Sołtys Kletna ujawnił sensacyjne odkrycie: Jaskinia Niedźwiedzia ma kolejne sale, większe od partii Mastodonta!

poniedziałek, 26.2.2024 12:39 7551 0

„Festiwal z Turystyką Górską i Rowerową pod Śnieżnikiem” w Stroniu Śląskim to już jest nadzwyczajna impreza, mimo że w sobotę, 24 lutego, odbyła się jego pierwsza edycja. I to nie dlatego, że mogliśmy morsować, a potem skorzystać z sauny. Mieliśmy okazję spotkać tam swoich idoli, a to dla nawet całkiem dorosłych chłopaków jest wielka frajda. Wybraliśmy dla Państwa trzech. Nie zawiedziecie się! WAŻNA AKTUALIZACJA. Nasz Czytelnik zwrócił uwagę, że ludzie gór to też kobiety i to nie mniej odważne niż mężczyźni. Dzięki niemu nadrabiamy nasz błąd.

Co ich łączy? Są „stąd”. Czasem od nawet całkiem niedawna, ale tacy właśnie niepospolici ludzie tworzą legendę ziemi kłodzkiej, czy – węziej – Masywu Śnieżnika. Pierwszy z nich to Dariusz Data, sołtys wsi Kletno, ale przede wszystkim grotołaz z Sekcji Speleologicznej „Niedźwiedzie”, która od lat penetruje Jaskinię Niedźwiedzią. I właśnie on potwierdził to, o czym mówi się w środowisku speleologów. Dla nas to sensacja!

Wejście do Jaskini Niedźwiedziej odsłonięto w 1966 roku, partie Mastodonta w 2012 roku, a już wiadomo – o czym mówił Dariusz Data – że są one większe, niż jeszcze niedawno uważano, a za nimi jest kolejna sala lub sale, jeszcze potężniejsze od tych, które mają być sensacją turystyczną już za kilka lat. Do tych, nieodkrytych jeszcze dla ludzi części, grotołazi dotrą za 2, 3 pokolenia. Czy to nie fascynująca historia?

Tylko takie opowieści były na strońskim „Festiwalu z Turystyką Górską i Rowerową pod Śnieżnikiem”. Piotr Pustelnik, zdobywca Korony Himalajów i obecny wiceprezes Polskiego Związku Alpinizmu, od niedawna jest mieszkańcem Stronia Śląskiego. On – jak sam to określił – „prosty chłopak z Łodzi”, w dzieciństwie miał idola. To był Edmund Hillary (1919-2008), który jako pierwszy zdobył Mount Everest.

I właśnie to jest chyba najważniejsze. Kolejne pokolenia ludzi gór przekazują światło, legendę twardzieli, którzy nie mogą usiedzieć na d..., hmm... w ciepłym fotelu. Piotr Pustelnik mówił, że już po 5 latach chodzenia w wysokie góry miał za sobą najwyższy szczyt na Ziemi. – Zrobiłem swoje. Pomyślałem wtedy – wspominał. Wytrzymał 3 miesiące. Skusiła go arcytrudna wyprawa na K2. I powtarza hasło: wyjść, wejść i zejść.

Takie to proste? Trzecim z mężczyzn, który w strońskim CETiK opowiedział swoją historię, był Zbigniew Piotrowicz. To żywa i jeszcze nie zapisana lokalna legenda, pomysłodawca Festiwalu Górskiego, którego już 29. edycja na początku września odbędzie się w Lądku-Zdroju. I on włóczył się po świecie po górach. Aż osiadł tu na stałe: najpierw w Konradowie, teraz w Radochowie. – Sudety są wyjątkowe – powtarza.

– Zacząłem patrzeć na te ziemie, gdzie mieszkałem, z pewnym dystansem, ale i rosnącą ciekawością – mówił. I znalazł do nich klucz. To termin „sudeckość” i książka o tym samym tytule, którą napisał. Czy jest dobra? Na portalu doba.pl ukazała się jej pierwsza recenzja [szukaj TUTAJ]. Z pewnością to książka ważna. A gdy dyskutowane są tzw. podstawy programowe, my proponujemy: w naszych szkołach to może być lektura.

Przyznajemy: ci trzej panowie to nasi idole, choć lubią gadać o sobie jeszcze więcej niż my. Ale z jaką swadą i dowcipem! Czujemy się nieco wykluczeni z tego „klubu”, bo – co podkreślał Dariusz Data – wchodzenie do jaskiń nie jest dla wszystkich. Nadwaga? Wykluczona! Do tego te nazwy budzą w nas lęk, np. studnia strachu... Piotr Pustelnik opowiadał o takich przygodach, że nawet kwaśnica nas od nich nie odciągnęła.

A Zbigniew Piotrowicz? On zrobił to, o czym każdy facet w „pewnym” wieku marzy. Zmienił swoje życie, zbudował nowy dom w być może najpiękniejszym miejscu świata [zobaczcie zdjęcie!]. Ma tam winiarnię i mógłby się tylko nią rozkoszować, ale... „nosi go”. My mniej nawet czekamy na jego sukcesy polityczne, co na nową książkę. Każdy z nas na ziemię kłodzką skądś przybył. Piotrowicz nazywa, jak ją oswajamy.

Pełna sala CETiK w Stroniu Śląskim, publiczność jak na naszą okolicę bardzo młoda [Choć gdzie są nastolatki, którym mógłby zaimponować Piotr Pustelnik, tak jak jemu Ed Hillary czy niezapomniany Nejc Zaplotnik, który życie oddał Himalajom?]. Słowa uczą, przykłady pociągają – tej antycznej maksymy w szkołach już nie uczą. Może zrobi to film dziennikarki Agaty Dzikowskiej, która dotarła do sali Mastodonta?

WAŻNA AKTUALIZACJA. Nasz Czytelnik, pan Bartek Lech, zwrócił uwagę, że pominęliśmy prelekcję Agnieszki Malik. Tak jest! Na festiwalu zjawiliśmy się dopiero po jej zakończeniu i... teraz żałujemy! Oto co przekazał nam pan Bartek [zdjęcie pani Agnieszki ze strońskiego festiwalu „zaciągnęliśmy” z fb samego Zbigniewa Łopusiewicza] :

„Agnieszka Malik podzieliła się swoim niezwykłym doświadczeniem samotnej podróży w Himalaje, podczas której wspięła się na szczyt Annapurna. Jej opowieść pełna jest inspirujących momentów i trudności, z którymi musiała się zmierzyć podczas tego  wyzwania. Agnieszka podkreślała zarówno piękno przyrody, jak i siłę ducha, która pozwoliła jej pokonać trudności na drodze ku szczytowi. Jej historia stanowi doskonały przykład odwagi, determinacji i pasji do odkrywania najbardziej wymagających szlaków górskich”. Już podziwiamy! [kot]

Dodaj komentarz

Komentarze (0)