Nowe życie przedwojennych budynków z duszą - wille fabrykanta i bankiera

poniedziałek, 25.3.2024 15:38 8369 6

W atmosferze starych domów, noszących w sobie historię wielu istnień ludzkich, w połączeniu z niezwykłą często architekturą, będącą wyobrażeniem charakteru i marzeń właścicieli, jest jakiś rodzaj tajemnicy. Wyszukane detale architektoniczne dostarczają wrażeń estetycznych, a przemyślane wnętrza przynoszą spokój.

Okres po II wojnie światowej przyniósł na Dolnym Śląsku całkowitą wymianę ludności, a co za tym idzie, zacieranie się śladów po poprzednich mieszkańcach miast. Nastąpiło przerwanie ciągłości kulturowej, poprzedzające trudne tworzenie nowej tożsamości lokalnej. Poczucie obcości i tymczasowości u osadników ze względu na sytuację polityczną i traumy wojenne wpłynęły niewątpliwie na stosunek do zastanej architektury. Dodatkowo wzmacniał go ustrój komunistyczny niosący przekaz „państwowe, czyli niczyje” i delikatnie ujmując z nonszalancją traktujący zastane pałace, zamki, dwory czy kamienice. Przeznaczano je na hotele pracownicze, siedziby ośrodków hodowli zarodowej lub wyburzano (taki los spotkał kamienice w pierzei północnej w dzierżoniowskim rynku). Obecnie wiele z tych obiektów odzyskuje dawny blask (jak choćby zamek w Goli Dzierżoniowskiej czy Młyn Hilberta przekształcony w Muzeum Młynarstwa). Wiele z nich czeka jednak na swoich nowych właścicieli, którzy docenią i zrozumieją ich historię i podejmą wysiłek renowacji.

Górska willa Luginsland – śladami Wilhelma Mittelstaedta i jego rodziny

Ujmująca architektonicznie willa fabrykancka przy ul. Janusza Korczaka 9 w Bielawie (Steinhäuser Allee 6) należała do Wilhelma Mittelstädta (ur. 15 marca 1869 r., zm. 1 lutego 1938 r.), syna Magdy Mittelstädt, córki Friedricha Dieriga seniora – właściciela firmy „Christian Dierig“, który zamieszkiwał w niej wraz żoną i trojgiem dzieci od 1903 r. aż do śmierci w roku 1938. Willa zaprojektowana przez pochodzącego z Fryzji, a czynnego pod koniec XIX wieku w Bielawie architekta Wilhelma Schatteburga, wzniesiona przez lokalnego mistrza budownictwa ceglanego Emila Werlera, rozbudowana o okazałe skrzydło od strony południowej oraz werandę od strony wschodniej została w latach 30. XX w., z zachowanymi w oryginale wyraźnymi elementami secesji i art deco. Po wojnie funkcjonowała jako prewentorium dla dzieci zagrożonych gruźlicą, pawilon „Zawisza Czarny” (chłopcy). Potem wiele lat czekała na odpowiedniego właściciela. Stał się nim Jan Gąsowski, warszawiak z pochodzenia, który świadomie wybrał do życia rejon Dolnego Śląska. Uważa go za absolutnie magiczny. O wyborze willi na cele inwestycyjne zdecydował urok tego miejsca. Obecnie prowadzi tam klimatyczny hotel Villam.

- Myślę, że willi udało się przetrwać dzięki ówczesnej sztuce budowlanej. Projektant doskonale rozumiał je górskie położenie – podkreśla Jan Gąsowski.

W momencie przejęcia budynek był w stanie kompletnej degradacji, w stanie przedagonalnym, na co nie wskazywał wygląd zewnętrzny. Zagrożony zawaleniem stropów, z postępującą wilgocią wynikającą z zniszczeń dachu i zalewania wodami gruntowymi, okradziony do cna ze wszelkich metalowych części, dla nowych właścicieli stanowił ogromne wyzwanie. Poprzedni prywatny właściciel nie dołożył staranności w zabezpieczeniu willi przed zniszczeniem.

