Agnieszka Kaluga: żyję życiem hospicjum

piątek, 19.6.2015 11:25 4290 0

Gdy miała 24 lata jej życie układało się tak, jak niejedna bajka. Miłość, ślub, upragniona ciąża. Misternie budowany domek z kart runął rok później, kiedy jej córeczka Martynka przyszła za szybko na świat i po 10 dniach zmarła. 18 czerwca w Miejskiej Bibliotece Publicznej odbyło się spotkanie autorskie z Agnieszką Kalugą, autorką fenomenalnej "Zorkowni".

- Śmierć dziecka jest najgorszym przeżyciem dla rodziców. Podkreślam zawsze, że żałoby nie należy odkładać na później, chować do środka, tylko trzeba ją przeżyć. Ja swoją nieść będę do końca życia, ale powrót do "żywych" zajął mi ponad rok. Po tym czasie, z każdym dniem było coraz lepiej. A, że jestem typem społecznicy wymyśliłam sobie, że założę fundację pomagającą ludziom po stracie. I tak też się stało. Organizacja pochłaniała mój czas, przekazywałam swoją historię, ale nie dlatego bo potrzebowałam czyjegoś współczucia. Chciałam, aby każdy z tego co mówię wyciągał coś dla siebie dobrego. Tymczasem fundacja się rozwijała, było nią coraz większe zainteresowanie. Niewiele osób wie, że rocznie rodzice tracą na różnych etapach życia 20 tysięcy dzieci. I ci ludzie żyją wśród nas. W końcu i to przestało mi wystarczać. Przez zupełny przypadek trafiła do hospicjum, gdzie leżał mój umierający teść. Pomyślałam, że warto. Przeszłam półroczny kurs po, którym zdecydowałam, że będę wolontariuszką. Towarzyszę pacjentom w ich ostatnim zakręcie życia, wysłuchując ich historii a czasami poprostu milcząc. Wiele daję, ale jeszcze więcej zyskuję dzięki temu - mówiła podczas spotkania Agnieszka Kaluga.

Popularność bloga zorkownia.blogspot.com rozpoczęła się na dobre po zdobyciu przez Kalugę wyróżnień w prestiżowym, organizowanym corocznie konkursie na Blog Roku. Wtedy też zniknęła anonimowość i pojawił się u autorki wielki strach i dyskomfort.

- Zawsze starałam się pisać tak, żeby było etycznie i żeby nikt nie poczuł się urażony. Nagle zaczęłam być rozpoznawalna, zgarnęłam trzy nagrody i wszyscy dowiedzieli się, w którym hospicjum pracuję. Byłam przerażona. Dziś jest już trochę lepiej, choć już nie ma we mnie tej swobody w pisaniu -dodała Agnieszka Kaluga.

Spotkanie zakończyło tradycyjne podpisywanie książek.

A oto fragment bloga Agnieszki Kalugi ze strony: http://zorkownia.blogspot.com/ , na którą serdecznie zapraszamy.

Jezusmaria

Na oddziale A leży starsza pani. Siwe kosmyki spadają na poduszkę policzka.

- Muszę je obciąć, wciąż wchodzą mi do oczu. - Mówi i zapomina.

Na oddziale B leży syn - nie Boży. Syn własny. Siadam przy niej i trochę nie wierzę.

- Synowa woziła mnie codziennie do niego, teraz jej nie ma. Ktoś od was powiedział, że mój syn nie żyje. Chyba. Nie chcę o tym myśleć, płakać, nic przecież nie wiadomo na pewno.

Słucham, nie wiem. Liczę, że pani jest splątana, że gorszy dzień. Idę do Basi.

- Mamy w hospicjum jednocześnie matkę i syna?

- Mieliśmy, syn umarł kilka dni temu. Czekaj, sprawdzę. W Wielki Piątek.

Jezus Maria - myślę. - Jezus Maria.

Ona jeszcze nie wie. Nikt z rodziny nie ma sił, bo pogrzeb, tysiąc spraw na głowie, a mi mówić nie wolno. Idę więc do kogoś, komu wolno.

- Może być ciężko - słyszę. - Pani ma alzheimera. Powiem jej oczywiście, powiem, ale nie wiem, czy jutro będzie pamiętać.

I nagle, kiedy już wiem o życiu tyle, że nie ma nic trudniejszego niż śmierć dziecka, dociera do mnie, jak bardzo się mylę. O śmierci dziecka można dowiadywać się codziennie od nowa.

Dzień świstaka/noc świstaka. Piekło niepamięci.

***

Organizatorem spotkania było Świdnickie Centrum Wolontariatu, koordynowane przez Paulinę Królikowską.

 Justyna Bereśniewicz, doba.pl

Dodaj komentarz

Komentarze (0)