Ludzie regionu

sobota, 27.6.2020 09:15 3517 1

 Alians S35

- Czy coś stanęłoby na przeszkodzie, żeby pomieścić nawet 300 programistów w budynku po byłych Zakładach Przemysłu Odzieżowego „Bobo”? - Na wyprawę w gospodarcze Himalaje zaprasza Maciej Badora, Doradca Marszałka Sejmu RP.

- Czy wie pan, co oznaczają litery DB na rejestracji samochodowej?

Maciej Badora - Jest to wyznacznik Wałbrzycha.

- Nieprawda, to Dolina Biedy. A DBA to Dolina Biedy Absolutnej. Czy zgadza się pan z tak sformułowaną krytyką?

- To nie jest żaden pogląd ani żart, tylko złośliwe określenie naszego miasta i powiatu. Niestety, tak też  się myśli o całym regionie. Mnie to raczej żenuje.

- Mnie także. Wałbrzych, jeszcze niedawno stolica województwa, przez długi czas był postrzegany negatywnie. Wizerunek wprawdzie uległ poprawie, m.in. za sprawą specjalnej strefy ekonomicznej, ale pozostawia jeszcze wiele do życzenia. W pańskim programie jednym z postulatów był pomysł dotyczący transportu publicznego. Pochodzę z Dzierżoniowa, skąd dawniej bez trudu można było dojechać do Wałbrzycha autobusem i to kilka razy dziennie …

- W myśleniu o Wałbrzychu i regionie wciąż pokutuje błąd określany jako prezentyzm. Odnosimy się do bieżącej sytuacji, ale pomijamy prognozy i minione wydarzenia. W połowie lat 40., kiedy ustaliły się nasze zachodnie granice i Wałbrzych został włączony do państwa polskiego, miasto generowało blisko 8% PKB. Przez wiele lat nasz region był bardzo intensywnie eksploatowany, czemu nie towarzyszyły żadne znaczące inwestycje. Infrastruktura się dekapitalizowała i nie była odtwarzana. Dodatkowo, na początku lat 90. cały kraj wszedł w okres reform gospodarczych, które sprowadzają do tego, że albo wygasza się, albo wręcz sprzedaje duże części przemysłu. Następują poważne przemiany własnościowe. Procesy te dotykają górnictwo i przemysł ciężki w naszym regionie,  a także włókiennictwo, przemysł elektroniczny, elektrotechniczny czy radiowy (np. Z.R. „Diora” w Dzierżoniowie). Doprowadzają do upadku bądź likwidacji większości dziedzin wytwórczych na bardzo uprzemysłowionym obszarze. Dopiero na tle tych zjawisk można odnieść się do mało eleganckich określeń, jak dolina biedy. Podobne inwektywy powinny budzić wstyd raczej u ludzi podejmujących w owym czasie decyzje, które doprowadziły do zubożenia regionu. Przecież mieszkańcy województwa wałbrzyskiego bardzo ciężko pracowali, w trudnych warunkach, a dziś muszą borykać się z problemami zupełnie egzystencjonalnymi.

- W krótkim czasie zniknęło prawie wszystko. Również komunikacja zbiorowa.

- Transport publiczny to nie żaden luksus, lecz pewnego rodzaju nośnik. Umożliwia generowanie zwiększonego potencjału wynikającego z łatwego i taniego przemieszczania się ludzi pomiędzy poszczególnymi częściami obszaru. Trudno sobie wyobrazić, żeby w dużych miastach nie było transportu publicznego. Tak naprawdę poprzez przemyślany system komunikacji zbiorowej dynamizujemy rozwój całego regionu. Upadkowi przemysłu na naszym terenie towarzyszyła dezintegracja transportu publicznego. Z konsekwencjami tego rozpadu borykamy się w zasadzie do dzisiaj. Trzeba jednak zauważyć, że są podejmowane działania zmierzające do stopniowego odtworzenia układów komunikacji i transportu zbiorowego, ale wydaje się, że następują zbyt wolno.

