Ekspert UMW: W profilaktyce więcej nie znaczy lepiej
Nowy program profilaktyczny „Moje zdrowie – bilans zdrowia osoby dorosłej” zastąpił od maja br. dotychczasowy pilotaż „Profilaktyka 40+”, realizowany w przychodniach podstawowej opieki medycznej. Czy w kontekście profilaktyki zdrowotnej jest to zmiana korzystna? Dr Zbigniew J. Król z Zakładu Zdrowia Publicznego Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu nie spodziewa się, że program przyniesie pożądany efekt, podobnie jak – w jego ocenie – nie sprawdziła się idea bilansu 40-latków.
Program „Moje zdrowie – bilans zdrowia osoby dorosłej” zakłada więcej badań laboratoryjnych, związanych z diagnostyką m.in. chorób sercowo-naczyniowych czy onkologicznych. Będzie także dostępny szerszej grupie osób, bo skorzystać z niego będą mogli już 20-latkowie. I tu pojawia się pierwsza wątpliwość:
– Zdrowi dorośli w wieku 20-45 lat rzadko odwiedzają lekarzy, a jeszcze rzadziej poddają się badaniom, jeśli nic im nie dolega – wskazuje dr Zbigniew J. Król. – Mamy na to liczne dowody w postaci podsumowań rezultatów programów profilaktycznych, adresowanych do młodych ludzi na całym świecie, a realizowanych w placówkach zdrowotnych. Takie programy po prostu nie przynoszą efektów. W przypadku tej grupy znacznie większy sens ma organizowanie badań przesiewowych w miejscach, w których ci ludzie bywają. Młody człowiek nie przyjdzie do przychodni, ale można go nakłonić do badania na uczelni czy przy okazji koncertu. W wielu krajach tak to działa i jest skuteczne.
Ekspert Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu za absolutnie chybione uważa „wciąganie” do programu dzieci, w ramach diagnozowania hipercholesterolemii rodzinnej. W jego opinii jest to zupełnie niepotrzebne, bo dzieci mają swoje bilanse i nie ma konieczności dublowania badań
i stwarzania dodatkowych barier, w tym stresu spowodowanego kolejną wizytą u lekarza. Generalnie grupa docelowa w programach profilaktycznych jest niezmiernie istotna. Zdaniem eksperta, lepsze rezultaty przynoszą programy przesiewowe, kierowane do konkretnych grup ryzyka, w ramach których wykonuje się określone badania. Takim przykładem może być program profilaktyki raka jelita grubego, w którym pacjenci korzystają z refundowanej kolonoskopii, czy też przesiewowa mammografia u starszych kobiet, dzięki której można wykryć zmiany nowotworowe we wczesnym stadium. Jednak i takie programy – choć cenne z punktu widzenia jednostki i potencjalnie pozytywnym wpływem
na zdrowie całej populacji, wciąż nie osiągają zakładanych wskaźników uczestnictwa.
– O fiasku dotychczasowych działań profilaktycznych w Polsce świadczą twarde dane – podkreśla dr Zbigniew J. Król. – Jaki powinien być ich efekt? Z założenia jest to wyższa średnia życia, przeżywanego w dobrym zdrowiu. To ważne, bo celem jest nie tylko metrykalnie dłuższe życie, ale także jego dobra jakość. Tymczasem ten wskaźnik u nas nie rośnie od lat. Brakuje działań kompleksowych, w które byłby zaangażowany nie tylko resort zdrowia, ale także inne organy państwa. Lekarze rodzinni mają do spełnienia ogromną rolę w profilaktyce, ale ten ciężar nie może spoczywać wyłącznie na ich barkach. Zwłaszcza w sytuacji, gdy lekarze w przychodniach podstawowej opieki zdrowotnej są przeciążeni
i w niektórych okresach roku (sezony infekcyjne) zwyczajnie nie mają czasu na profilaktykę.
Dr Zbigniew J. Król dodaje, że od dawna wiadomo, dlaczego Polacy nie żyją dłużej, a ich kondycja nie jest coraz lepsza. Nikotyna, zła dieta połączona z brakiem ruchu oraz alkohol – oto główni „winowajcy” braku wydłużania życia w dobrej jakości w Polsce.
– Żeby wyeliminować te czynniki ryzyka z populacji, nie wystarczy tworzenie kolejnych programów profilaktycznych, opierających się na badaniach diagnostycznych. Nie wystarczy także sama edukacja zdrowotna, realizowana w oderwaniu od całego systemu. Powinny to być naczynia połączone, co wymaga zaangażowania wielu instytucji – podsumowuje dr Król.
Dodaj komentarz
Komentarze (0)