Bohaterowie TWG2017 - Wojciech Kowalski

środa, 20.7.2016 12:24 577 0

Z Wojciechem Kowalskim (Śląsk Wrocław), multimedalistą mistrzostw Polski w biegu na orientację, rozmawia Wojciech Koerber.

Gdyby miał Pan wymienić swoje największe sukcesy, to zacząłby od…

Zapewne od wicemistrzostwa świata wojskowych, które w 2010 roku przywiozłem z Norwegii. Poza tym na cywilnych MŚ zajmowałem indywidualnie 13. i 14. miejsce oraz 6. pozycję w sztafetach (węgierski Miszkolc, 2009 rok). Gdy chodzi o mistrzostwa kraju, medali mam w sumie 59.

A dziś w kraju którym jest Pan numerem?

Przez długi czas byłem jedynką, ale teraz muszę powiedzieć, że jedynką łamaną przez dwójkę. Konkurencja podrosła i rywalizuję m.in. z Bartoszem Pawlakiem z Grunwaldu Poznań. Dla mnie dobrze, jest się z kim ścigać.

Dlaczego wybrał Pan sobie w życiu bieg na orientację?

Przez jakiś czas chodziłem na akrobatykę sportową, ale któregoś razu wziąłem udział w lekkoatletycznym sprawdzianie na stadionie. Trener powiedział, że jest super, ale… kazał przyjść za półtora roku, tymczasem ja chciałem swoje biegowe zainteresowania spożytkować już. A że mieliśmy w szkole bieg na orientację, to podjąłem wyzwanie.

Czym się różni sprint od biegu średniego czy długiego?

W sprincie, który trwa około 15 minut, wszystko dzieje się dużo szybciej i jest bardziej ściśnięte. Można to porównać do miejskiej zabudowy – na wrocławskiej starówce jest trochę wąskich uliczek, ale gdy pojedzie się do Hiszpanii czy Włoch, dopiero tam te uliczki potrafią być naprawdę wąskie i nieregularne. W ciągu minuty trzeba podjąć dziesięć ważnych decyzji, ileś razy sprawdzić kierunek. Tu raczej nie można wykorzystać pełni swoich fizycznych możliwości, zbyt dużo jest decydowania. W biegach długich natomiast, co sama nazwa w pewnym sensie wskazuje, więcej jest biegania, a mniej myślenia.

I którą wersję Pan preferuje?

Więcej biegania, mniej myślenia, a więc raczej leśną rywalizację. Wszystko zależy od tego, jak komu głowa pracuje. Jeden będzie postrzegał wszystko szybciej, drugi wolniej. Podobnie pracują procesory w komputerze – koniec końców obliczą to samo, ale jednak w różnym czasie.

Co jest w tej profesji najważniejsze – kondycja i wybieganie, inteligencja czy może zdolności nawigacyjne?

Żeby uprawiać ten sport na poziomie amatorskim, nie trzeba mieć ani jednego, a ani drugiego, wystarczą chęci. Nie potrzeba żadnego dwudniowego kursu. Gdy prowadzę zajęcia z dziećmi, w ciągu 5 minut są w stanie przyswoić podstawową wiedzę i nauczyć się, co poszczególne symbole z mapy oznaczają. Z kolei zawodowcy bez solidnego przygotowania kondycyjnego nie mają czego szukać.

A mapy jak wyglądają?

Są bardzo dokładne. Te do sprintu w skali 1:5 000, a więc 1 cm to 50 m. Te leśne mają natomiast skalę 1:10 000, każdy większy dołek czy też głaz jest zaznaczony, czego na turystycznej mapie nie ma. Podczas biegu ważna jest koordynacja ręka – oko. Trzeba przecież patrzeć pod nogi, a mapa nie powinna latać, by móc z niej czytać. Amator może się zatrzymać i popatrzeć, zawodowiec musi to robić w biegu.

Mam rozumieć, że to kontuzjogenna dyscyplina, bo wpatrując się w mapę można np. skręcić nogę?

Więcej zagrożeń czeka na zawodników w terenie miejskim, gdzie można wpaść na słupek czy łańcuch, zahaczyć o ławkę, a podłoże jest twarde – asfaltowe czy brukowe. W lesie, gdy zaczepisz o gałąź, ona się ugnie i wielkiej kary nie wymierzy, poza tym ściółka jest raczej miękka.

