Niebezpieczne związki: rośliny i promienie słoneczne

wczoraj, 11 godz temu 0

Dlaczego nie powinno się pić nadmiaru drinków z niektórymi cytrusami, jeśli mamy zamiar się opalać? Czym grozi tarzanie się po łące, na której rośnie dziki pasternak? Po co przy zbieraniu selera obowiązkowe są rękawice? Skąd się biorą bąble na skórze po kieliszku nalewki z dziurawca?

O reakcjach skórnych po kontakcie ze składnikami niektórych roślin, aktywującymi się pod wpływem promieniowania UV, opowiada prof. Adam Matkowski, kierownik Katedry Biologii i Biotechnologii Farmaceutycznej i Ogrodu Botanicznego Roślin Leczniczych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Niebezpieczne związki roślin i promieni słonecznych najbardziej są znane w kontekście barszczu Sosnowskiego. To groźny inwazyjny gatunek, którego mimo wysiłków wciąż nie udaje się zwalczyć. Każdego roku, zwłaszcza w czerwcu i lipcu słyszymy ostrzeżenia przed możliwością  poparzenia, jakie powoduje dotknięcie tego ziela w połączeniu z promieniami słonecznymi.  Choć najbardziej znany, barszcz Sosnowskiego to tylko jeden z wielu gatunków o właściwościach fotouczulających, jaki możemy spotkać w Polsce. Bolesne poparzenia grożą nam po wycieczkach na łąkach i polach o wiele częściej niż się powszechnie uważa.

– O toksyczności barszczu Sosnowskiego decydują zawarte w nim furanokumaryny, czyli fotouczulające związki chemiczne – wyjaśnia prof. Adam Matkowski, kierownik Katedry Biologii i Biotechnologii Farmaceutycznej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. – Roślina produkuje je w celach obronnych, a same w sobie nie są dla człowieka bardzo groźne. Problem zaczyna się, gdy zadziała dodatkowy czynnik: promieniowanie UV-A. Wówczas dopiero związki, które wcześniej wniknęły do skóry, zaczynają się aktywować. Dlatego rumień, pęcherze, ból czy obrzęk skory nie pojawiają się natychmiast po kontakcie z rośliną, ale czasem nawet po wielu godzinach. Można więc nie skojarzyć przyczyny ze skutkiem i nie połączyć dolegliwości z przyrodniczą wycieczką sprzed pół dnia.

Stan zapalny skóry wywołany przez połączenie działania roślin i promieniowania słonecznego nazywa się fitofotodermatozą. W barszczu Sosnowskiego, a zwłaszcza w soku zawartym w łodygach i liściach, stężenie furanokumaryn jest wysokie. Stąd też wysoka toksyczność tego ziela, podobnie jak jego „kuzyna”, bo w Polsce można spotkać także inny gatunek barszczu pochodzący z rejonu Kaukazu – barszcz Mantegazzi’ego. Jeśli chodzi o wygląd, różnice między nimi są nieznaczne, możliwe do rozpoznania właściwie tylko przez specjalistów. Jak podkreśla prof. Adam Matkowski, dla przeciętnego człowieka to jednak bez znaczenia. Czy oparzenia spowodował kontakt z takim czy innym barszczem – efekt jest mniej więcej podobny, bolesny, a czasem długotrwały. Warto też dodać, że do aktywacji furanokumaryn wystarczy niewielka ilość promieniowania, więc może się to zdarzyć nawet w pochmurny dzień.

Barszcz Sosnowskiego należy do rodziny selerowatych i ma także innych wrednych krewnych.

