Stajemy na głowie

czwartek, 8.6.2023 05:00 1363

„Ciocia” Anetta, choć kieruje żłobkiem już drugi rok, nie ukrywa, że to dzieci wyznaczają kierunek.

- Za kogo w zeszłym roku przebrałaś się na Dzień Dziecka?

Anetta Burek-Uchman - Za siostrę Elsy z „Krainy Lodu”… Chcieliśmy, żeby było fajnie, atrakcyjnie. Pojechaliśmy do wypożyczalni na dwa auta. Przymierzaliśmy i każdy wybrał sobie, co mu pasuje. Na co dzień do pracy też staram się ubierać kolorowo. Maluchy przychodzą i pytają - A co to? A gdzie byłaś? A co robiłaś? A masz ciasteczko? 

- Nieźle sobie radzicie. Zdradzisz jakieś sztuczki?

- Trzeba mieć to „coś” w sobie: ciepło i stuprocentowe zainteresowanie. Dostrzegłam je w kandydatkach już podczas rozmowy kwalifikacyjnej.

- Jak?

- Musisz mieć kontakt wzrokowy na poziomie dziecka. Jedna mama powiedziała mi, że gdy wchodzi do nas, to oddycha spokojnie. Czuje ciepłą atmosferę i bez problemu oddaje nam synka. W tej pracy zostawiasz wszystko za sobą i przenosisz się w dziecięcy kosmos. Dzieci są tak ciekawe świata… - Co to? - pyta cię Kuba. - Korale koloru czerwonego - odpowiadasz 20 razy. Kiedy ubieramy je na zimowy spacer, to jest prawdziwa przeprawa. Jedna nie chce siedzieć, druga nie chce tej czapeczki, a inny tych bucików, tamta w ogóle nie chce iść na spacer, a ten chce ciasteczko… Wtedy wchodzę do szatni i opowiadam im bajki, że jak za chwilę wyjdziemy, to może zobaczymy pieska, krówkę czy konika, a dzieci słuchają jak zahipnotyzowane. Ubieramy je i szczęśliwie wychodzimy ze żłobka. To są nasze chwyty. Kiedy indziej słyszę płacz na korytarzu… Pytam, kto tam płacze. Przychodzi dziewczynka i stanowczo pokazuje na mnie palcem - Ty będziesz mnie ubierać, ty idziesz ze mną na spacer!

- Lubicie wycieczki…

- Codzienne spacery są bardzo dużym plusem naszego żłobka. To sukces, który zawdzięczamy specjalnie zakupionym wózkom. Hartujemy dzieci. Chcemy, żeby były dotlenione. Wietrzymy też pomieszczenia. Nawet jak nie możemy iść na dłuższy spacer, wychodzimy na plac zabaw.

- Zwierzątka też kochacie… 

- Kiedyś zauważyłam, jak dzieci bardzo reagują na zwierzęta. Jakby chciały się nimi zaopiekować. Zwierzęta są mięciutkie, a te malutkie dają się wziąć na ręce. Kontakt ze zwierzęciem uczy empatii i delikatności w podejściu. Chcemy nasze dzieci uwrażliwiać. Nauczyć, że zwierzę to przyjaciel, ma uczucia, a w wielu domach jest nawet członkiem rodziny. Dużo nam podpowiadają panie zooterepeutki: Jak karmić zwierzęta? Czego nie wolno robić? Czy wolno głaskać, czy nie? Trzylatki już się pilnują, ale też nie wszystkie dzieci mają w domu zwierzaka. To widać. Kiedy pojawi się wielki biały, puszysty piesek albo kaczka człapiąca po dywanie, to początkowo zachowują dystans. Lody pękają, dopiero gdy nowy gość okaże się sympatyczny i kiedy można go nakarmić czy pogłaskać. Potem już wiedzą, jak wystawić rączkę, żeby wziąć malutkiego ptaszka.

- Po co im to?

- Jak nie wpoisz pewnych rzeczy do trzech lat, później już będzie ciężko. Na inne jest czas do siódmego roku życia. Sami przez kilka godzin dziennie możemy sporo, ale nic nie udałoby się bez rodziców. My możemy coś zainicjować, dlatego tyle komunikujemy się z rodzicami, podpowiadamy. Na przykład, że słuchanie każdego rodzaju muzyki (nie tylko ulubionego gatunku mamy czy taty) wspomaga rozwój i poszerza horyzonty dziecka.

- Podobno nawet rośliny lepiej rosną, tam gdzie słychać Bacha, Beethovena czy Moniuszkę.

