Medycyna ratunkowa od kulis - "pokazujemy, jak działa SOR w praktyce..."

wtorek, 27.5.2025 15:52 236 0

W Międzynarodowym Dniu Medycyny Ratunkowej życie nie zatrzymało się ani na chwilę – za to można było zobaczyć, jak naprawdę się je ratuje. Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu przygotował kolejną odsłonę świętowania w praktyce 15-lecia istnienia Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Uwzględniając pacjentów transportowanych Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym i pacjentki ginekologiczne jest to największy SOR na Dolnym Śląsku, jednocześnie jeden z filarów ratownictwa medycznego w regionie. To była lekcja ratowania życia w pełnym znaczeniu tego słowa – z pokazem symulacji medycznej, udziałem uczniów wrocławskiego liceum i przedstawicieli służb, które każdego dnia współpracują z SOR-em. Od pierwszych minut walki o życie po zaawansowane leczenie – ratownicy pokazali, co naprawdę znaczy działać „na czas”.
 
– Od początku istnienia Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w naszym szpitalu wyznaczał on nowe standardy w polskiej medycynie ratunkowej. Dość wspomnieć o tym, że do dzisiaj lądowisko dla helikopterów nie jest szpitalnym standardem w naszym kraju, podczas gdy w przypadku SOR USK od pierwszego dnia korzystał z transportu lotniczego – mówi lek. Maciej Kamiński, zastępca dyrektora ds. medycznych USK we Wrocławiu.

– Obecnie przyjmujemy najwięcej pacjentów w regionie, walcząc o ich zdrowie i życie w często najtrudniejszych przypadkach medycznych. Funkcjonuje u nas jedyne na Dolnym Śląsku Centrum Leczenia Urazów Wielonarządowych i Mnogich. Nie spoczywamy na laurach, stale doskonalimy nasze procedury, szkolimy zespół. Ostatnio USK otrzymał diamentowy status w ramach programu ESO Angels Awards. Dzięki ulepszeniu procedur nasi specjaliści skrócili o 37% czas potrzebny na przeprowadzenie procedury ratującej zdrowie i życie pacjentów z udarem. Jesteśmy szczególnie zmobilizowani pamiętając, że to właśnie na Dolnym Śląsku narodziła się polska medycyna ratunkowa.
 
Polska jako jeden z pierwszych krajów w Europie wdrożyła kompleksowy model medycyny ratunkowej. Dzięki konsekwentnym działaniom legislacyjnym, naukowym i organizacyjnym, w kolejnych województwach zaczęto tworzyć sieć szpitalnych oddziałów ratunkowych. Wrocław był jednym z kluczowych ośrodków tego procesu. Dość powiedzieć, że SOR przy Borowskiej obchodzi swoje 15-lecie działalności – jubileusz to nie tylko rocznica, ale też moment, który dobrze pokazuje jak zmieniła się medycyna ratunkowa w Polsce.
 
Za ojca medycyny ratunkowej uważa się związanego z wrocławskim środowiskiem lekarskim, prof. dr hab. Juliusza Jakubaszkę. Były konsultant krajowy i wojewódzki wspomina, że medycyna ratunkowa jako samodzielna dziedzina medycyny i specjalizacja lekarska została formalnie wprowadzona do systemu ochrony zdrowia w Polsce w 1999 roku. Za nami więc ponad 25 lat od tego przełomowego momentu.
 
Narodziny polskiej medycyny ratunkowej

– Początki były trudne, jak to zwykle bywa w przypadku nowatorskich przedsięwzięć, ale Polska stała się pionierem w Europie Środkowo-Wschodniej, wdrażając kompleksowe rozwiązania zarówno na poziomie klinicznym, jak i akademickim – przyznaje prof. dr hab. Juliusz Jakubaszko i dodaje, że wzorem były rozwiązania stosowane USA, Australii i Wielkiej Brytanii.