Są w Waszym środowisku zawodnicy, którzy wyjątkowo często wpadają na te przeszkody, w związku z czym stają się obiektami żartów?

Zdarzają się takie przypadki, ale nie dlatego, że bieg na orientację jest bardzo kontuzjogenny, lecz dlatego, że są gapcie. Pod względem szkoleniowym najbardziej zbliżony do naszego jest trening lekkoatletyczny, a do lasu puszcza się w pojedynkę już 10-letnie dzieci. Biegają po 2,3 km i nic złego się nie dzieje.

Jest tylko u Was jeden problem – zawodów testowych nie można przeprowadzić w miejscu, w którym zostanie zorganizowana impreza docelowa.

Dlatego nie mogę się już pojawiać w trzebnickim Lesie Bukowym, gdzie podczas przyszłorocznych World Games odbędzie się jedyny bieg leśny. Jest to zakazane. Sprint zaplanowano w centrum Wrocławia, a sztafety (dwóch mężczyzn i dwie kobiety) w naszym zoo.

To dużo spaceruje Pan po mieście…

Niekoniecznie, ale w tym wypadku żadnych zakazów nie ma. No bo nie można przecież zakazać chodzenia po terenach miejskich.

Ale obiecuje nam Pan, że przez Trzebnicę już nie jeździ?

Obiecuję, zresztą zawsze mamy dużo pytań o te kwestie. Wbrew pozorom, taka zakazana penetracja terenu nie daje jednak aż tyle, ile można by sobie wyobrazić.

To chyba również dyscyplina trudna do pokazania przez telewizję, co ogranicza formę promocji?

Kiedyś, przed dziesięcioma laty, był z tym problem, teraz można jednak przeprowadzić w pełni dynamiczną transmisję, np. ze sprintu. U nas rzadko jest start masowy, tylko w rywalizacji sztafet, ale przecież w biathlonie czy biegach narciarskich też startuje się pojedynczo. Z mistrzostw świata czy zawodów Pucharu Świata zawsze jest profesjonalna transmisja i nawet osoba słabo znająca się na dyscyplinie – gdy włączy telewizor – jest w stanie to obejrzeć i wszystko pojąć. Pod koniec maja czeska telewizja publiczna bardzo fajnie pokazała mistrzostwa Europy. Trudniej jest pewnie pokazać bieg długi, który trwa około stu minut, a na trasę zawodnicy wybiegają co trzy.

Biało-czerwoni stali kiedyś na podium seniorskich MŚ?

Nie, wciąż czekamy na pierwszy taki medal. Brąz ME zdobyła za to na Ukrainie Anna Górnicka-Antonowicz, w 2000 roku w Truskavets, na średnim dystansie. Na World Games wysyła się dwóch mężczyzn i dwie kobiety, tworząc tym samym sztafetę. Ostatnio w Cali nasze panie zajmowały miejsca od 29. do 33., ale w 2005 roku w Duisburgu Monika Depta była 14.

Czyli ścisłą światową czołówką nie jesteśmy, ale chcemy w końcu wyważyć te drzwi?

Idziemy mocno w górę, choć futbolu – rzecz jasna – nigdy nie przebijemy. Nie zależy nam na tym, żeby wszyscy oglądali bieg na orientację, lecz żeby jak najwięcej osób poszło pobiegać z mapą. Być może się zainteresują.

A bieganie podczas rywalizacji za kimś to przestępstwo?

Jest, oczywiście, niedozwolone, choć ciężko to zweryfikować. Tyle że w sprincie - jeśli dasz się dogonić, by później na kimś się wieźć - na jakikolwiek dobry wynik i tak nie masz już szans. W biegu długim jakaś szansa na niezły rezultat wciąż pozostaje, ale nie na pudło.

Jest Pan już pewny udziału w The World Games 2017?

