[FOTO] 32 dni mozolnej wędrówki w szczytnym celu. Przeszli ponad 1040 km, żeby pomóc Agatce z wadą serca

środa, 6.9.2023 13:09 2728 2

Przez 32 dni mozolnej wędrówki przyświecał im jeden, wspólny cel - pomoc chorej dziewczynce. Pani Małgorzata i pan Artur ukończyli wyczerpujący marsz z Ustrzyk Górnych do Wiednia, pokonując ponad 1040 km.

Podsumowanie szczytnej akcji najlepiej prezentuje się w liczbach - 2 osoby, 4 kraje, 10 pasm górskich, 1041,5 km wędrówki, 32 167 metrów przewyższenia (co stanowi 3,63 wejścia na Mount Everest), ale co najważniejsze - 1 cel: uzbieranie pieniędzy na leczenie Agatki Salamon, dziewczynki z wadą serca. Zbiórka TUTAJ.

Małgorzata Kurant i Artur Wildhardt, znany z bloga podróżniczego "Artur w Górach" rozpoczęli swoją wędrówkę 28 lipca w Ustrzykach Górnych, w polskiej części Bieszczadów. Maszerowali przez kilka pasm górskich, pokonując kolejne szczyty, przewyższenia, przełęcze, zejścia i podejścia. Najwyższy punkt ich podróży to Ďumbier (2043 m n.p.m.) w słowackich Tatrach Niskich. W najdłuższym etapie pokonali 48 km, a w najkrótszym i tak imponujące 17 km. Na placu świętego Szczepana w Wiedniu zameldowali się 28 sierpnia. Marsz trwał 32 dni.

Jak sami podkreślają, w każdym z czterech krajów spotkali wspaniałych ludzi - bezinteresownych, uśmiechniętych i chętnych do pomocy. Piechurzy przyznają, że pogoda często płatała im figle. Wiele szlaków było trudnych technicznie, przeszkodę stanowiła płynąca woda, błoto, duże przewyższenia, powalone konary, a także warunki atmosferyczne: mgła, ulewne deszcze oraz upały.

Małgorzata Kurant nie ukrywa, że na trasie zdarzały się kryzysy. Szczególnie w upalne dni, kiedy podczas ostatnich kilometrów marszu piekące słońce i nagrzany asfalt przysłowiowo "odcinały prąd". Wędrowcy dziękują wszystkim, którzy śledzili ich postępy i wspierali w trudnych chwilach. Na trasie spotkali wielu życzliwych ludzi. Niektórzy gospodarze odmówili opłaty za noclegi lub proponowali promocyjne ceny, dowozili na szlaki oraz robili zakupy, co często było koniecznością na Słowacji, gdzie sklepy spożywcze czynne są zazwyczaj tylko do 17.00.

- Trasa wymagała odpowiedniego przygotowania technicznego i logistycznego. Należało odpowiednio rozplanować noclegi i rozłożyć odległości, aby starczyło sił. Jest to bardzo duże przeżycie, a cel, który sobie założyliśmy popychał nas do przodu. Po zakończeniu marszu byliśmy przeszczęśliwi. Przez te ponad 30 dni świetnie się z Arturem uzupełnialiśmy. Wzajemne wsparcie i odpowiedni podział obowiązków były konieczne, aby wędrówka zakończyła się sukcesem. Chętnie weźmiemy udział w kolejnej takiej akcji, już mogę zdradzić, że pojawiły się wstępne plany, o których będziemy informować. Warto jednak zaznaczyć, że taka trasa stanowi duże obciążenie dla organizmu, więc podejmiemy się najwcześniej w przyszłym roku - podkreśla Małgorzata Kurant - Spotkaliśmy na szlaku wielu wspaniałych ludzi. Jak na początku trasy opowiadaliśmy, że chcemy przejść ponad 1000 km, to patrzyli z niedowierzaniem. Z biegiem trasy reagowali z coraz większym uznaniem i podziwem - dodaje.

Artur Wildhardt przyznał, że przez pół roku próbował znaleźć partnera do podróży, ale wszyscy odmawiali ze względu na ogromny wysiłek, który niesie za sobą pokonanie takiej trasy. Pani Małgorzata jako jedyna zdecydowała się podjąć wspólnego wyzwania. Szczegóły ich ekspedycji można obejrzeć na specjalnej facebookowej grupie - KLIKNIJ.

foto - Artur w Górach/FB

Przeczytaj komentarze (2)

Komentarze (2)

turystka czwartek, 07.09.2023 08:56
ze słowami szacunku dla Państwa
stachu czwartek, 07.09.2023 07:01
Podziwiam i gratuluję!