Spotkanie historyczne harcerzy z kombatantami

poniedziałek, 28.9.2020 18:55 448

Związek Kombatantów Rzeczpospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych koło w Pieszycach gościł Drużynę Harcerską „Iskra” wraz z panią podharcmistrz Edytą Kargul. Miejscem spotkania było Muzeum Kamionki, gdzie młodzież zapoznała się z przedmiotami codziennego użytku jakich używali ich pradziadkowie, oraz z legendą związaną z budynkiem muzeum, który na przestrzeni stuleci pełnił kilka funkcji. Dzięki dotacji uzyskanej od pani burmistrz Doroty Koniecznej Enozel mogliśmy ugościć harcerzy poczęstunkiem z grilla, a oni odwdzięczyli się piosenkami harcerskimi śpiewanymi przy dźwiękach gitary.

Diabeł w muzeum

Działo się to bardzo, bardzo dawno temu, kiedy po ziemi chodzili jeszcze pomiędzy ludźmi mieszkańcy nieba i piekła. Niebiańskich postaci w Kamionkach jakoś nie było widać, natomiast na trakcie biegnącym wzdłuż górskiego potoku nieraz spotkać można było jegomościa ubranego w czarny tużurek, któremu z ciasnych portek wystawał krótki owłosiony ogonek podobny do tego, jaki miał pies sołtysa. Zakręcony do góry i obrośnięty sztywną rudawą szczeciną. Na nogach, zamiast skórzni zrobionych z wygarbowanej wołowej skóry czy też zwykłych postołów z lipowego łyka , miał końskie kopyta, a z czoła wyrastały mu dwa małe czarne rożki. Jego podstawowym zajęciem było dokuczanie mieszkańcom Kamionek. Ludzie bali się go i unikali jak mogli ale on nie pozostawiał nikogo w spokoju. A to przepędził krowy z pastwiska i rozproszył je po górach tak, że przez tydzień nie można ich było zebrać do stada. A to huknął z za węgła chaty na dziewczynę niosącą w ceberku wodę z potoku aż ta przewróciła się ze strachu i oblała. A to nasikał do tegoż potoku i ludzie nie mieli co pić a wszystkie ryby wyniosły się na kilka dni uciekając od odoru piekielnej siarki. Po każdym takim wybryku cieszył się i skakał z radości czując się pewnym, że nikt nie jest w stanie nic mu zrobić, bo go swoją mocą diabelską pokona. Na początku wioski, przy wjeździe od strony Piotrowego Lasu stał drewniany młyn. Jego żarna napędzane były wielkim kołem młyńskim, które poruszał płynący od strony gór potok. Kiedyś diabeł wpadł na iście szatański pomysł. Dosypał czarciej sadzy do mąki, którą mielił stary młynarz Hans. Chleb upieczony z tej mąki był czarny zalatywał smołą i siarką. Mało kto zdecydował się by go spróbować. Ludzie byli zmartwieni a stary młynarz wściekły. Jego reputacja jako dobrego fachowca bardzo mocno ucierpiała. Postanowił się zemścić, przegnać diabła na cztery wiatry albo przynajmniej oduczyć go tych chuligańskich wybryków. Miał on na podwórku niewielki, ale bardzo solidny loch wybudowany z kamienia, który zamykał na zwykłe drewniane drzwi. Udał się do wiejskiego kowala i kazał mu wykuć z grubego żelaza nowe drzwi takie szczelne, aby nawet mrówka nie mogła się przez nie przecisnąć, kiedy już zostaną zamknięte. Kowal biedził się jakiś czas aby solidnie wykonać to zadanie. W końcu uznał, że drzwi spełniają wymogi o jakich mówił Hans. Młynarz też był zadowolony. Co prawda dużo go te żelazne drzwi kosztowały, bo zapłacił za nie aż pięć worków białej, delikatnej mąki zmielonej z dorodnych ziaren pszenicy, ale nie żałował. Miejscowy murator wmurował je w miejsce starych drewnianych i loch wyglądał teraz imponująco. Ludzie dziwili się po co taki wydatek, skoro w lochu oprócz zwykłej dębowej beczki, gdzie był zapas wina na długie zimowe wieczory kiedy potok zamarzał i młyn był nieczynny nie było niczego innego. Zaczęli domyślać, że młynarz znalazł jakiś skarb i tak go strzeże. Pytali się, ale on tylko się uśmiechał i milczał jak zaklęty. Kiedy dzieło było gotowe, zaczął wypatrywać stosownej okazji by porozmawiać z diabłem. Miało to wyglądać na zupełny przypadek. Nie musiał długo czekać. Ten piekielny pomiot stale kręcił się po wiosce kombinując jak tu jeszcze ludziom dokuczyć. Kiedyś młynarz zobaczył go i zawołał:

Diable, diable, jeśli chcesz
Możesz moją duszę mieć!