Absolutnie nie. Nasze wewnątrzkrajowe eliminacje trwają ponad rok, trzeba dobrze wypadać na MP, MŚ, ME i PŚ. Ta rywalizacja trwa już od maja, a zakończy się wiosną. Na podstawie tego rankingu Polski Związek Orientacji Sportowej nominuje zawodników na Igrzyska Sportów Nieolimpijskich w 2017 roku. I dobrze, jestem za tym, żeby biegały osoby w najlepszej formie. Nie uważam, że coś mi się należy tylko dlatego, że jestem z Wrocławia, długo biegam i kiedyś byłem dobry.

„Kiedyś byłem dobry” – z tych słów mam wnioskować, że szczyt formy już za Panem, czy tak tylko to zabrzmiało?

Na pewno bywa ciężko, bo czuję już oznaki 34 lat na karku. Jestem starszym sportowcem i nie mogę zaliczać w ciągu roku jednego startu po drugim. Regeneracja organizmu nie jest już taka szybka, a jak ktoś idzie w górę, to musi się w którymś punkcie zatrzymać. Ja czuję, że się zatrzymałem, ale na wysokim poziomie, który wciąż mogę odtwarzać.

Optymalny wiek w biegu na orientację?

Kiedyś było to około 30 lat. Zmieniło się jednak, w ciągu ostatniej dekady pojawiło się sporo młodych zawodników na wysokim poziomie, co na pewno nie jest przypadkiem. Złożyły się na to lepsze metody treningowe, które pomagają szybciej zbudować młodego zawodnika. Mam tu na myśli i trening biegowy, i czytanie map.

A najlepsze na świecie nacje?

Skandynawowie, Szwajcarzy czy Francuzi, którzy mieli jedną gwiazdę, Thierry Guergiou, ale ta gwiazda pociągnęła resztę w górę.

Rozumiem, że to zawodowcy.

Stuprocentowi. Ale i ja uważam się za zawodowca, ponieważ taką szansę dają u nas Wojskowe Zespoły Sportowe, które – gdy chodzi o bieg na orientację – w 90 procentach ratują sytuację. Jestem młodszym chorążym i dzięki wojsku podstawowy byt mam zapewniony, mogę porządnie trenować.

A dzięki sukcesom można coś dorobić.

Za medale MŚ nie dostaje się nic, walczy się o splendor i chwałę, ale w Szwecji mają imprezę pod nazwą O-Ringen, z pulą nagród 50-70 tysięcy złotych dla zwycięzców. Startuje w niej około 12-17 tysięcy osób. Możemy jednak liczyć na ministerialne stypendia, wystarczy spełnić warunki, które dotyczą także innych dyscyplin.

Ilu Dolnoślązaków może sobie wywalczyć miejsce w reprezentacji na przyszłoroczne igrzyska?

Na pewno stać na to również Hannę Wiśniewską, dobrą seniorkę. No i mamy też w Śląsku Weronikę Cych (wnuczkę Jana Cycha, olimpijczyka z Meksyku na 3 000 m z przeszkodami - WoK), która na rywalizację w lesie jest może jeszcze za młoda, ale w sprincie stać ją już na sprawianie niespodzianek. W naszej dyscyplinie też jest specjalizacja, bo przecież trening pod poszczególne konkurencje musi się różnić.

Rozmawiał Wojciech Koerber

Wojciech Kowalski

Urodził się 6 września 1982 roku we Wrocławiu. Sukcesy: 59 medali seniorskich mistrzostw Polski, srebrny medal mistrzostw świata wojskowych Kongsberg 2010, dwa złota (drużyna i sztafeta) i srebro (długi dystans) wojskowych MŚ (V Światowe Wojskowe Igrzyska Sportowe w Brazylii, 2011), brąz (drużyna) wojskowych MŚ (VI Światowe Wojskowe Igrzyska Sportowe w Korei Południowej, 2015), 14. miejsce na MŚ Miszkolc 2009 (sprint), 13. miejsce na MŚ Kijów 2007 (średni dystans), 6. Miejsce na MŚ Miszkolc 2009 (sztafety). Trener: Marek Adamek.

* Polski Związek Orientacji Sportowej (PZOS) zajmuje się takimi odmianami dyscypliny jak: narciarski bieg na orientację, rowerowa jazda na orientację, bieg na orientację oraz orientacja precyzyjna (na wózkach).

FOTO: DOBRE ŚWIATŁO
źródło: Wrocław pl

Dodaj komentarz

Komentarze (0)