Z żebraka w księcia

czwartek, 8.10.2020 01:00 3588 1

Fort Ostróg w ciągu trzech lat z ruiny zmienił się w jeden z częściej odwiedzanych obiektów. Dlaczego? Gospodarz Jakub Kasiński zdradza, jak budować markę miejsca.

- Dla takiego miejsca niełatwo znaleźć polskie korzenie, a jednak w obiekcie dominuje krajowy turysta o preferencjach patriotyczno-wojskowych. A może to wyjątkowa sytuacja, bo fort zwiedzałem 15 sierpnia, w Święto Wojska Polskiego?

- Zależy nam, żeby możliwie jak najwyraźniej pokazać polskość na Dolnym Śląsku. To trudne, bo przecież otaczają nas ziemie poniemieckie, dlatego postanowiliśmy stworzyć trasę turystyczną w oparciu o żmudnie gromadzone ciekawostki. Osią opowieści są polscy oficerowie osadzeni w niemieckim oflagu. To bardzo krzepiąca historia, bo mimo niewoli żaden z tych żołnierzy, wysoko postawionych w wojskowej hierarchii, nie poddał się. Nieważne, czy to kontradmirał, generał, czy pułkownik, oni ciągle podejmowali próby ucieczki. Nie zamierzaliśmy opowiadać wszystkiego o obiekcie, bo tego jest naprawdę dużo. Chodziło nam o fakty, którymi można zabłysnąć, bo nie znajdziesz ich w Internecie. Oczywiście, najłatwiej byłoby pokazać wojsko pruskie albo napoleońskie, ale chcieliśmy stworzyć produkt wyjątkowy i jako jedyni na fortach w Srebrnej Górze opowiadać o Polsce. Każdy z pracowników jest na tym punkcie mocno postrzelony. Kiedy tylko to możliwe, poszukujemy nowinek związanych z dość krótkim okresem, gdy fort był obozem jenieckim. Spotykamy się na przykład z potomkami żołnierzy przebywających w oflagu. Odwiedzają nas wnukowie osadzonych. Chętnie pomagają, bo upamiętniamy historię ich rodzin. Niejednokrotnie okazuje się, że wielu posiada jeszcze dokumenty po dziadku, listy, które pisał z obozu, zdjęcia zrobione w forcie. Takie materiały ułatwiają badanie zapomnianych kart historii. Do tej pory skontaktowało się z nami sześć rodzin polskich oficerów przebywających w oflagu. Myślę, że jak na trzy lata pracy, to bardzo dobry wynik. Poszukiwaniami zajmują się też pracownicy muzeum. Badamy archiwa internetowe, zwykle muzealne i niemieckie, bo z rodzimych nie jesteśmy w stanie wydobyć informacji o oflagu. Niektóre fakty wychodzą na jaw z czasem.

- Skąd wziął się Kuba Kasiński na Dolnym Śląsku? Ciężko ci było opuścić Pomorze, kiedy tu czekało na wywiezienie 90 ton gruzu?

- W grubym mundurze, w którym oprowadzam wycieczki w trzydziestostopniowym upale ciężko było wytrzymać tylko na początku. Teraz to już nie robi różnicy. Mieszkam w forcie od trzech lat. W grudniu dostałem propozycję, żeby zostać gospodarzem. Czasu do namysłu nie było zbyt wiele, bo już w styczniu mieliśmy rozpocząć pracę. Od razu odpowiedziałem – Jedziemy! Nie zastanawiałem się długo, ponieważ posiadanie militarnego obiektu turystycznego było spełnieniem moich marzeń. Ta fascynacja zaczęła się już w czwartej klasie szkoły podstawowej. Zainteresowanie historią zaszczepił w nas nauczyciel i to tak mocno, że wielu kolegów do dziś działa w grupach rekonstrukcyjnych czy, tak jak ja, pracuje w muzeum. Owszem, nie było łatwo. Sukcesywnie, przy pomocy łopat i taczek, odgruzowywaliśmy teren, aż w końcu udało nam się wszystko usunąć. Fort Spitzberg - Ostróg jest filią Muzeum Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Macierzysta jednostka w każdy możliwy sposób stara się wspierać swój najmłodszy produkt turystyczny (choć fort jest najstarszą z posiadanych budowli). W porządkowaniu terenu brali udział pracownicy muzeum, którzy na co dzień angażują się w ratowanie i prowadzenie podobnych atrakcji.

- Jak budować markę miejsca?

- Najważniejsza jest sumienna praca i dążenie, żeby produkt był najwyższej jakości. Turyści odwiedzają nas co roku. Jeśli zauważą, że poziom spadł, to już nie wrócą. Trasa powinna być coraz ciekawsza, dłuższa i wzbogacana o nowości. Bardzo ważna jest interakcja. Dobrze zbudowana relacja z turystą podczas godzinnej wycieczki jest w stanie zżyć go z miejscem bardziej niż niejeden eksponat. Każdy przecież lubi zabawę i łatwo zapamięta, że w wojskowej kuchni próbował „kompotu”, w lazarecie ktoś robił podkop, a po chwili trzeba było wspólnie śpiewać. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś nie chciał położyć się na pryczy i udawać nagiego jeńca… Ludzie coraz chętniej wchodzą w interakcje, przez co wycieczka staje się bardziej atrakcyjna. Trasę modyfikujemy na bieżąco. Pomysły bierzemy z filmów (np. „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”) i ciekawych książek. Staramy się dostosować do potrzeb uczestnika, który może nawet wysłuchałby garści suchych faktów, ale chodzi o to, żeby je zapamiętał. Czym więcej anegdot związanych z miejscem i zabawnych sytuacji, tym lepiej. Wtedy ludzie nie tylko przebywają w danym miejscu, ale jeszcze je utrwalają w pamięci. Podoba im się trasa, więc chętnie przynoszą eksponaty. Kilka z artefaktów znaleźliśmy też przy odkopywaniu fortu. Poza porcelaną z dawnego Wałbrzycha i Jaworzyny Śląskiej ciekawym znaleziskiem jest polski orzełek z czapki garnizonowej. O dziwo z okresu, kiedy fort był ośrodkiem szkoleniowym dla Hitlerjugend, jedyne, co udało się znaleźć, to kawałek kordzika (takiego samego, jaki miał bohater filmu „Jojo Rabbit”) i stłuczonej porcelany z logiem organizacji. Z roku na rok odwiedza nas coraz więcej turystów. Ludzie polecają sobie nasz obiekt. Niektórzy sytuują go już w gronie najlepiej ocenianych atrakcji turystycznych w Polsce. Bardzo pomaga nam w tym Facebook. Na stronie mamy blisko 300 pozytywnych opinii. 

Fot.: www.facebook.com/fortspitzberg/?ref=page_internal,

www.facebook.com/jakub.kasinski.50

UM Piława Górna

Przeczytaj komentarze (1)

Komentarze (1)

Aldona czwartek, 08.10.2020 12:04
Brawo Państwo! Tylko brać przykład. Tym bardziej, że to prywatna