- Warto myśleć perspektywicznie. Z drugiej strony w pańskich postulatach pojawia się  rekompensata polityczna z powodu likwidacji przemysłu górniczego w naszym regionie…

- Unitaryzm państwa polskiego zakłada równomierny rozwój wszystkich regionów. Nasz, w latach wcześniejszych, był wysoce uprzemysłowiony i nie doświadczył skutków wojennych. Nie musiał korzystać ze wsparcia pochodzącego z innych części kraju. Dostarczał więcej, niż potrzebował odbierać. Tak naprawdę produkcja realizowana tutaj wzmacniała i budowała polską gospodarkę, bo w dużej mierze spełniała krajowe potrzeby, zwłaszcza pod względem węgla, koksu czy maszyn i innych urządzeń. Uważam, że w momencie przemian ustrojowych po roku 1990 dokonano w naszym regionie pewnego eksperymentu. To nie było działanie gospodarcze, tylko eksperyment, porównywalny z decyzją o likwidacji PGR-ów, przy czym w tym drugim przypadku obejmował znacznie większą część Polski i z tego powodu skutki nie były tak dotkliwie dla konkretnych obszarów. Dzięki temu, że u nas próba ta okazała się kompletnym fiaskiem, na Górnym Śląsku odstąpiono od tego projektu, górnictwo węgla istnieje tam nadal i stanowi istotną kotwicę gospodarczą regionu. U nas wygaszono kopalnie i przemysł ciężki, ale nie zapewniono czasu, żeby powstało coś w zamian.

- Sformułowanie „polityczne rozliczanie” budzi mieszane uczucia, jednak podczas zwiedzania kopalni Thorez w Wałbrzychu, która funkcjonuje już tylko jako muzeum, dowiedziałem się o tamtejszej wielomilionowej inwestycji. Do złoża antracytu, wysokokalorycznego węgla, wybudowano potężny szyb i po jednym tajemniczym telefonie zaraz zasypano. Nie rozumiem, dlaczego Czechom opłaca się wydobycie, a nam nie...

- Technologie się zmieniają. Produkcja nierentowna 10 lat temu, teraz może się opłacać. Mamy ciekawą analogię do obecnej sytuacji. Wobec pandemii koronawirusa można było przyjąć dwie strategie. Po pierwsze, wiedząc o tym, że nie unikniemy epidemii, próbować ją maksymalnie rozciągać w czasie, żeby nie nastąpiła niewydolność opieki zdrowotnej. Drugi pomysł, to puścić wszystko na żywioł. To, co się stało w Polsce w latach 90., nie musiało się wydarzyć. Można powiedzieć, że część wydarzeń została sprowokowana. Kiedy dostrzegamy niewydolność procesów, powinniśmy tak nimi zarządzać, żeby minimalizować szkody. Wydaje się, że Czesi przyjęli ten pierwszy wariant. Postanowili minimalizować skutki, rozciągając procesy w czasie. Oczywiście, trzeba analizować błędy, żeby ich nie powtarzać, jednak receptę na przyszłość musimy budować w oparciu o to, co jest. Wyciągnijmy wnioski i zastanówmy się, jak zmniejszyć wyludnienie, żeby teren stał się atrakcyjny dla wszystkich, którzy tu mieszkają. Pomyślmy też, jak przyciągnąć wartościowych ludzi, którzy pomogliby w rozwoju.

- Piława Górna związała przyszłość z przemysłem włókienniczym dawno temu. Ostatnio rozmawiałem z Bolesławem Olszewskim. Blisko dziewięćdziesięcioletni Dyrektor Naczelny ZPO „Bobo” liczy na postulowane przez prezydenta Wałbrzycha Romana Szełemeja wyrównywanie dysproporcji na Dolnym Śląsku i proponuje centralne wzmacnianie gospodarcze małych miejscowości.

