„Rzuć wszystko i jedź do Kotliny Kłodzkiej” – woła... historyk starożytności. Czy jednak nas nie obraża? Sprawdźcie!
Marek Rabij, historyk starożytności i publicysta ekonomiczny, w świątecznym wydaniu „Tygodnika Powszechnego” poświęca naszym stronom interesujące rozważania. Stawia pytanie: „Co robić w Kotlinie Kłodzkiej, gdy pada?”. I sam na nie odpowiada: „Najlepiej nie robić nic”. Bo duża część tutejszych „atrakcji turystycznych” odwołuje się do stylistyki odpustu. Zanim się wkurzycie, pomyślcie, co „autor miał na myśli”.
To kolejny tekst z cyklu: zobaczcie, jak tam jest dziwnie... Ale może właśnie takich opinii nam trzeba, by promować region? Co jest – zdaniem Marka Rabija – największym naszym atutem i tajemnicą? Coś, co da się tu odczuć praktycznie na każdym kroku. „Czas teraźniejszy nie góruje tu nad przeszłym” – pisze Rabij. Ani słowa o czasie przyszłym! Nie ma na to rady? Przyjezdni widzą nas tak, jak my: żyjemy w skansenie.
„Z kilkunastu moich pobytów w Kotlinie Kłodzkiej rzeczywiście nie pamiętam ani jednego, kiedy z nieba nie polałaby się ściana wody, a partie szczytowe masywu Śnieżnika czy Rudawca nie kryłyby się za kołdrą z chmur” – zdradza autor, który się upiera, że szczyty mogą leżeć w kotlinie... Co się potem dziwić, że tak łatwo mu przychodzi o naszych „atrakcja turystycznych” pisać, że odwołują się do stylistyki odpustu?
Szczeliniec Wielki ma być wiecznie zatłoczony i kto tam był, poprzysiągł sobie, że z własnej woli już tam nie wróci. Przewodnicy po Jaskini Niedźwiedziej mają przyciężkawe dowcipy. Twierdza Kłodzka hołduje starej polskiej szkole muzealnictwa spod znaku „nie dotykać eksponatów”. W muzeum filumenistycznym w Bystrzycy Kłodzkiej tylko dorosłym cierpliwości starczy na zorientowanie się, że chodzi o muzeum zapałek.
Mało wam jeszcze ocen Marka Rabija? Daje nam szansę. Wędrowcy odpoczną kontemplując wodospad Wilczki w Międzygórzu, ale bez przesady. Może jeszcze lądecki zakład kąpielowy „Zdrój Wojciech” z klasycystycznym basenem... „Dlatego po Kotlinie najlepiej włóczyć się bez celu” – przekonuje autor. W ten sposób on trafił do Wrzosówki, której historię opisuje. I do Bystrzycy Kłodzkiej, czyli „polskiego Hollywood”.
Autor „Tygodnika Powszechnego” twierdzi, że Kotlina Kłodzka [pal sześć, że pod tą geograficzną nazwą kryje się dla niego cała nasza okolica} „Czeka na wielką opowieść, ze sobą w roli głównej”. I przytacza kapitalną anegdotę ze szpitala w Bystrzycy Kłodzkiej. „Jarmusch by tego nie wymyślił” – oceniła jego żona. Nie podoba nam się, że obcy widzą w nas „dziki zachód” albo skansen? Twórzmy własne historie!
Dobrze, że „Tygodnik Powszechny” odsyła do naszego Zbigniewa Piotrowicza i jego książki „Sudeckość” [pierwsza jej recenzja pojawiła się u nas – TUTAJ]. Marek Rabij, jak wynika z jego tekstu, stały gość w naszych stronach, nie wszędzie jednak był, nie wszystko widział, a jak już coś widział, to dawno temu i wie, że dalej tam tak jest. Zajrzyjcie TUTAJ, do najnowszego „Tygodnika Powszechnego”, by się z nim pokłócić. [kot]
Zdjęcie główne: ilustracja, którą „Tygodnik Powszechny” nr 13/2024 z 27 marca 2024 roku ilustruje swój tekst o Kotlinie Kłodzkiej.
Przeczytaj komentarze (11)
Komentarze (11)