Obiekt jest niebanalny, tak jak nietuzinkowy był jego pierwszy właściciel. W poszukiwaniu przedwojennego pierwowzoru konieczny był gruntowny remont – począwszy od odkopania fundamentów aż po wymianę więźby dachowej. Celem i zarazem wymogiem konserwatorskim było ortodoksyjne zachowanie historycznego kostiumu budynku – bryły w wieloma elewacyjnymi detalami architektonicznymi: ciekawą wymurówką cegłą klinkierową czy elementami noworudzkiego piaskowca, niestety w okresie PRL pomalowanymi bliżej nieokreśloną substancją, najprawdopodobniej środkiem do blach nieocynkowanych. Konieczne było usunięcie naniesień niemechanicznymi metodami, co udało się dzięki uporowi i umiejętnościom lokalnych rzemieślników. Udało się odtworzyć wszystkie schody wykonane ze strzegomskiego granitu, pieczołowicie zbierając i klejąc często porozrzucane na terenie posesji ich kawałki. Pozostało nawet ołowiane mocowanie stóp barier, czego dziś się nie stosuje, ale zachowany detal stanowi ukłon w kierunku XIX-wiecznej sztuki budowlanej.

Rewitalizacji wymagało także okalające willę starodrzewie. Rośnie tam kilkadziesiąt gatunków drzew. W pierwszych latach położony wysoko teren był bezleśny, co dawało przepiękny widok na masyw Ślęży i Przedgórze Sudeckie, stąd nazwa willi „Luginsland”, co w gwarze południowych Niemiec oznaczało „spójrz na kraj”. Co ciekawe, budynek wedle ówczesnych map znajduje się w strefie czystego powietrza, co miało niebagatelne znaczenie w silnie uprzemysłowionej Bielawie.

- Renowacja tego zabytku była wycieczką w przeszłość, którą trzeba było zrozumieć dość dokładnie, by wykonać remont właściwie – mówi pan Jan. - Przede wszystkim zrozumieć pomysł techniczny i mądrość dawnych budowniczych, by działać w zgodzie z naturą. Szczególnie fascynujące rozwiązania dotyczą opanowania wód gruntowych na górskim terenie – nie tamować ich, ale ukierunkować, by chronić budynek. Infrastruktura podziemna składa się z 23 połączonych ze sobą studni, nadal czynnej kanalizacji burzowej oraz licznych nitek drenaży są dowodem na znakomitą znajomość praw natury i rozpoznanie górzystego terenu przed rozpoczęciem budowy przez ówczesnych budowniczych. Suma wrażeń, jakie się odnosi przy tego typu przedsięwzięciach stanowi nagrodę i przynosi refleksję, jak ważną sprawę dla tutejszych mieszkańców stanowi ochrona dziedzictwa kulturowego. Renowacja takich obiektów jest działaniem niekomercyjnym, dającym innym rodzaj satysfakcji niż finansowa.

Zdarza się, że zaangażowanie właścicieli w remont starych budynków uruchamia pewne oddziaływania energetyczne, prowadzące do zastanawiających zbiegów okoliczności (można wierzyć lub nie).

- Pewnego dnia pojawił się pan, który wręczając mi jakieś papiery zwierzył się, że obserwuje mnie od dłuższego czasu i musi mi coś przekazać. Kiedy je przeczytałem, myślałem że upadnę z wrażenia. Był to oryginalny, ręcznie spisany akt erekcyjny budynku, zaczynający się piękną strofą „w trzynastym roku panowania jego wysokości cesarza Wilhelma...”. Dokument, nieco uszkodzony, prawdopodobnie wyjęty z kuli na dachu, wisi dziś w naszym hotelu, jako ikona, że gdzieś na nas czekał. Później pojawiła się u mnie pani z zdjęciami powojennymi budynku, ale ukazującymi taki jego fragment, którego nie znaleźliśmy na żadnej ze starych fotografii, co okazało się pomocne przy pracach remontowych. Następnie zapukał do nas pan i powiedział: „Może się pan będzie śmiał, ale tak to wszystko pięknie wygląda, że przyniosłem klamkę, którą kiedyś ukradłem z tego budynku”. I jak tu nie wierzyć w znaki?

Bajkowa, romantyczna willa bankierów i bractwa kurkowego

Willę Opitz-Weiss wzniesiono w 1874 roku w Dzierżoniowie przy ul. Wrocławskiej 53. Zlecenie od dzierżoniowskiego bankiera Waldemara Weissa otrzymał architekt i mistrz budowlany Gustav Fellbaum, pracując według projektu królewskiego mistrza budowlanego Ferdinanda Schönhalsa, na zlecenie bankiera Waldemara Weissa. Budynek w stylu neogotyckim zbudowano z klinkierowej cegły. Tajemniczą, jak z bajkowej scenerii willę – zamek okalał park.