- W moim przekonaniu ekonomia będzie się opierała na ludziach, a nie na kapitale. Doktryna kapitalizmu, która dominuje w gospodarce światowej od końca XIX wieku i na pierwszy plan wysuwa kwestię pieniądza, dewaluuje się na naszych oczach. Wiele elementów w tym systemie jest wartościowych, jednak przypisywanie przesadnej roli kapitałowi doprowadziło do tego, że człowiek zniknął z horyzontu myślenia w kategoriach ekonomicznych. Tzw. rewolucja przemysłowa 4.0 pokazuje, jak załamują się tradycyjne formy prowadzenia działalności gospodarczej. Firmy, które według klasycznej ekonomii teoretycznie powinny utrzymywać stan posiadania, upadają z roku na rok. Dla każdego przykładem powinna być Nokia. Była liderem na rynku telefonów komórkowych, a przestała istnieć praktycznie w ciągu roku. Nie weszła na ścieżkę rozwojową, na którą wypłynęła branża. Źle oceniono rozwój rynku.

- Dlaczego do tego doszło?

- Ludzie popełnili błędy. Wobec tego o sukcesie lub porażce stanowią ludzie podejmujący decyzje, a nie kapitał czy wielkość fabryk. Przesądza kreatywność, umiejętność adaptacji, gotowość na zmiany zachodzące w świecie. Okazuje się, że to właśnie ludzie stanowią o tym, czy coś ma szansę rozwoju, czy nie. Dla niektórych może to być zadziwiające. Północ województwa albo miasta, takie jak Wrocław nie rozwijają się dlatego, że są ładniejsze, lecz dzięki stałemu napływowi mieszkańców regionu, ludzi z inicjatywą, których zaczyna nam coraz bardziej brakować. Przy takim potencjale Wrocław powinien mieć dzisiaj 4 linie metra i 2 miliony mieszkańców.

- Bo to perspektywa narzuca metodę?

- Bez wątpienia. Przykład? Kiedy zechce pan stworzyć portal internetowy największy na świecie, to zmienia się pański sposób myślenia. Na spacer wokół parku potrzebne jest inne przygotowanie niż na wyjście w Alpy, a jeszcze inne na wyprawę w Himalaje. Możemy wyciągnąć wnioski z procesów zachodzących w Azji Południowo-Wschodniej, Stanach Zjednoczonych czy bardziej egzotycznych miejscach, jak Afryka lub Ameryka Południowa. Świat się zmienił. Jest znacznie mniejszy. Następuje urbanizacja, przepływy ludności. Pewne obszary związane z przemysłem załamują się, powstają nowe. Nikt nie ma na to gotowych recept. Musimy jednak podejmować pewne ryzyko. Na coś i na kogoś postawić. Ja bym stawiał na ludzi.

- Żyjemy w epoce postkapitalizmu…

- Zastrzykiem gotówki nie uzdrowimy wszystkiego, dlatego zaproponowałbym zbudowanie otoczenia intelektualnego i wyeksponowanie walorów regionu. Mamy ambicje, pomysły, więc poszukajmy ludzi z pomysłami i ambicjami. Zastanówmy się, jak ich wesprzeć. Jak włączyć w dźwiganie społeczeństwa. W moim przekonaniu dysponujemy bardzo dużymi rezerwami. Wielu mieszkańcom regionu wydaje się, że dopóki nie wyjadą w inne miejsce, nie będą się rozwijać. Tak więc albo wyjadą wszyscy, albo coś się zmieni.

- Miał pan dobre kontakty z Toyotą. Japończycy od początku liczyli na ludzki potencjał Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej i kreatywność pracowników. Invest-Park to więcej niż ogromna montownia…

- Trafili na zdolnych, pracowitych ludzi z inicjatywą. Fabryki koncernów, które tu zainwestowały, pozytywnie wyróżniają się na tle innych. Należałoby oczekiwać, że wyniki będą zbliżone, jednak w Polsce są lepsze, niż w innych krajach. To bardzo optymistyczne, tylko żebyśmy potrafili maksymalnie wykorzystać talenty mieszkańców. Podzielam ocenę pana prezydenta Szełemeja, że istnieje wyraźna dysproporcja między częścią północną a południową województwa, ale odrzucam receptę na ten problem. Upominanie się o specjalne traktowanie nie jest rozwiązaniem. Owszem, mówimy o pewnym długu, jaki ma kraj względem naszego regionu. W moim przekonaniu należy się o niego upomnieć, nie licząc jednak, że zostanie spłacony. Pan prezydent Szełemej zachęca, żeby budować sojusz gmin sudeckich, czyli proponuje sojusz biednych z biednymi.

