Złoty polski obchodzi okrągłe, setne urodziny. Świętujcie je w Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju!

sobota, 13.4.2024 14:20 667 0

Czy może istnieć państwo bez własnego pieniądza? U nas nic nie może być proste... Kraj, który w 1918 roku zaczął być zszywany w jedno po przeszło 100 latach zaborów, różnił się pod względem rozwoju ekonomicznego, systemów prawnych, a nawet mentalnie. Nasi dziadowie mieli też w portfelach różne pieniądze odziedziczone po zaborcach, aż w kwietniu 1924 roku pojawił się ON: polski złoty.

– Cieszę się, że będę z państwem świętować 100-lecie złotego – oznajmił Maciej Szymczyk, dyrektor dusznickiego Muzeum Papiernictwa. Miejsce to wyjątkowe, by celebrować ów jubileusz. To właśnie tu zgromadzona jest kolekcja niemal wszystkich banknotów, które emitowały polskie władze w różnych czasach, a wśród nich zupełnie wyjątkowe ręcznie rysowane projekty banknotów z 1919 roku. Muzeum jak jak arka przed wprowadzeniem euro... Ale po co to wszystko? Odpowiedzią miał być wykład akademicki.

Z pewną przesadą od wieków powtarzamy za Cyceronem, że „Historia magistra vitae est”, czyli historia jest nauczycielką życia. A przecież gdyby tak było, bylibyśmy coraz mądrzejsi! Może jednak po prostu nie chcemy się jej uczyć? Profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, Tomasz Głowiński, ze swadą opowiedział nam w piątek w dusznickim muzeum, jak wiele zależy od rządzących i ich mądrości, a czasem po prostu zwyczajnie ich głupoty. I po co nam własna waluta. Warto było wraz z nim prześledzić przeszłość.

A profesor zrobił to w brawurowy sposób, bo jakże inaczej nazwać blisko dwugodzinny wykład w piątkowe popołudnie? Znalazł jednak kilkudziesięciu słuchaczy! Tomasz Głowiński zwrócił uwagę na pewną prawidłowość: Józef Piłsudski, dość powszechnie uważany za twórcę polskiej niepodległości po 1918 roku, wiedział, że się nie zna na sprawach gospodarczych, zatem się do nich nie mieszał. Warto to zapamiętać: o mądrości  polityka świadczy często nie to, co robi, ale to, czego się nie tyka, jeśli nie ma o tym pojęcia. 

Kolejna kwestia, która wpływała na naszą ówczesną rzeczywistość, to brak zaufania między Wielkopolanami, królewiakami i Galicjanami. Jak rządzić państwem, jeśli każda z tych grup uważała się za mądrzejszą od pozostałych?  Nie będziemy tu za prof. Głowińskim przedstawiać wpływów tych niesnasek na los polskiego pieniądza, ale zwróćmy uwagę, że udało im się na wstępie uzgodnić, że przejmą po zaborcach markę polską, jedyny pieniądz emitowany w Warszawie. Skąd się wziął jednak potem złoty?

Głowiński opowiadał o kolejnych ministrach skarbu w polskich rządach, którzy w latach 1919-24 zmieniali się co kilka miesięcy, a żaden z nich nie miał pomysłu, co zrobić ze słabnącą polską walutą, czyli marką. Już w 1919 roku zdecydowano, że zastąpi ją polski złoty [choć pierwotnie miał być to „lech”, bo tak chcieli Wielkopolanie], przygotowano nawet banknoty, ale... Do obiegu weszły dopiero 5 lat później. Wcześniej – co podkreśla prof. Głowiński – marka polska zrobiła „dobrą robotę dla Polski”. Jak?

Inflacja, czyli spadek wartości nabywczej marki polskiej, finansowała po cichu budowę państwa polskiego. To skomplikowany proces ekonomiczny, ale podobnych działań rządów jesteśmy świadkami do dziś. W wielkim uproszczeniu: im słabszy pieniądz, tym państwo ma większe dochody [choć tylko na papierze] i może więcej wydawać. Wszyscy byliśmy przecież świadkami takiego procesu w ostatnich latach. Tak, ale na o wiele większą skalę było to stosowane u zarania naszej niepodległości.

Prof. Głowiński użył w Dusznikach-Zdroju znaczącego zabiegu. Podawał, ile warta była marka polska w stosunku do amerykańskiego dolara na początku i na końcu urzędowania poszczególnych ministrów skarbu. A dzieliło te daty kilka miesięcy. Na początku 1919 roku za jednego dolara trzeba było dać 8-10 marek polskich, w kwietniu już 16, w grudniu 77, w następnym roku 500, potem 6,5 tys. itd. Aż w marcu 1923 roku dochodzi do zapaści. Co robi ówczesny premier, Wincenty Witos? Mówi, że zajmie się tym po letniej kanikule...

W końcu, w grudniu 1923 roku, premierem zostaje ktoś, kogo upały nie męczą, a pogoda nie jest pretekstem, by nic nie robić. Władysław Grabski (1874-1934) dąży do realizacji zasady „tyle wydajemy, ile zarabiamy”, nie kombinujemy, nie drukujemy „pustego” pieniądza. Szuka oszczędności w państwie: w krótkim czasie zwalnia 29 tys. urzędników [prof. Głowiński twierdzi, że jest jedynym polskim premierem, który spełnił obietnicę ograniczenia biurokracji], podnosi taryfy kolejowe, obcina wydatki na wojsko.

I przede wszystkim: wie, że skompromitowana marka polska [Grabskiemu udało się ustabilizować jej kurs. 1 USD wart był... 9,5 miliona marek!] nie wpłynie już na wzrost zaufania polskiej gospodarki. I tu, w kwietniu 1924 roku, czyli dokładnie 100 lat temu, wkracza złoty. Emituje go niezależny od rządu Bank Polski SA, na czele którego staje przeciwnik Grabskiego, Stanisław Karpiński (1870-1943). Takie to były czasy i taką postacią był Grabski. Nie promował kolesi, „potakiewiczów”, ale budował koalicję dla Polski.

Jaki był tego efekt? Za amerykańskiego dolara płacono 5 złotych i 18 groszy [wydrukowanych już w 1919 roku], choć Tomasz Głowiński twierdzi, że był to kurs przeszacowany, bo gospodarka polska była słaba. Potem nasza waluta osłabła, a i tak – słusznie! – była polską dumą. Kraj się nie rozsypał, co było życzeniem naszych sąsiadów. Dyrektor Szymczyk uważa, że Grabski był nie tylko wybitnym, ale może i najwybitniejszym naszym rodakiem w XX wieku. Warto świętując jubileusz złotego, przywracać właściwą miarę ludziom.

A gdzie jak nie właśnie w Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju można mądrzej, ale i ciekawiej świętować? Unikatowa kolekcja ręcznie rysowanych projektów banknotów, wreszcie samych złotych [królował na nich Tadeusz Kościuszko], będzie z nami do 30 kwietnia, ale najbardziej wrażliwe eksponaty już po niedzieli trafią do sejfów. Warto zatem tam zajrzeć teraz, bo nie wiadomo, kiedy znów trafi się okazja, by je obejrzeć. Ile warta jest to kolekcja niech świadczy fakt, że prof. Głowiński z tych zbiorów ma 50 skanów. [kot]

Dodaj komentarz

Komentarze (0)