– Są to np. dziki pasternak, arcydzięgiel,  a nawet, choć nieznacznie, popularny w kuchni i jadalny seler – a właściwie jego liście – wylicza prof. Matkowski. – W przypadku tych roślin, fotouczulających substancji jest wprawdzie mniej, ale skutki kontaktu z częściami zielonymi i kwiatami mogą być także dotkliwe. Żółte kwiaty dzikiego pasternaku czy arcydzięgla mogą się wydawać atrakcyjne, jednak lepiej się od nich trzymać z daleka, a do zbiorów selera nie podchodzić bez rękawiczek. Fotouczulająca jest ponadto pochodząca z innej rodziny gryka, a właściwie jej zielone części.

Kolejna rodzina,  której reprezentanci mogą zaszkodzić naszej skórze pod wpływem promieniowania UV, to rutowate. Wśród nich najbardziej fototoksyczna jest ruta, często uprawiana w ogródkach ze względu na ładny wygląd i przyjemny zapach. Ruta ma właściwości lecznicze, jest bogata w rutynę (glikozyd flawonolowy – dodawany m.in. do popularnych leków przeciwprzeziębieniowych) ale również zawiera furanokumaryny.

Miłośnikom dzikiej przyrody można poradzić: nie znasz rośliny – najlepiej jej nie dotykaj. Jeśli bardzo ci się podoba i musisz ją mieć koniecznie w bukiecie polnych kwiatów – skorzystaj z aplikacji do rozpoznawania okazów przyrody w telefonie. A dla pewności, po wycieczce w plener dokładnie umyj ręce.

Czasem jednak wróg może zaatakować od zupełnie innej strony. Słońce, plaża, leżaczek, a ręce orzeźwiający drink z cytrusami – któż nie marzy o takim urlopie? Tę sielankową wizję brutalnie na ziemię sprowadza wiedza przyrodnika:

– Tylko nie cytrusy! – ostrzega szef Katedry Biologii i Biotechnologii Farmaceutycznej i Ogrodu Botanicznego Roślin LeczniczychUMW. – One także należą do rodziny rutowatych, a niektóre są też bogate w substancje fotouczulające. Największe stężenia znajdują się w skórce i w dodatku świetnie rozpuszczają się w alkoholu. Wystarczy kilka kropli wylanych przypadkiem na odsłonięte części ciała, a resztę zrobi już słońce.

Największe stężenia furanokumaryn znajdują się w limonkach i grapefruitach, ale nie są od nich wolne także cytryny i pomarańcze. Fitodermatoza po słonecznych drinkach doczekała się nawet potocznej nazwy: w niektórych krajach znana jest jako „dermatoza margarita".

Innego rodzaju związki fotouczulające (hiperycyna) obecne są w dziurawcach. Preparaty z tej rośliny, stosowane leczniczo, zawierają ostrzeżenia przed ekspozycją na promienie słoneczne po ich spożyciu. Fototoksyny rozpuszczają się w alkoholu, z tego względu bardziej fototoksyczna będzie wysokoprocentowa nalewka niż herbatka z dziurawca.

Czy fototoksyczność  roślin może stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo?

– Przy przypadkowym kontakcie jest to mało prawdopodobne – mówi prof. Adam Matkowski. – Kluczowe są ilości fototoksycznych substancji, które wniknęły do skóry oraz czas ekspozycji na słońce. Im więcej działania obu czynników, tym groźniejsze skutki. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że ktoś zbierał rutę, tarzał się w barszczu Sosnowskiego i jeszcze napił się nalewki z dziurawca, a potem przebywał wiele godzin na słońcu. Wtedy mogłoby dojść do reakcji kaskadowej i zagrożenia życia. Takie sytuacje jednak raczej się nie zdarzają. Natomiast należy pamiętać, że u dzieci lub osób chorych, z osłabioną odpornością, wrażliwość na fototoksyczność jest większa i że nawet u zdrowych dorosłych barszcz Sosnowskiego może wywołać oparzenia III stopnia, wymagające hospitalizacji. Warto mieć świadomość istnienia specyficznych właściwości flory, by obcowanie z przyrodą było przyjemnością, a nie zamieniło się w koszmar.

 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)