- Ani Lubin, ani Wrocław nie należą do ubogich miast…

- Projekt Alians S35 spina region z obszarami bezwzględnie bardziej zamożnymi. Nasza propozycja spotkała się z dużym zainteresowaniem. Invest-Park miał partnera z jednej strony w Agencji Rozwoju Przemysłu, a z drugiej włączyła się spółka KGHM Polska Miedź. Mamy coś atrakcyjnego, również z punktu widzenia korporacji, a nie tylko instytucji czy samorządu. Nie powinniśmy myśleć o sobie jako o biednym chłopcu, który przyjdzie popatrzeć przez płot, jak koledzy grają w piłkę. Dysponujemy wieloma argumentami przemawiającymi za tym, żebyśmy mogli szybko się rozwijać i przeganiać inne regiony, tylko powinniśmy bardziej uwierzyć w siebie. Abyśmy mieli szansę, musimy tworzyć rzeczy najlepsze. Coś, czego nie ma nigdzie indziej, co może stać się awangardą. Jaki jest nasz potężny atut, którego nikt nie dostrzega? Paradoksalnie, to niski stopień rozwoju po 1990 roku.

- Jak to wytłumaczyć?

- Spójrzmy na Wrocław, którego żywiołowy rozkwit zaczął się od połowy lat 90. Popełniono wówczas wiele błędów w planowaniu rozwoju, co w dużej mierze blokuje dzisiaj miasto i jego szanse na zbudowanie regionalnej metropolii. Kiedy ludzie zaczęli szukać miejsca w sąsiednich gminach, powinna za tym podążać infrastruktura, która właściwe zepnie resztę z miastem, bo Wrocław i ościenne gminy to przecież odrębne podmioty. Zabrakło jednak synchronizacji. Dziś z sąsiedniej gminy do centrum Wrocławia jedzie się często dłużej niż z Dzierżoniowa czy Piławy Górnej. To nie jest właściwy sposób budowania przestrzeni urbanistycznej i strategii dla miasta. U nas takie procesy nie zachodziły, ponieważ zamiast postępu z reguły następował regres. Dzięki temu udało nam się zachować potencjał. Możemy dzisiaj zastanowić się rozsądnie, jak sobie wyobrażamy nasz region, żeby mógł się rzeczywiście i równomiernie rozwijać.

- Tabula rasa…

- Posłużę się porównaniem do giełdy. Akcje kupuje się wtedy, kiedy tanieją, a akcje naszego regionu właśnie są znacznie poniżej wartości. Tylko, kto na tym zarobi? Ja bym chciał, żeby zyskali ci, którzy tu mieszkają. Nie ulega wątpliwości, że wartość akcji wzrośnie. Moim zdaniem w bardzo niedalekiej przyszłości. Kluczową kwestią jest połączenie drogi S3 oraz D11 i utworzenie nowego pasa komunikacyjnego w tej części Europy, który stanie się osią projektowanej aglomeracji. W koncepcji Alians S35 wyznaczyliśmy umownie trójkąt między Wałbrzychem, Lubinem i Wrocławiem. Poruszając się po tym obszarze transportem prywatnym i publicznym dojedziemy w godzinę z jednego najdalszego punktu do drugiego. Uznaliśmy, że, przy uzupełnieniu pewnymi inwestycjami, obszar S35 może stać się atrakcyjnym miejscem do osiedlania się. Moim zdaniem mielibyśmy szansę wygrać rywalizację z takim ośrodkiem jak Praga czy docelowo Berlin. Przed ludźmi, którzy znają i kochają ten teren, stoi teraz wyzwanie. Trzeba zapewnić nowoczesny, intensywny rozwój gospodarczy w rozumieniu rewolucji przemysłowej 4.0. Kiedy zaczynamy uświadamiać sobie, że wcale nie musi powstać ogromna fabryka, żeby zainicjować rozwój, to wszystko wygląda zupełnie inaczej.

