Wrocławskie krwiodawstwo ma już 70 lat

wtorek, 22.11.2016 08:56 3479 0

W pierwszych latach pobierano zaledwie 2-3 litry krwi dziennie, a krew dawcy przetaczano bezpośrednio pacjentowi. Krew była tak cenna, że ze stacji wydawano ją na receptę.

Franciszek Gawłowski, nauczyciel z IX LO od 45 lat oddaje krew. Jest jednym z zasłużonych honorowych krwiodawców, którzy 22 listopada wzięli udział w uroczystej gali, którą, z okazji okrągłego jubileuszu Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa organizuje w Narodowym Forum Muzyki. Podczas gali długoletnim i zasłużonym honorowym dawcom zostały wręczone medale i odznaczenia. Rekordzista oddał 120 litrów krwi!

Trudne początki
Historia wrocławskiego krwiodawstwa jest pełna pasjonujących postaci i wydarzeń. Pierwsza we Wrocławiu Stacja Przetaczania Krwi ruszyła w czerwcu 1946 r. na terenie Kliniki Chirurgicznej w szpitalu przy ul. Poniatowskiego i była jedna z trzech pierwszych w powojennej Polsce. Zespół stacji tworzyli pracownicy szpitala, wśród nich był m.in. dr Tadeusz Dorobisz, późniejszy i bardzo zasłużony dyrektor stacji krwiodawstwa.

Krew pobierano na sali operacyjnej, a badania laboratoryjne (określenie czynnika RH i grup krwi) u dawcy i biorcy wykonywał Zakład Mikrobiologii Lekarskiej prof. Ludwika Hirszfelda.

W pierwszych latach istnienia stacji pobierano zaledwie 2-3 litry krwi dziennie, bo brakowało chętnych. Na początku najwięcej było transfuzji bezpośrednich – opowiada dr Małgorzata Szymczyk-Nużka, zastępca dyrektora ds. medycznych w RCKiK. Krew pobierano też do butelek, konserwowano i wydawano na... receptę. Lekarz wystawiał zapotrzebowanie, w którym określał grupę i ilość krwi. Na jej podstawie stacja wydawała zapas krwi.

W 1949 r. rozpoczęto pobieranie krwi przy pomocy zestawów, które pochodziły z demobilu amerykańskiego, do specjalnie produkowanych flakonów zamykanych dwustronnie kauczukowymi kapslami. Pojemniki plastikowe wprowadzono na stałe dopiero w 1997 r.

Przeprowadzka do nowej siedziby
Około 1950 r. stacja przenosi się do kamienicy otrzymanej od Polskiego Czerwonego Krzyża, przy ul. Węglowej 5 (obecna ul. Czerwonego Krzyża). Wojewódzka Stacja Krwiodawstwa się powiększa, przyjmuje nowych pracowników – wśród nich są wybitni specjaliści z dziedziny krwiodawstwa i krwiolecznictwa, jak choćby doktor Tadeusz Partyka. To dzięki nim wrocławska stacja stała się przodującą w kraju. Zwiększa się też ilość krwi wydawanej wrocławskim szpitalom.

Lekarz wynalazca
Pionierem w dziedzinie wprowadzania innowacyjnych technologicznie produktów był był właśnie Tadeusz Partyka. – To były takie czasy, że jeśli lekarz chciał mieć jakiś sprzęt, to musiał go sam zaprojektować i najlepiej - samemu wykonać – opowiada Małgorzata Szymczyk - Nużka. Dr Partyka wymyślił więc m.in. nowoczesny zestaw do transfuzji, zestaw do jednorazowego pobierania krwi, ciśnieniomierz nożny, lustra skośne ułatwiające pobieranie krwi od dawców przyrząd do mycia próbówek, pojemnik do transportu butelek z krwią, nowe wzory nalepek na butelki z krwią konserwowaną i wiele innych. – Jego metoda plazmaferezy leczniczej była stosowana w klinikach i szpitalach całej Polski – wylicza zasługi lekarza Małgorzata Szymczyk-Nużka.