Który diabeł nie zareagowałby na taką perspektywę. Przybiegł co prędzej do Hansa tupiąc swoimi końskimi kopytami po wiejskim trakcie i strasząc dzieci bawiące się przy swoich chałupach. A co chciałbyś za swoją duszę? Niewiele. Jak co roku latem, nasz potok zrobił się całkiem mały. Już nie ma siły obracać kołem młyńskim a ludzie potrzebują mąki. Póki nie nadejdzie jesień a z nią deszcze, ty będziesz kręcił tym kołem a jak potok znowu nabierze dużo wody i twoja pomoc nie będzie już potrzebna, to zapiszę ci moją duszę. Diabeł ucieszył się. Hans był już stary a więc nie będzie długo czekał na zapłatę za swoją pracę. W piekle czeka na niego uznanie i pochwała za pozyskanie jeszcze jednej duszy. Ochoczo, z diabelską siłą zabrał się do kręcenia kołem aż kamienie młyńskie grzały się od zawrotnej prędkości, z którą przyszło się im obracać. Mąka wychodziła spod nich drobniutka i bieluteńka. Jeszcze nigdy nie była tak dobra jak teraz. Ludzie byli zadowoleni i chwalili Hansa, a stary młynarz chodził dumny jak paw wcale nie przejmując się udzieloną diabłu obietnicą. Zbliżała się jesień a z nią deszcze. Potok powoli nabierał wody a Hans zaczął wieczorami wychodzić z domu. Brał ze sobą smolne łuczywo, chodził do lochu gdzie stała beczka z winem i powoli popijał sobie po łyczku tego słodkiego trunku. Diabeł, bardzo ciekawy co też jego przyszła ofiara robi w lochu zajrzał tam raz, zajrzał drugi i pozazdrościł Hansowi przyjemności, ale młynarz nie chciał go częstować winem. Takiej umowy między nami nie było, kwitował i pił sam. Pewnego dnia tak się upił, że zapomniał zamknąć za sobą drzwi do lochu. Zataczając się wyszedł z niego i udał się na spoczynek. Diabeł, który siedział na stoku pobliskiej góry i smętnie spoglądał na loch, wciągając zapach trunku w swoje diabelskie płuca, wpadł do środka i zaczął raczyć się winem. Raczył się tak obficie, że w końcu usnął na ziemi, trzymając nie dopity kubek w swojej diabelskiej łapie. Na ten moment czekał Hans, który tylko udawał pianego. Cichutko podszedł do żelaznych drzwi lochu, zamknął je na klucz i dodatkowo zabezpieczył grubą, żelazną sztabą, na której zawiesił ogromną kłódkę. Kiedy na drugi dzień diabeł obudził się, zastał drzwi zamknięte. Szarpał je, darł kamienne ściany diabelskimi pazurami aż całkowicie je sobie stępił, wył głośniej niż wataha głodnych wilków w Górach Sowich. Nie mógł wydostać się na zewnątrz.
Stary Hans umarł po kilku latach i poszedł do nieba. Po nim pomarły jego dzieci i wnuki a diabeł siedział w zamknięciu i nikomu już nie dokuczał. Po wielu latach młyn został rozebrany. Na jego miejscu wybudowano fabrykę, pod którą znalazł się loch z siedzącym w nim diabłem. W końcu i fabryka została zamknięta a diabeł siedział dalej przy pustej beczce po winie. Po wielu kolejnych latach jeden z mieszkańców pobliskich Pieszyc postanowił utworzyć w pofabrycznych budynkach muzeum. Chodząc po opuszczonych pomieszczeniach ujrzał nagle zardzewiałe, zamknięte drzwi. Poprosił ślusarzy aby mu je otworzyli. Kiedy po odcięciu kłódki i otworzeniu zamka, pięciu chłopów z ogromnym wysiłkiem, przy akompaniamencie straszliwego zgrzytu starego żelastwa otworzyło te drzwi, ze środka , z diabelskim chichotem wyskoczył diabeł. Dwoma susami dopadł do „Smoczej Jamy”, która znajduje się pod szczytem góry nad muzeum i zniknął w jej przepastnej głębi, sięgającej prawie do samego piekła. Kiedy przyświecając sobie latarkami weszli do wnętrza lochu, zobaczyli, że całe jego ściany podrapane są diabelskimi pazurami. W powietrzu unosił się duszący zapach smoły i siarki więc co prędszej opuścili to ponure miejsce. Dzisiaj można swobodnie wchodzić do jego środka , gdzie leżą jeszcze zmurszałe klepki z rozeschniętej beczki po winie. Nikomu jednak nie radzę. Diabeł może powrócić by porwać duszę kogoś ciekawskiego w zamian za obiecaną mu przed laty duszę młynarza Hansa.

 ~Zdzisław Maciejewski

UMiG Pieszyce