- Jakiś przykład?

- Wrocławska firma produkująca gry komputerowe ma najwyższą przejściową kapitalizację na giełdzie. Dlaczego taka firma nie miałaby funkcjonować w Piławie Górnej? Czy coś stanęłoby na przeszkodzie, żeby pomieścić 30 czy nawet 300 programistów, choćby w budynku po Zakładach Przemysłu Odzieżowego „Bobo”? Nie widzę żadnego problemu…

- Wrocław pod względem startupów wyprzedził nawet Kraków. Stawiać na innowacyjność, a może na decentralizację produkcji? Mieszkam w poniemieckim domu, do budowy którego wykorzystano wytwarzane lokalnie materiały, ale dziś nawet bloczki z gazobetonu kupujemy w Chinach.

- Ja bym zostawił to ludziom. Myślę, że właśnie na tym polega nowy sposób patrzenia na rzeczywistość. Przestaliśmy wierzyć w siebie. Czekamy na porady i szukamy sprawdzonych rozwiązań. Nie tak rozumiem rewolucję przemysłową 4.0. Dzisiejsza gospodarka opiera się na inicjatywie. Wystarczy pomysł i pasja, bo każdy brakujący komponent można uzyskać w inny sposób, np. kupić lub wziąć w leasing itd. Okazuje się, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Najcenniejszym towarem pozostaje projekt i ludzie, którzy są w stanie go zrealizować.

- Jak na Dzikim Zachodzie.

- Rzeczywiście, jak w Ameryce XIX wieku, kiedy ludzie się dowiedzieli, że gdzieś leży złoto. Wierzyli, że je znajdą, jechali w nieznane i żyli w spartańskich warunkach… Ostatecznie ktoś to złoto znalazł i wzbogacił się. O wiele bardziej wartościowy okazał się jednak fakt przetarcia szlaku komunikacyjnego, zakładania osad itd. To wszystko było cenniejsze niż złoto, bo stało się pretekstem do zaistnienia życia gospodarczego w nowym miejscu.

- To zatoczyliśmy koło i wracamy do kwestii transportu.

- Ktoś powie, że budowa infrastruktury transportowej się nie opłaca. Nie po to się ją buduje, żeby opłacał się transport. Kiedy w Stanach Zjednoczonych powstawały koleje, malkontenci przekonywali, że nie ma szans, aby nakłady poniesione na budowę linii kolejowych kiedykolwiek się zwróciły. Nagle jednak tam, gdzie przebiegały tory, stało się tak, jakby woda przepłynęła przez ziemię. Przecież nie chodzi o to, żeby opłacał się przepływ wody, tylko żeby rośliny zaczęły rosnąć. Okazało się, że wszędzie, gdzie linie kolejowe graniczyły ze sobą, zaczęły rozwijać się miejscowości i zyskiwali wszyscy dookoła.

- To samo dotyczy poczucia bezpieczeństwa.

- Tak, bo czy miastu opłaca się, żeby świeciły latarnie? Nikt z mieszkańców nie wrzuca do latarni monety, żeby zapalić światło. Jest jasno, więc ludzie nie boją się spacerować wieczorami, kawiarnie są dłużej czynne… W efekcie wszystko dookoła zaczyna lepiej funkcjonować. Realizujemy usługi, które stają się usługami publicznymi i służą całej społeczności. Jakie powinniśmy stworzyć warunki, żeby wszyscy ludzie, którzy mają możliwości i pomysły, dobrze się u nas czuli? Jeśli np. prowadzi pan restaurację, to przecież nie musi być lokal, który zarabia najwięcej w Polsce. Powinien być czymś, co sprawia panu radość. Może stać się pasją. Nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze.