Pierwsze prace rozpoczęły się na początku lat 90., kiedy to polscy lekarze – z silnym udziałem środowiska wrocławskiego – włączyli się w międzynarodową dyskusję o potrzebie stworzenia zintegrowanych systemów reagowania w stanach nagłych. W 1992 roku, podczas spotkania w Leuven w Belgii, utworzono „Club of Leuven” – grupę roboczą powołaną do wdrażania zasad nowoczesnej medycyny ratunkowej, w której pracę zaangażowali się specjaliści z Polski. Rok później, we Wrocławiu, narodziła się idea utworzenia Europejskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej (EUSEM), którego statut oficjalnie ogłoszono w Londynie w 1994 roku. Polska delegacja – aktywnie uczestnicząca w pracach towarzystwa – od samego początku współtworzyła europejskie standardy opieki w stanach nagłych.
Transformacja ustrojowa i sprzyjające zmiany legislacyjne umożliwiły stworzenie podstaw dla zintegrowanego systemu ratownictwa medycznego, opartego na wzorcach z USA, Wielkiej Brytanii i Australii. We współpracy ze strażą pożarną i pogotowiem ratunkowym opracowano projekt ustawy o ratowaniu życia, który umożliwił powstanie szpitalnych oddziałów ratunkowych. Nowa specjalizacja – medycyna ratunkowa – wprowadzona formalnie do systemu ochrony zdrowia w 1999 roku, szybko zyskała uznanie zarówno w kraju, jak i za granicą. W 2002 roku Polska została przyjęta do Światowej Federacji Medycyny Ratunkowej, a Wrocław gościł pierwszy Kongres Medycyny Ratunkowej Europy Środkowo-Wschodniej, w którym udział wzięło ponad tysiąc specjalistów z całego świata. Był to przełomowy moment, który potwierdził wiodącą rolę Wrocławia w rozwoju tej dziedziny medycyny – zarówno w wymiarze praktycznym, jak i akademickim.

Początki SORu przy Borowskiej

Szpitalny Oddział Ratunkowy w Akademickim (jeszcze wtedy) Szpitalu Klinicznym przy ulicy Borowskiej oficjalnie uruchomiono 1 grudnia 2009 roku. Był on wtedy trzecim SORem w mieście i jednym z najnowocześniejszych w Polsce.
 
– Kliniczny SOR został zmodernizowany na przełomie 2017/2018 roku, dzięki czemu zyskał większą przestrzeń i liczbę łóżek obserwacyjnych. Na początku była jedna sala obserwacyjna, teraz są cztery, z dwudziestoma łóżkami – tłumaczy dr Janusz Sokołowski, kierownik Szpitalnego Oddziału Ratunkowego – Kliniki Medycyny Ratunkowej w USK we Wrocławiu. – Obecnie na SORze jednorazowo dyżuruje 6 lekarzy, z czego jeden jest przypisany do oddziału dziecięcego. Dodatkowo zespół medyczny wspiera od 12 do 14 pielęgniarek i ratowników medycznych. Razem z personelem pomocniczym na 12-godzinnym dyżurze jest w sumie zaangażowanych 30 osób, niezbędnych do tego, aby w każdej chwili pomagać poszkodowanym.
 
Jak zaznacza dr Sokołowski, o skali działalności najlepiej mówi liczba pacjentów, którym udzielana jest pomoc. Na początku swojej działalności specjaliści medycyny ratunkowej przy ul. Borowskiej przyjmowali rocznie około 15-20 tysięcy pacjentów, dziś to jest 3 razy więcej i liczba ta stale rośnie.
 
Tysiące szukających ratunku

Statystyki pokazują, że uniwersytecki SOR przyjmuje więcej pacjentów niż inne tego typu placówki we Wrocławiu i regionie. Wynika to między innymi z tego, że USK pełni rolę regionalnego Centrum Urazowego, do którego trafiają najbardziej skomplikowane przypadki, ofiary wypadków z wielonarządowymi urazami, wymagające interdyscyplinarnego podejścia.
 
