Jak to z trawnikiem było i jest opowiada profesor Uniwersytetu Wrocławskiego

niedziela, 21.3.2021 10:04 500 0

Tomasz Szymura
Jak możemy pomóc stworzyć miejskie trawniki na miarę 21 wieku

Różne typy trawniki są nieodłączną częścią miasta. Przede wszystkim jesteśmy przyzwyczajeni do trawników pełniących funkcji reprezentacyjne. Króciutko przystrzyżone, nawożone i podlewane są typowym elementem miasta. W Polsce taki krótko przystrzyżony trawnik często był traktowany jako symbol statusu ekonomicznego. Mamy także trawniki „do zadań specjalnych”; roślinność porastająca przydroża, skarpy czy brzegi cieków wodnych. Jest ona również często przycinana, zdominowana często przez jeden gatunek szybko rosnącej i szybko ukorzeniającej się trawy, która ma za zadanie zazielenić miejsce po inwestycji i powstrzymać erozję wodną. Dziś zaczynamy jednak inaczej patrzeć na zieleń w mieście. Stojąc bezpośrednio w obliczu zmian klimatycznych zastanawiamy się, czy nie jest zbyt kosztowną ekstrawagancją podlewać trawniki i zanieczyszczać środowisko nawozami, tylko po to aby następnie wykaszać przyrastająca zieleń? Widzimy także inne obrazki: zrudziale, wysychające rzadkie kępy traw na skarpach i przydrożach. Czy nie ma możliwości takiego utrzymywania trawników, aby były one wytrzymalsze na susze i gwałtowne opady, wiązały dwutlenek węgla a jednocześnie nie trzeba było ich często kosić i nawozić? Jest jeszcze jeden aspekt postrzegania przez nas zieleni miejskiej, myślę że szczególnie ważny dla nas w sytuacji epidemii Covid-19, kiedy dostęp do kontaktu z przyrodą był dla wielu z nas ograniczony. Ważna jest dla nas sama natura i jej nieodłączny atrybut - bioróżnorodność. Czy nasze trawniki musza być sterylną zieloną powierzchnią, bez owadów, ptaków i drobnych ssaków?

 

Dziś coraz więcej osób, w tym, na szczęście, włodarze naszych miast, chcą trawników przyjaznych naturze i nie obciążających środowiska. Problem w tym, jak uzyskać takie trawniki. Najprostsze rozwiązanie - rzadsze koszenie - nie jest wystarczające w dłuższej perspektywie czasowej. Wbrew, niestety raczej naiwnym, przekonaniom bogactwo gatunkowe trawników nie będzie zadawalająco wzrastać kiedy tylko zaprzestaniemy częstego koszenia. Wynika to z tego, że przez wiele dziesiątków lat intensywnie użytkując trawniki oraz nieustannie przekopując i nawożąc glebę w mieście drastycznie ograniczyliśmy liczbę gatunków roślin półnaturalnych łąk, które mogłyby stworzyć taką przyjazną do środowiska i odporną na ekstrema klimatyczne zieleń miejską. Po drugie, nasze trawniki przydrożne i miejskie to w istocie izolowane płaty zieleni oddzielone od innych betonem budynków lub asfaltem dróg. Zasiedlające je rośliny często tworzą izolowane populacje podlegające chowowi wsobnemu i zagrożone dużym ryzykiem wymarcia. Myśląc o zwierzętach, zapewnienie im możliwości migracji jest dla nas czymś zrozumiałym – stąd tworzenie korytarzy ekologicznych, czy przejść nad autostradami dla zwierząt. Tak samo jest w przypadku roślin – powinniśmy tworzyć systemy siedlisk ułatwiające populacjom roślin rozprzestrzenianie nasion. Miasto nie jest przyjaznym środowiskiem dla roślin łąk i pastwisk, a szczególnie dla możliwości migracji ich nasion.

