Burmistrz Bielawy Andrzej Hordyj: z wyrokami demokracji nie zamierzam dyskutować [WYWIAD]
Z burmistrzem Bielawy Andrzejem Hordyjem rozmawiamy o ostatnich wyborach samorządowych, sposobach rozwiązania największego problemu Bielawy, jakim jest wyludnianie się miasta, o tym czy planuje wchodzić w koalicję w nowej Radzie Miejskiej i jak wyobraża sobie współpracę z bliskimi w radzie.
Mieszkańcy Bielawy ponownie dali panu mandat na rządzenie miastem przez najbliższe pięć lat.
Przede wszystkim chciałbym podziękować wyborcom za powierzone zaufanie, za docenienie moich starań przez ostatnie pięć i pół roku, za to, że bielawianie postawili na ponadpartyjność, niepolityczność i głosowali na moją kandydaturę.
Czy ta kampania była ciężka dla pana, w sensie przeciwników politycznych?
Na pewno prowadzona była w bardziej cywilizowany sposób niż poprzednia. Nie doszło do drugiej tury, która najczęściej łączy się z brudnymi zagrywkami. W mojej ocenie była konstruktywna programowo, odbywała się w spokojnej atmosferze, choć jedna z kandydatek mogła liczyć na mocne poparcie osób piastujących różne funkcje publiczne, które w mojej ocenie opierało się na dyskredytowaniu mnie jako burmistrza. W kontekście decyzji mieszkańców o powierzeniu mi na kolejne pięć lat funkcji włodarza miasta, dziwne będzie teraz pierwsze spotkanie z tymi osobami.
Jak będą się kształtowały siły w Radzie Miejskiej? Pański mandat przejmie Mateusz Milejski. Jak zapatruje się pan na współpracę z radą?
Patrząc przez pryzmat liczby zdobytych mandatów, oba komitety, które stworzyliśmy z moim zastępcą zdobyły siedem mandatów, KO uzyskało także siedem, PIS – pięć, pozostałe ugrupowania – dwa. Układ trzech siódemek. Do stabilnego rządzenia potrzeba czternastu mandatów. Zakładam, że chcę być, tak jak dotychczas, merytorycznym organem wykonawczym, który działa dla gminy. W poprzedniej kadencji zdecydowaną większość uchwał podejmowano stosunkiem głosów 21:0 czyli jednogłośnie albo 20:1. Chciałbym podczas tej kadencji, tak jak wcześniej, zdecydowanie stawiać na interes mieszkańców Bielawy, dobro gminy i przedkładać takie projekty uchwał, które będą zgodnie przyjmowane przez radę.
Planuje pan działać ponad podziałami, ale gdyby pojawiły się trudności, wszedłby pan w koalicję z PiS-em?
Nie zamierzam wchodzić w żadne koalicje, raczej współpracować programowo, skoro udało się tak przez ostatnie pięć lat. Przecież nie mieliśmy żadnej umowy koalicyjnej, rozmawialiśmy o konkretnych działaniach i różnie bywało – czasem jedna uchwała wchodziła wtedy moją siódemką radnych, plus osoby, które nas wsparły i głosy PO, innym razem o większości decydowali przedstawiciele klubu, który częściej mnie wspierał - Projekt Bielawa. Nie było jednoznaczności, że klub koalicyjny zawsze głosuje za, czasem był przeciw.
Co powie pan mieszkańcom Bielawy odnoszącym się krytycznie to faktu, że w Radzie Miejskiej będzie zasiadać pańska żona i córka. Czy docierają do pana takie głosy?
Docierają. Wszystko odbyło się zgodnie z prawem, wynik wyborów jest wolą mieszkańców Bielawy, więc trudno żebym przejmował się kilkunastoma krytycznymi wpisami w mediach społecznościowych, biorąc pod uwagę, że w głosowaniu w pierwszej turze wzięło udział 9500 osób. Przede wszystkim to nie ja powierzyłem mandaty mojej żonie i córce tylko mieszkańcy Bielawy. Obie panie były na pozycjach nr 4 na siedmioosobowych listach, a pod kątem marketingowym środkowe pozycje są najgorsze. Nie dawałem im handicapu na pozycję 1, 2 czy 7, a są to bardziej eksponowane pozycje, które z pewnością ułatwiłyby im zdobycie mandatu. Więc skoro startowały z najgorszych pozycji, a mieszkańcy Bielawy uznali, żeby obie bliskie mi panie były radnymi Rady Miejskiej, to z pewnością mieli swoje powody, dla których tak głosowali. Chciałbym też zauważyć, że w tych wyborach samorządowych startowało wiele osób powiązanych ze sobą rodzinnie. W Bielawie kandydatem na burmistrza był Adrian Darasz, który zdobył w Bielawie mandat radnego, podobnie jak jego siostra, a jego brat został radnym powiatowym. Janusz Cąber startował do Rady Powiatu, podczas gdy jego córka próbowała się dostać do Rady Gminy. Jacek Grzebieluch startował do Rady Powiatu, a jego żona Anna Grzebieluch kandydowała do bielawskiej Rady Miejskiej. Marcin Rak startował do Rady Miejskiej, wystawiał też swoich rodziców do Rady Miejskiej i Rady Powiatu. Rafał Kuśmierek uzyskał mandat radnego w Bielawie, jego żona dostała się do Rady Powiatu. I tak dalej, przykłady można mnożyć. Mieszkańcy Bielawy uznali, komu chcą powierzyć mandat. Z wyrokami demokracji nie zamierzam dyskutować, a że niektórzy mieszkańcy są tym sfrustrowani - to jest ich problem, nie mój.
