Czytelnik Doba.pl: "W moich snach wciąż Warszawa..."

poniedziałek, 22.2.2016 16:00 2586

Dzięki uprzejmości Doba.pl i PolskiBus Gold miałem okazję zorganizować sobie szybki, spontaniczny wyjazd do Stolicy. Udało mi się wygrać konkurs, którego nagrodą był przejazd dla dwóch osób luksusowym autokarem spod znaku PolskiBus Gold z Wrocławia do Warszawy i z powrotem.

Termin wycieczki wyznaczyliśmy sobie na 15-16 lutego. Wyjazd z Wrocławia o godzinie 06:00, dzięki czemu już od godziny jedenastej mogliśmy "ruszyć w miasto".

Była to nasza pierwsza podróż z tym przewoźnikiem i doszliśmy do wniosku, że powinniśmy byli jeździć z nim już dużo, dużo wcześniej. Komfort podróży nie równa się z żadnymi innymi środkami transportu obecnie dla nas dostępnymi. Autobus podstawił się na peron piętnaście minut wcześniej, obsługiwały nas łącznie trzy osoby - kierowca, bagażowy i Pani zajmująca się komfortem pasażerów. Pokład autobusu śmiało można nazwać luksusowym - skórzane fotele, zadbane, czyste wnętrze, toaleta do dyspozycji pasażerów, i kilka siedzeń odwróconych do siebie, dodatkowo wyposażonych w większy stół (bardzo dobre rozwiązanie dla osób podróżujących w więcej niż 2 osoby). Przed odjazdem przywitał się z nami kierowca, poinformował o planowanym przyjeździe autobusu do miejsca docelowego (jak się okazało - do Warszawy dotarliśmy zgodnie co do minuty) i o obowiązku zapięcia pasów bezpieczeństwa. Nie zdążyliśmy jeszcze wyjechać z Wrocławia, a zostaliśmy poczęstowani świeżymi bułkami - do wyboru z szynką, serem, albo z jajkiem. Chwilę później mieliśmy do wyboru sok, herbatę, albo kawę. Podczas podróży Obsługa cały czas była wśród pasażerów, to częstując wodą, czy herbatnikami, albo nawet lodami w kubku. Wszystko oczywiście wliczone w cenę biletów.

Nasza podróż z PolskimBusem Gold skończyła się na Dworcu przy stacji Metro Młociny. Daliśmy sobie na zwiedzenie Warszawy niecałe dwa dni, więc zaczęliśmy od razu spacerowanie. Podjechaliśmy kilka stacji metrem i znaleźliśmy się na Starym Mieście. Ku naszemu zdziwieniu cała Warszawa wyglądała na lekko opuszczoną, z racji, że spodziewaliśmy się tłumu turystów, wycieczek szkolnych, a ruch był naprawdę niewielki. Kolumna Zygmunta, Zamek Królewski, Syrenka Warszawska, która obecnie niestety jest "zagrodzona" przez ustawione dokoła niej lodowisko i Zabytkowe Kamienice pozwoliły nam na zrozumienie podziwu niektórych ludzi względem Warszawy. Dalej swoje kroki skierowaliśmy w stronę Pałacu Prezydenckiego. Mieliśmy szczęście, albo i nie, bo w momencie naszej przechadzki Krakowskim Przedmieściem zaczęło się wręcz roić od dziennikarzy ustawiających swe kamery w stronę Pałacu i relacjonującym do końca tak właściwie nie wiadomo co.

Biletomat przy przystanku nie chciał przyjąć od nas banknotów, więc postanowiliśmy do Pałacu Kultury i Nauki iść na piechotę. Nie zajęło nam to więcej niż dwadzieścia minut. Nie mieliśmy zamiaru wjeżdżać na Taras Widokowy, ale jakoś tak wyszło, że ulegliśmy presji otoczenia i pewnie późniejszego żałowania i skusiliśmy się na wjazd windą na trzydzieste piętro. I prawda jest taka, że jak na dzisiejsze warunki, to tak naprawdę nic specjalnego, ale jednak jest to swego rodzaju miejsce kultu i "być, a nie wjechać", po prostu nie wchodzi w grę.

Kolejnym punktem naszej wyprawy było zwiedzenie Muzeum Powstania Warszawskiego. Tam już dojechaliśmy autobusem z Dworca Centralnego. Śmiało możemy stwierdzić, że to muzeum to jedno z najważniejszych i najlepiej zrobionych w Polsce, jak nie i w Europie. Zwiedzaliśmy bez przewodnika, a i tak spędziliśmy w nim ponad dwie godziny. Bezpłatna szatnia, czy szafki na plecaki, to dodatkowo plus dla zwiedzających. Samo muzeum robi ogromne wrażenie - połączenie starych, zachowanych zdjęć, dokumentów i listów z oprawą multimedialną, efektami wizualnymi, dźwiękowymi, do tego pokazy archiwalnych filmów propagandowych, możliwość zobaczenia samolotu bojowego, czy prawdziwej broni z tego okresu. Ogrom eksponatów, ogrom informacji, a do tego udało nam się jeszcze trafić na wystawę o Jednostce Wojskowej GROM. Po wyczerpującej lekcji zameldowaliśmy się w hostelu, zapoznaliśmy się z zapleczem gastronomicznym Warszawy i swe kroki skierowaliśmy do jedynego w swoim rodzaju baru w Polsce. PiwPaw, bo tak się nazywa - to miejsce z największym wyborem piw rzemieślniczych, do tego z największym multitapem w Polsce (lokal posiada 94 czynne nalewaki). Lager, Pilsner, Wheat, Sour, Cydr, Ale, Stout, Porter, a wszystko w liczbie po kilka, kilkanaście sztuk. Co raczej oczywiste, nie daliśmy rady spróbować wszystkiego, nawet w małych próbkach, które PiwPaw oferuje w kieliszkach za złotówkę. Na pierwszy dzień wystarczyło nam atrakcji.

Drugi dzień pobytu zaczęliśmy od spaceru Łazienkami Królewskimi, ponieważ nasz hostel mieścił się dwie ulice dalej. Nie spodziewaliśmy się nawet, że spędzimy w nich, aż tyle czasu. Szczególną uwagę przykuła na nas Aleja Chińska i oczywiście spacerujący wśród zwiedzających paw w towarzystwie wiewiórek. Po przejściu obok siedziby Polskiego Radia udaliśmy się na przechadzkę ulicą Wiejską, by następnie przejechać się "z pewnością jasną, długą, prostą, szeroką jak morze - Trasą Łazienkowską". Chcieliśmy jeszcze zwiedzić Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ale okazało się, że akurat jest zamknięte, z powodu zmiany wystawy. Podeszliśmy więc do pobliskich Złotych Tarasów, gdzie po odpoczynku zaczęliśmy się już kierować w stronę stacji metra, by z Dworca Młociny wsiąść do autokaru i wrócić do Wrocławia.

Żałujemy, że nie udało nam się odwiedzić Centrum Nauki Kopernik, ani przejść się po Pradze, ale za to udało nam się przejechać dwoma liniami metra.