdził, że czuć w tym to, że poezja nie jest mi obca. Poza tym gdzieś z tyłu głowy zamiast fraz wierszy pojawiały się akapity , zręby fabuł i historii. Zamiast zwięzłych metafor i porównań opisy fragmentów rzeczywistości. Poezja dla mnie jest czymś co w formie dąży do minimalizmu, a rozwija przez to obszar znaczeniowy. Poezja dąży do symboliki, proza jak najbardziej do uplastycznienia abstrakcji. Jednak nie sposób chyba tak naprawdę rozdzielić tych dwóch dróg. Ja powoli dopiero oswajam swój warsztat i ostrożnie poszerzam sobie pole działania w prozie próbując przekazać własne wyobrażenia czytelnikowi, a gdzieś między wierszami ocieram się jednak o poezję. To nie do końca jest tak, że świadomie wybrałem inną drogę. Poezja to przecież sposób patrzenia na rzeczywistość a jeśli wziąć pod uwagę ogród realizmu magicznego to czy to nie jest poetyckie spojrzenie na świat ?

MW: Czy kiedy pisałeś pierwsze opowiadanie ze zbioru INNE MIASTECZKO wiedziałeś, że to będzie cała książka, czy koncept powstał później.

MK: Zacznijmy od tego, że są to teksty wybrane pisane na przestrzeni kilku lat do szuflady. Pierwsze z nich (w kolejności chronologicznej) zacząłem pisać mając zamysł na coś większego niż opowiadanie. Ten zamysł jest wciąż aktualny, bo fabułę wciąż mam z tyłu głowy. Jednak w międzyczasie pojawiły się inne koncepty, których potencjał chciałem przelać na papier i rozwinąć. Wszystkie jednak łączy jedna przestrzeń: Niemcza.

MW: Inne miasteczko. W twoich opowiadaniach wyczuwa się, że posiadasz silny emocjonalny stosunek do Niemczy ! Afirmujesz to miejsce ! Podczas gdy prowincja nie jest w modzie, z takich miejsc się ucieka, wiele osób wstydzi się mówić, że jest z małej miejscowości, bo mieszkają tam zwykli ludzie, a ludzie z miasta mają jakby więcej możliwości, robią kariery, są bogatsi, bardziej zadbani, mają bliżej na kursy, zajęcia i sami sobie wydają się pępkiem świata. Mimo to ty wybierasz Niemczę ?

MK: Trudno nie podchodzić emocjonalnie do swojego domu. Prowincja jest teraz jak najbardziej w modzie. Sam mieszkam we Wrocławiu, gdzie w kręgu znajomych mam ludzi, którzy chociaż napływowi wyrażają wolę ucieczki z betonu. Bo tak to trzeba nazwać. Duże miasto to nie tylko możliwości, ale i niedogodności. Letni skwar nagrzanego asfaltu, korki, spaliny i psychologia tłumu, w tym pejoratywnym znaczeniu, często są nieznośne. I całe szczęście, że istnieją takie prowincjonalne oraz zwykłe wsie, miasta i miasteczka. Chociaż "zwykłe" to słowo stanowczo nieodpowiednie. Tu wręcz widać niezwykłość na każdym kroku. Ludzie wchodzą w bardzo bliskie relacje. Czasem są to uściski, a czasem zwady, ale takie jest życie. I lepsze to niż obojętni obcy sąsiedzi. Dobrze, że użyłeś słowa „jakby" przy możliwościach, bo nastały czasy kiedy możliwość rozwoju i czerpania z dóbr ma każdy. Tylko wielu ludziom wystarcza jedynie możliwość. Bo z korzystaniem z tych możliwości jest różnie. Naprawdę mamy coraz więcej możliwości kontaktu z innymi i samorozwoju, a paradoksalnie zamykamy się coraz bardziej we własnych kokonach. Istnieje już nawet nazwa na coś takiego - kokoning (cocooning). Na moich oczach powstają nowe osiedla w których zamieszkują kolejne tysiące ludzi. Każde, KAŻDE jest ogrodzone płotem. Taki syndrom naszych czasów. Tymczasem, tutaj, w mojej Małej Ojczyźnie wychodząc z domu po kwadransie jestem w cichym lesie. Myślę, mam taką nadzieję, że ludzie zaczną w końcu dostrzegać takie rzeczy.

MW: Przekonałeś mnie! Chociaż właściwie ja już należę do przekonanych. W swoich opowiadaniach bardzo dokładnie odzwierciedlasz topografię terenu, układ ulic, detale architektoniczne. Znający okolicę czytelnik nie będzie miał wątpliwości, gdzie toczy się akcja. Robisz to z dużą pieczołowitością. Czemu właściwie służy ten zabieg ?