– USK to największy w regionie szpital wielospecjalistyczny, do którego trafia cały przekrój pacjentów, ośrodek ma zaplecze lekarzy wielu dyscyplin i tym można tłumaczyć ogromne obciążenie - wyjaśnia dr Goutham Chourasia, zastępca kierownika Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w USK we Wrocławiu. – Zabezpieczamy najciężej chorych przywożonych do nas karetkami i transportem lotniczym, a także pacjentów, którzy zgłaszają się sami. Niektórzy po udzieleniu pomocy mogą być wypisani, ale wielu z nich wymaga skomplikowanego leczenia i jest kierowanych na kliniczne oddziały - dodaje specjalista medycyny ratunkowej.
 
Aż 30 procent niekoniecznych wizyt

Od lat toczy się dyskusja o tym, kto powinien zgłaszać się do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Zgodnie z założeniami powinny to być osoby, które są w stanie zagrożenia życia. One najczęściej są przywożone karetkami i przyjmowane w pierwszej kolejności, ale jest też sporo pacjentów zgłaszających się samodzielnie, wymagających pilnej pomocy - to muszą ocenić ratownicy, którzy jako pierwsi badają chorych.
 
– Niestety, z powodu niedomagania systemu i ograniczenia dostępu do placówek Podstawowej Opieki Zdrowotnej zgłasza się też dużo chorych, którzy powinni uzyskać pomoc gdzie indziej. Dużą grupę zgłaszających się stanowią tak zwani pacjenci socjalni, w kryzysie bezdomności, niesamodzielni, często bez najbliższych osób, które mogłyby ich wspomóc w dochodzeniu do zdrowia, także osoby nietrzeźwe i pod wpływem innych środków odurzających. Generalnie, zanim kogokolwiek odeślemy do domu, musi być przebadany, musimy wiedzieć, że jest bezpieczny – podkreśla kierownik SORu.
 
Niejeden raz słyszymy, że ktoś na SORze czekał 10 czy 12 godzin, ale wszystko zależne jest od stanu chorego. Od zarejestrowania do pierwszego kontaktu z lekarzem nie mija więcej niż godzina – góra dwie. Trzeba pamiętać, że jeszcze wcześniej wykonywany jest triage.
 
Wspomniana procedura to medyczna segregacja pacjentów według pilności interwencji.
 
– Każda osoba trafiająca na SOR, zarówno przywieziona karetką, jak i zgłaszająca się samodzielnie, jest najpierw oceniana przez przeszkolony personel pielęgniarski lub ratowników medycznych – mówi Olga Semczak, ratowniczka medyczna z SOR w USK we Wrocławiu. – Staramy się, aby w tym czasie każdy z naszych pacjentów był zbadany.
 
Na podstawie objawów, parametrów życiowych, poziomu świadomości oraz ogólnego stanu zdrowia pacjent otrzymuje jedną z kategorii określonych kodem kolorystycznym:
 
Czerwony – pacjent w stanie bezpośredniego zagrożenia życia, wymagający natychmiastowej pomocy medycznej (np. zatrzymanie krążenia, ciężka niewydolność oddechowa, masywne krwawienie, udar).
 
Pomarańczowy – stan ciężki, ale stabilny, z wysokim ryzykiem szybkiego pogorszenia; pacjent powinien zostać przyjęty w ciągu kilku minut.
 
Żółty – pacjent z poważnymi dolegliwościami, które wymagają leczenia, ale jego stan pozwala na bezpieczne oczekiwanie.
 
Zielony – stan ogólny dobry, bez cech zagrożenia życia; interwencja może być odłożona w czasie.
 
Niebieski (stosowany w niektórych systemach) – pacjent bez wskazań do leczenia w warunkach SOR, możliwy do zaopatrzenia w placówce POZ lub Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej.
 