Setki litrów pobranej krwi
Początki krwiodawstwa były ciężkie. W 1947 r. na tysiąc mieszkańców przypadało zaledwie 2,5 dawców, a za krew trzeba było płacić. Dla porównania: obecnie wypada 45 dawców na tysiąc mieszkańców i liczba ta stale rośnie, mimo, że oddanie krwi jest honorowe. Wrocław wszedł w erę honorowego krwiodawstwa w połowie lat 50-tych ubiegłego wieku. Przy dużych zakładach pracy zaczęły powstawać kluby honorowych dawców. Czekolada, kawa, sok i dzień wolny w pracy, które należą się honorowym krwiodawcom, mogły w czasach PRL-U być ważnym argumentem by oddawać krew.

Honorowe krwiodawstwo jest najlepsze dla pacjentów. Przedstawiciele RCKiK przyznają, że bardzo wzrasta świadomość potencjalnych dawców. Zanim odda się krew trzeba wypełnić kwestionariusz z pytaniami o różne choroby zakaźne. – Jeśli ktoś miałby zarobić na oddaniu krwi, mógłby zataić pewne informacje na temat stanu zdrowia. A tak, nie ma interesu w tym, aby kłamać. Zdarza się, że przyszły dawca rezygnuje, bo nie jest pewien czy jest zdrowy–podkreśla dr Szymczyk-Nużka.

Po wojnie, gdy stacja zaczynała, sprawdzano jedynie czy dawca nie ma kiły. W latach 80-tych doszły badania na obecność wirusa żółtaczki wątroby HPV B, a potem wirusa HIV. To właśnie we wrocławskiej stacji krwiodawstwa w 1987 r. stwierdzono pierwszy w Polsce przypadek HIV u heteroseksualnego, 40-letniego mieszkańca regionu.

Zmieniły się też ilości pobieranej krwi. Kiedyś można było pobrać od dawcy od 500 ml do 600 ml krwi, teraz, zgodnie z normami światowymi, jest to 450 ml. Przeciętny człowiek w swoim układzie krwionośnym ma około 5-6 litrów krwi.

Słabsza płeć
Wśród honorowych dawców tylko 30 proc. stanowią kobiety. Mogą oddać krew maksymalnie 4 razy w roku kalendarzowym (a mężczyźni 6 razy). – Rzadko mamy kobiety, które regularnie oddają krew. Z góry jesteśmy na gorszej pozycji. A to za niska hemoglobina nas dyskwalifikuje, okres, ciąża, połóg, karmienie piersią... Panowie mają większą ilość krwi krążącej, więcej płytek krwi, lepsze żyły – wylicza Małgorzata Szymczyk-Nużka.

Natomiast panie nie mdleją na widok krwi i bardzo chętnie zgłaszają się do oddawania krwi podczas wyjazdowych akcji zbiórek krwi w zakładach pracy, wampiriad na uczelniach itp.

Pan Franciszek ratuje życie
Jak to się zaczęło? Byłem w szkole oficerskiej i chciałem wyrwać się na przepustkę – wspomina początki swojej 45 letniej przygody z krwiodawstwem Franciszek Gawłowski, od wielu lat nauczyciel z IX LO. Gdy kolejny raz oddawał krew w szpitalu wojskowym, zdarzyło się coś, co diametralnie zmieniło jego podejście do krwiodawstwa. – Rodziła kobieta, poród był bardzo ciężki, trzeba jej było podać natychmiast krew, a nigdzie nie było krwi jej grupy, A RH -. Na oddziale chaos, niemal musiałem krzyknąć na pielęgniarkę, żeby spojrzała na naklejkę na butelce z moją krwią: A RH -. Jeszcze ciepłą zabrali – opowiada. Pan Franciszek nie tylko został stałym dawcą, ale też jako nauczyciel organizuje zbiórki krwi w szkole. Działa też jak pogotowie. Gdy jest telefon ze stacji krwiodawstwa, zbiera kilku absolwentów i jadą oddawać krew.

Kilka lat temu jego krew uratowała życie kilkunastolatce z ciężką sepsą. Franciszka Gawłowskiego wezwano ze szkoły w trybie alarmowym, bo jego krew spełniała wszystkie warunki dla chorej. Dziewczyna studiuje obecnie w Akademii Morskiej w Gdyni, mają z sobą kontakt.

Zobacz, jak oddaje się krew w RCKiK we Wrocławiu

źródło: Wrocław pl

Dodaj komentarz

Komentarze (0)