MK: W Twoim pytaniu zawiera się już częściowo odpowiedź. Służy to ułatwieniu utożsamiania się z przestrzenią, w której my Niemczanie istniejemy. A szczegółowość to ukłon ku tym, których być może po lekturze INNEGO MIASTECZKA, zaciekawi topografia tego miejsca. Opisywać można właściwie w nieskończoność, ale zawsze będzie to tylko ułamek rzeczywistości.

MW: Od tajemniczego dali bal po futro króla Cyganów przedmioty podszyte są w twojej książce kolejnymi warstwami znaczeń: historycznych, kulturowych. Zacierasz granicę pomiędzy tym, co prawdopodobne, a fantastyczne, ponadzmysłowe. Czy bycie dyplomowanym etnologiem w tym pomaga czy nakłada kaganiec?

MK: Na pewno nie ma tu mowy o żadnych ograniczeniach wynikających z wiedzy akademickiej. Chociaż studia skończyłem dekadę temu i niestety nie uprawiam etnologii na co dzień, nigdy nie żałowałem wyboru tej dziedziny. To świetne studia humanistyczne, które mogą tylko poszerzyć horyzont myślowy, a nie zawęzić do ram jakiejś doktryny czy teorii. Antropologia jest w dodatku bardzo dynamiczna dziedziną, mówi przecież o człowieku, a ten ostatnimi czasy przekształca siebie i swoje otoczenie w coraz szybszym tempie. Antropologia otwiera oczy na konteksty, symbolikę czy tak chętnie używane słowo magia, która okazuje się nie pudłem z fajerwerkami, ale całą dziedziną tłumaczącą świat. Jest też kwestia inności, z którą spotykamy się na każdym kroku, a często za bardzo nie wiemy co z nią zrobić. Stabuizować ? Wyprzeć ? Czy ksenofobicznie zniszczyć ? Chyba gdzieś głęboko, podświadomie próbowałem przemycić antropologię w tych tekstach bo kiedy oddaliłem od siebie przysłowiową kartkę z tekstem stwierdzałem: no tak właściwie wyszła rzecz o... Ale nie chciałbym dorabiać do moich opowiadań jakichś teorii.

MW: Łatwo zauważyć, że w twojej książce często nawiązujesz do II wojny światowej.

MK: Druga wojna światowa to część tak niedawnej historii i chyba nie da się nie zahaczyć o ten temat pisząc o miasteczku odzyskanym 80 lat temu. Wśród nas są przecież jeszcze ludzie, którzy te czasy mają w pamięci. Są też tacy, którzy tu wracają bo to właśnie wojna spowodowała, że Niemcza stała się dla nich jedynie odległym wspomnieniem. Poza tym cała machina wojenna pozostawiła po sobie nieustający nimb tajemniczości. Nie rozwiązane zagadki militarne, ukryte skarby, zaginione akta i milczący na te tematy ludzie. Ale o tym jeszcze będzie (śmiech) mam nadzieję że w najbliższej przyszłości.

MW: Jak wyobrażasz sobie swojego czytelnika?

MK: Kiedy powstawały poszczególne teksty nie celowałem w żadne bliżej określone grono odbiorców. Górę brały raczej wyobraźnia i progres pomysłów niż zastanawianie się kto będzie tego ewentualnym odbiorcą. Myślę że to właśnie nakłada na piszącego pewne ograniczenia. Z drugiej jednak strony chciałem aby to były teksty, które są po prostu zrozumiałe, obrazowe i ciekawe, a odbiorcą każdy kto lubi odpoczywać z lekturą i oderwać się nieco od ziemi chociaż na odległość książki grubej na 150 stron.

MW: Dziękuję ci za rozmowę i życzę żeby jak największe grono czytelników wybrało takie loty, na swoje wakacyjne przygody z książką.

Przeczytaj komentarze (4)

Komentarze (4)

poniedziałek, 01.07.2019 22:49
Zarozumialcy na pewno niczego dobrego dla małych miast nie zadziałają...
poniedziałek, 01.07.2019 22:59
Ten Pan autor jak jeszcze mieszkał w Niemczy nie zniżył...
poniedziałek, 01.07.2019 23:10
Podpisywanie się to specjalność Michała.świetnie pozoruje szacunek i jakiś niby...
poniedziałek, 01.07.2019 06:37
Jak kultura ma być kreowana w ten sposób , to...