Kolejnym właścicielem, od 1910 roku był bankier Hermann Opitz, a od 1928 r. budynek stanowił siedzibę dzierżoniowskiego bractwa kurkowego (Schützenhof – Dwór Strzelców).

Kronikarz Erich Hasse odnotował: „W 1874 roku powstała naprzeciwko cmentarza wspaniała, widoczna już z daleka willa, której właścicielem był bankier Waldemar Weiss. Później należała do bractwa kurkowego, mieściła się w niej chętnie odwiedzana gospoda pod nazwą „Kurkowa”.

Po wojnie przeznaczona na cele mieszkaniowe, w 2014 roku nieruchomość stała się własnością pochodzącej z Dzierżoniowa Moniki Gonder, mieszkającej obecnie w Stanach Zjednoczonych. Z sentymentu do rodzinnych stron podjęła się inwestowania na tym terenie, by, jak podkreśla, „zostawić po sobie ślad”. Jest też właścicielką odrestaurowanych kamienic przy dzierżoniowskich murach obronnych oraz zabytku w Rościszowie.

- Lubię trudne wyzwania, a remont zabytkowych obiektów niewątpliwie takie stanowi. Uważam, że stare domy mają duszę, jakiej trudno szukać we współczesnej architekturze. Próbuję ratować zabytki z szacunku do faktu, że tyle przetrwały. Może kiedyś ludzie będą bardziej doceniać takie działania? Takie przedsięwzięcia nie są opłacalne, podejmują się ich pasjonaci. Na zwrot poniesionych nakładów, bez względu na docelową funkcję, trzeba czekać latami – mówi pani Monika.

Niestety, już na początku pojawiły się nieprzewidziane trudności. Po uzyskaniu pozwolenia na budowę w obiekcie wybuchł pożar.

- Spaleniu uległ dach, zawaliły się wszystkie cztery drewniane kondygnacje, osiemdziesiąt pięć procent wnętrz uległo zniszczeniu, zostały jedynie ściany zewnętrzne. Oznaczało to kolejne pozwolenia na odbudowę dachu i stropów. Z części historycznej zachowały się witraże nad drzwiami wejściowymi i od strony tarasu oraz drzwi wejściowe – zostały odrestaurowane.

We wrześniu 2021 roku właścicielka uruchomiła w willi przedszkole, a w sąsiadującym budynku funkcjonuje żłobek. Odrestaurowany budynek daje duże możliwości funkcjonalne i stanowi jak kiedyś ozdobę miasta przy drodze wylotowej w kierunku Wrocławia. Monika Gonder odrestaurowała także kamienice przy ul. Ząbkowickiej i ul. Szkolnej w Dzierżoniowie, remontuje też budynek w Rościszowie. Jest też właścicielką zamku Sandreckich w Bielawie. 

- Pożar pokrzyżował moje plany, opóźnił wiele inwestycji, ale będę kontynuować moje przedsięwzięcia renowacji starej substancji mieszkaniowej. Prywatnie mieszkam w Chicago w nowocześnie urządzonym domu, ale stare budynki przemawiają do mnie. Podziwiam je. Lubię Wrocław, Kraków, zachwycam się starą architekturą w Paryżu czy Londynie. Nie jesteśmy w stanie w dzisiejszych czasach budować takich kamienic, willi czy pałaców ze względów finansowych, z takim szacunkiem do stylu architektonicznego i dbałością o detale i najwyższą jakość.

Tekst i foto: Aneta Pudło-Kuriata
Fotografie przedwojennego Dzierżoniowa i Bielawy ze zbiorów Krzysztofa Łukowskiego
Tekst jest fragmentem artykułu, który ukazał się na łamach Rocznika Dolnośląskiego w 2023 roku. 

 

Przeczytaj komentarze (6)

Komentarze (6)

wtorek, 26.03.2024 00:09
Pokażcie ten "pekin" z drugiej strony. Jakoś sprytnie pominięto milczeniem...
środa, 27.03.2024 07:19
Szkoda tylko tych pieknych, poteżnych wiekowych drzew pamiętających jeszcze projektanta...
czytelnik wtorek, 26.03.2024 09:37
Bardzo ciekawy artykuł, prosimy o więcej takich.
staszek wtorek, 26.03.2024 06:37
Tak przy okazji spytam, jakie są plany na Zamek w
Maja wtorek, 26.03.2024 05:33
Super artykuł więcej takich proszę
poniedziałek, 25.03.2024 19:12
Takie artykuły to ja rozumiem a nie glupoty pokroju dwa...