- Znów pan to powiedział!

- Czy kupno kolejnego nowego auta zapewniło komukolwiek radość z życia? O wiele bardziej interesujący może być dostęp do miejsc atrakcyjnych turystycznie. Jeśli bylibyśmy w stanie zbudować wizję i poprzeć ją argumentami, że warto u nas żyć, bo mamy bogatą spuściznę kulturową i są tutaj całe wieki do odkrycia, wtedy zmieni się sceptyczny stosunek do naszego regionu. Takie wysoce humanistyczne podejście do gospodarki jest mi najbliższe.

- Mamy szereg atutów, z których nie zdajemy sobie sprawy.

- Niedawno odwiedzili mnie Chińczycy. Zachwycali się rozległą, piękną okolicą. Mam nadzieję, że przyjdzie taki czas, kiedy uda się przebić do społecznej świadomości i wszyscy poczujemy, że możemy wyreżyserować swoją przyszłość. Obawiam się jednak, żebyśmy wcześniej nie zostali pozbawieni takiej możliwości. Z reguły tracimy ją na własne życzenie. Tymczasem lekceważymy poważne przewagi, jakimi dysponujemy. Chodzi o to, żebyśmy właściwie wartościowali i umieli podejść podmiotowo.

- Pragmatyczni Chińczycy wiedzą, jakimi atutami dysponują… Są realistami.

- Mamy gigantyczny problem. Zafałszowujemy rzeczywistość. Dzisiaj fikcja, kreacja wizerunku i fake newsy zaczynają nam zastępować prawdziwe życie. Jeżeli będziemy funkcjonować w rzeczywistości kłamstwa, to przegramy. Ktoś policzył, że na Dolnym Śląsku mamy największą ilość startupów. Co z tego? Nawet supernowoczesny, doskonale wyposażony czajnik nie zagotuje wody bez prądu. Już lepszy byłby zwykły, prosty imbryk.

- Pan też jest pragmatykiem…

- Znam wielu studentów politechniki, którzy wymyślają genialne rozwiązania, ale dziś to nikogo nie interesuje. Pieniądze mają w sobie taką siłę, że potrafią wypłukać wszystko, co w człowieku wartościowe. Ktoś powie, co z tego, że jesteś miły, jeśli ten niemiły jeździ ferrari. Jesteśmy w stanie w to uwierzyć. Przed starszym pokoleniem stoją poważne wyzwania. Młodzi ludzie nie wytrzymują światopoglądowej presji, dlatego pieniądze powinny zachować określone miejsce w szeregu wartości. Na przykład jak to możliwe, że przedsiębiorcy w USA dostali 2 biliony dolarów w związku z pandemią koronawirusa. Skąd się wzięły?

- Trump pożyczył w Chinach?

- Chiny to państwo które rządzi się zasadami trudnymi do zrozumienia dla człowieka Zachodu. W teorii kapitału nie ma prawa przewrócić się system, w którym ktoś produkuje panu buty za 2 dolary, a pan te buty sprzedaje w sklepie w Nowym Jorku za 100 dolarów. Jednak po 30 latach ten ktoś, kto je produkował, kupuje pańską firmę. Teoretycznie nie ma na to żadnej szansy, ale właśnie tak się dzieje na naszych oczach.

Maciej Badora - polski polityk, prawnik i menedżer, Doradca Marszałka Sejmu RP, wieloletni Prezes Zarządu Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej Invest-Park, Poseł na Sejm RP VIII kadencji i adwokat specjalizujący się w prawie gospodarczym. Urodzony 6 stycznia 1973 r. w Wałbrzychu.

Galeria

Fot. UMPG, www.facebook.com/maciejbadorapolityk, www.facebook.com/maciej.badora.3

Źródło: UM Piława Górna

Przeczytaj komentarze (1)

Komentarze (1)

poniedziałek, 29.06.2020 21:33
"Okazuje się, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki" - nie, bo większość ludzi nie ma na to pieniędzy i nie ma perspektyw aby pieniądze mieć :)