Zdając sobie z tego sprawę, wspólnie z naukowcami z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przy współpracy z Zarządem Zieleni Miejskiej postawiliśmy sobie za cel zbadać potencjalną możliwość migracji roślin pomiędzy trawnikami w naszym mieście. Nie interesowało nas to tylko z poznawczego punktu widzenia. Idea utrzymywania bogatych w gatunki, przyjaznych środowisku i rzadko koszonych trawników ma ciągle wielu oponentów: dla wielu z nas jest to nieakceptowalne z punktu widzenia estetycznego, takie miejsca niektórym kojarzą się z zaniedbaniem, czy rozplenieniem się „szkodników”. Są także tereny, gdzie nie chcemy wysokich traw: tam gdzie ograniczają widoczność przy drogach, na niektórych skwerach, czy w miejscach gdzie, można się położyć i odpocząć. Dlatego w naszych badaniach uwzględniliśmy także priorytyzacje trawników: chcieliśmy wskazać takie, których renaturalizacja będzie najbardziej pożądana do ułatwienia spontaniczna migracje roślin do innych miejsc i zapewni utrzymanie trwałych populacja.

W realizacji tego zadania pomocna na była nam wiedza z zakresu ekologii krajobrazu, dotycząca możliwości migracji typowych gatunków łąkowych oraz… matematyczna teoria grafów. Zaczęliśmy od opracowania mapy rozmieszczenia roślinności zdominowanej przez trawy w granicach naszego miasta. W tym miejscu bardzo wygodne jest angielskie określenie ‘uraban grasslands’ - krótkie i treściwie oddające istotę rzeczy. W języku polskim musiałbym napisać, że przygotowaliśmy mapę „miejskich zbiorowisk trawiastych”, co chyba niezbyt dobrze brzmi. Chcieliśmy odejść od tradycyjnego podziału na trawniki, zieleń przydrożną i nieużytki, ponieważ wszystkie te typy tworzą cześć zielonej infrastruktury miasta, są zdominowane przez rośliny trawiaste i mogą utrzymywać populacje dzikich owadów, wiązać węgiel czy retencjonować wodę. Mając mapę takich płatów „urban grasslands” wyznaczyliśmy najkrótsze odległości pomiędzy wszystkimi płatami zieleni (czyli wierzchołkami, według teorii grafów): odległość od każdego płatu do każdego (dla waszej wiedzy: 2 miliony dziewięćset osiemdziesiąt i pół tysiąca). Następnie, znając średnie odległości na jakie mogą migrować nasiona i pyłek różnych gatunków roślin łąkowych, w zakresach od 4 do 1000 metrów, analizowaliśmy tylko te systemy płatów, pomiędzy którymi odległość nie przekraczała złożonych przedziałów. Wykorzystując symulacje komputerowe, po kolei „wyłączaliśmy” poszczególne płaty z analizy, patrząc jak ich „wyłączenie” pogorszy system połączeń między trawnikami. Pozwoliło nam to stworzyć listę rankingową płatów (priorytyzację) z uwagi na ich znaczenie dla zachowania możliwości migracji i wymiany genetycznej roślin na naszych trawnikach. Wyniki naszej pracy niosą z sobą dobre i złe wieści: na tle innych miast europejskich mamy stosunkową dużą powierzchnię „urban grasslands”, lecz większość płatów że koncentruje się na obrzeżach miasta, podczas gdy mieszkańcy najgęściej zaludnionego centrum mają w pobliżu siebie bardzo małą liczbę trawników o niewielkiej powierzchni. Niestety płaty położone w centrum są bardzo mocno od siebie odizolowane, nie tworząc połączonych systemów umożliwiających migrację roślin. Ciekawa jest rola rzeki Odry – z jednej strony wzdłuż jej brzegów tworzą się „ciągi komunikacyjne” dla roślin, ale z drugiej strony utrudnia ona migrację pomiędzy populacjami zasiedlającymi różne brzegi. Jeżeli chcemy myśleć utrzymaniu w centrum miasta bogatych w gatunki, ekstensywnie użytkowanych trawników, których nie trzeba nawozić i podlewać, musimy wspomagać migrację roślin, przez np., dosiewanie nasion gatunków roślin typowych dla półnaturalnych łąk i pastwisk. Jak to robić? A to już są zupełnie inne badania…

Dodaj komentarz

Komentarze (0)