– Taki system pozwala skupić zasoby oddziału na najpilniejszych przypadkach i zapewnić szybką pomoc tym, którzy najbardziej jej potrzebują. Oznacza to również, że pacjenci z dolegliwościami niewymagającymi natychmiastowej interwencji mogą czekać na swoją kolej dłużej – nie z powodu zaniedbania, lecz z troski o życie i zdrowie najbardziej potrzebujących – tłumaczy ratowniczka.
 
Oczekiwanie na sali obserwacyjnej nie oznacza, że nic się nie dzieje. Wykonywane są niezbędne badania, specjaliści czekają na wyniki badań, aby móc postawić trafną diagnozę, wdrożyć leczenie lub przekazać chorego do odpowiedniej kliniki. W razie konieczności, zespół SOR wspierany jest przez wszystkich zatrudnionych w USK lekarzy. Z obserwacji personelu wynika, że godziny „szczytu” zaczynają się po południu i trwają do rana, a właściwie przez całą noc nie ma chwili odpoczynku.
 
Wyposażenie Szpitalnego Oddziału Ratunkowego

– Dziś nie ma sprzętu, którego by nam brakowało – podkreśla dr Janusz Sokołowski. – Defibrylatory czy aparaty monitorujące parametry życiowe są dostępne dla wszystkich pacjentów.
 
Pracę zespołu ułatwia całodobowy dostęp do diagnostyki, zaczynając od przenośnych aparatów rentgenowskich czy USG, które można wykorzystać przy łóżku chorego, bez konieczności wożenia chorego na konsultacje do innych części szpitala. W bezpośrednim sąsiedztwie oddziału znajduje się tomograf dedykowany pacjentom ostrodyżurowym, co pozwala na szybką diagnostykę. Pacjenci SOR mają także dostęp do rezonansu magnetycznego. Podczas pandemii oddziałowi przybyły nowoczesne respiratory i aparaty do zaawansowanej tlenoterapii.
 
Dodatkowo w USK we Wrocławiu znajduje się jedyny w Polsce Ośrodek Tlenoterapii Hiperbarycznej działający w obrębie SOR, który jest ważnym całodobowym wsparciem. Wykorzystanie komory hiperbarycznej to często ratunek dla pacjentów z objawami zatrucia tlenkiem węgla, chorych z zespołem zmiażdżeń, ciężkimi urazami kończyn czy trudno gojącymi się ranami.
 
Z sali lekcyjnej prosto na SOR – młodzi w sercu medycyny ratunkowej

Zwieńczeniem obchodów Międzynarodowego Dnia Medycyny Ratunkowej w USK we Wrocławiu był pokaz realistycznych symulacji medycznych, przygotowanych przez zespół SOR wspólnie ze służbami ratunkowymi z wrocławskiej Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 9 Państwowej Straży Pożarnej. W pierwszym scenariuszu zaprezentowano działania trauma teamu w przypadku pacjenta w stanie krytycznym, przywiezionego karetką z miejsca wypadku z rozległymi urazami wielonarządowymi.
 
W drugiej symulacji strażacy dostarczyli pacjenta z objawami ciężkiego zatrucia tlenkiem węgla, wymagającego natychmiastowej tlenoterapii i opieki wielospecjalistycznej. Obie inscenizacje odzwierciedlały rzeczywiste warunki pracy zespołów ratunkowych, a ich przebieg z dużym zainteresowaniem śledziła grupa licealistów z jednego z wrocławskich liceów.
 
– Bardzo prawdopodobne, że zdecyduję się właśnie na studia medyczne. Cieszę się, że mogłam dzisiaj zobaczyć w taki sposób pracę ratowników. Było to bardzo inspirujące i otwierające oczy na to, jak ciężka może być walka o zdrowie i życie pacjentów. Bardzo dziękujemy za zaproszenie – mówiła Zuzanna, uczennica Liceum nr V we Wrocławiu.

fot. Małgorzata Sagan/USK we Wrocławiu

 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)