Biorąc pod uwagę, że Rada Miejska jest organem nadrzędnym nad burmistrzem, kontroluje jego działania, więc jeśli zajdzie potrzeba, by skrytykować jakiś pana pomysł czy przenikliwie go merytorycznie przedyskutować, czy taka współpraca pana i rodziny będzie się udawała? Czy nie będzie to obciążenie psychologiczne?
Prowadzę transparentną politykę zarządzania gminą. Tak naprawdę nie zdarzyło się, aby radni wchodzący ze mną do rady, (choć dotychczas nie było z mojej strony powiązań rodzinnych), nie zgadzali się z przedkładanymi przeze mnie propozycjami. Zdecydowana ich większość miała sto procent poparcia. Zakładam, że skoro z rodziną żyjemy ze sobą razem, mamy bardzo podobny światopogląd, rozmawiamy o wielu sprawach wspólnie, świadomość lokalnej społeczności i samorządności w mojej rodzinie jest bardzo wysoka, więc nie odnajduję powodów do kolizji pomysłów czy wizji. Gdyby nie było możliwe, że rodzina burmistrza może być jednocześnie organem kontrolującym czy uchwałodawczym, z pewnością znalazłoby to swoje odzwierciedlenie w przepisach. Zawiść, malkontenctwo to cecha ogólnopolska, jestem jednak przekonany, że panie noszące moje nazwisko mają zdecydowanie więcej wiedzy na temat tego, co się w lokalnym samorządzie dzieje niż niejeden kandydat, który został kilka dni temu wybrany i będzie się tego wszystkiego uczył. Nikogo nie deprecjonuję, to kwestia podejścia do tematu, a ja swoich dziewczyn jestem pewien. Wiem, że będą bardzo mocno zaangażowane w pracę na rzecz naszego miasta. Już wcześniej przeprowadzały akcje charytatywne, różnego rodzaju aktywizacje na rzecz społeczności.
Przy zarządzaniu firmą czy gminą głosy krytyczne, o ile są wyrażone w sposób kulturalny i merytoryczny są bardzo ważne, niosą informację, że ktoś ma inne spojrzenie na sytuację, coś można zrobić inaczej, może lepiej. To bezcenne i nie znaczy, że ta osoba jest przeciwko nam, tylko że może nas wzbogacać.
Wychodzę z założenia, że prawdziwa cnota krytyk się nie boi i zakładam konstruktywną współpracę ze wszystkimi radnymi, niezależnie czy pochodzącymi z mojej rodziny czy z opozycji. Generalnie radni są po to, żeby doradzać. Jeśli pojawi się głos krytyczny, z pokorą go przyjmę. Jeżeli uznam, że podpisuję się pod krytyczną uwagą, będę starał się wyjść naprzeciw, a jeśli to będzie populizm lub całkowicie odmienny punkt widzenia, uznam, że pozostaję na swojej pozycji. Choć podkreślam, że takie rzeczy często się nie zdarzały.
Polityka na stałe i w pełnym zakresie zagości więc w pańskim domu.
Ona jest w naszym domu od 2004 roku, od kiedy zostałem zastępcą burmistrza i cała moja rodzina dźwiga ciężar nazwiska na swoich barkach. Hejt w dobie Internetu jest wszechobecny. Pojawia się wśród dotychczasowych cieni jakiś blask, że bliskie mi osoby będą mogły pełnić rolę trybunów ludowych i czerpać z tego satysfakcję. Mieszkańcy Bielawy chcieli powierzyć im mandaty, to także pokłosie mojej działalności. Obie panie pracowały w terenie, namawiały do głosowania na nie i na mnie, a skutek jest dla nas bardzo pozytywny.
Jakie ma pan priorytety na tę kadencję w kwestii rozwoju miasta?
Najważniejszym problemem dla gminy jest depopulacja, już nie tyle oparta na ujemnym wskaźniku migracji, bo w zeszłym roku udało nam się wypracować, że było więcej osób, które się zameldowały w Bielawie niż wymeldowały, natomiast dramatycznie wygląda przyrost naturalny: stosunek liczby zgonów do liczby urodzeń. Trzeba dokładać wszelkich starań, żeby w Bielawie chciało się osiedlać jak najwięcej ludzi, najlepiej w wieku rozrodczym i produkcyjnym. To jest bolączka wszystkich miast położonych peryferyjnie od centrum. Aby było to możliwe, trzeba podejmować szereg działań na różnych frontach: tworzyć infrastrukturę gospodarczą, transportową i społeczną. Nadrzędnym celem jest zatrzymanie negatywnych trendów demograficznych, a potem ich odwrócenie pod koniec kadencji. Planujemy budowę około 600 mieszkań, dla porównania w ostatniej kadencji powstało ich około 200. Częściowo będą to przesiedlenia wewnętrzne, częściowo napływ ludzi z innych gmin. Gmina musi być postrzegana jako miejsce przyjazne do zamieszkania. Nasza wizja brzmi: Bielawa, innowacyjne miasto przedsiębiorczości, ekologii i turystyki, w którym można mieszkać. Ważna jest linia kolejowa, rozwijanie potencjału Jeziora Bielawskiego pod kątem turystyki, stworzenie kolejnego inkubatora przedsiębiorczości, budowa dróg aby rozwijać miasto gospodarczo, i aby deweloperzy chcieli budować tu mieszkania. Wpierając młode rodziny planujemy otworzyć także trzeci żłobek.
Aneta Pudło-Kuriata
foto: https://www.facebook.com/BielawaMiastoOficjalnie
Przeczytaj komentarze (68)
Komentarze (68)