- Muzyka jest bardzo ważna w rozwoju i to wszelaka, dlatego przed zaśnięciem chcemy puszczać miksy klasyki. Stawiam na Piławę Górną. Lubię to miasto i mam propozycję dla mieszkańców. Zapraszamy wszystkich, którzy grają na czymkolwiek albo potrafią opowiadać o muzyce. Każdego, kto jest pasjonatem muzyki, żeby przyszedł do żłobka, zagrał, dał dzieciom dotknąć gitarę, klarnet czy akordeon. Jest takich wielu w naszym mieście. Niech też poczują się ważni. Dzieci bardzo na tym skorzystają. Kiedy leci muzyka, Adasia nic innego nie interesuje. Jest w stu procentach zasłuchany. Obstawiam, że będzie dyrygentem orkiestry symfonicznej. Dużo też śpiewamy dzieciom: przy jedzeniu, na spacerze… W repertuarze mamy piosenki o zwierzątkach: bocianie, żabce, pszczółce itd. Śpiewamy o tych, jakie po drodze widzimy. Dzieci świetnie reagują na ruch, śpiew, muzykę. - Obserwuję was z okna i jestem zauroczona, że śpiewacie maluchom - powiedziała nam jedna pani.

- Mieszkańcy doceniają zaangażowanie.

- Mocną stroną jest bieżący kontakt z rodzicami. W naszych relacjach nie ma słowa „Później” albo „Umówmy się na czwartek”. Jesteśmy do dyspozycji w każdej chwili. Nie tylko ja, ale też panie opiekunki. Kiedy rodzic się martwi, bo dziecko stawia pierwsze kroki w żłobku, to robimy zdjęcia lub nagrywamy filmiki, na przykład że właśnie zjadło zupkę i jest uśmiechnięte. Materiał wysyłamy do mamy. Wczuwamy się w położenie kochającego rodzica, który dopiero co oddał dziecko i nie może skupić się w pracy. Ludzie nam za to dziękują.

- To jak zdobyć zaufanie? 

- Wzrusza mnie, że ktoś oddaje nam pod opiekę swój największy skarb. Jakie to trzeba mieć zaufanie?!... Zawsze dziękuję rodzicom. Przy każdej okazji przekonuję, że nasz żłobek to nie przechowalnia, jak to dawniej bywało. Mamy tu bardzo rodzinną atmosferę. Jesteśmy wyczuleni na potrzeby każdego dziecka. Każde jest dla nas ważne, każde jest indywidualnością. Jedno przed snem potrzebuje być utulone na rękach, drugie w wózku, trzecie w bujaczku. Jedno trzeba głaskać po głowie, inne smyrać po pleckach. Jeśli któreś nie może czegoś jeść, nasze panie kucharki dostosowują się i gotują dla niego osobno. Podążamy za dzieckiem. Gdy opiekunki mają coś zaplanowane, a grupa jest niechętna, zmieniamy plany. Non stop trzeba mieć stuprocentową uwagę skierowaną na dziecko. Obserwujemy, czy nie ma gorączki, wysypki, kaszelku, katarku itd. Jesteśmy tu rodziną, bardzo blisko dziecka i to codziennie, jak w powiedzeniu „Wszystkie ręce na pokład”… Czy to pani kucharka, opiekunka czy sprzątaczka. To u nas ciocie.

- Druga mama…

- Własne doświadczenie z wychowywania dziecka bardzo się przydaje. Jak nakazuje ustawa, wszystkie nasze panie ukończyły obowiązkowy kurs przygotowawczy „Opieka nad dzieckiem do lat trzech”. Szkolenie trwa 280 godzin, z czego 80 to praktyki w żłobku. Nikt o tym nie mówi, ale trzeba też być sprawnym fizycznie i po prostu silnym, bo przecież dzieci trzeba myć, przewijać, ubierać, a kiedy któreś ma kryzys, to cały dzień jest na rękach… Kilkadziesiąt razy dziennie podnosisz więc blisko piętnastokilogramowego małego człowieka.

- A jednak wyglądacie na zadowolone, jakby maluchy emanowały szczęściem. Swoją drogą stwarzacie im wiele okazji. Na Dzień Pszczoły z zapałem ugniatają masę miodową, a na Dzień Strażaka leją wodę z prawdziwego węża pożarniczego pod okiem fachowców. Codziennie coś świętujecie.

- My się tak bawimy. Jak dzieci śpią, to odpoczywają. Na spacerze też odpoczywają, a świat poznają w trakcie zabawy. Tak się uczą zawodów, poznają zwierzęta. Sensoplastyka to zabawa za pomocą zmysłów. Dzieci mogą sobie coś zjeść, podotykać, powąchać, posiedzieć w tym czy pochodzić gołymi stopami. Panie kucharki nam farbują makaron, kaszę czy ryż, a my z tego układamy sobie obrazy. Dla dzieci to bardzo przyjemna stymulacja i niekończąca się zabawa. Przesypują, ugniatają, organoleptycznie doświadczają świata. Szukamy wszędzie inspiracji. Mamy tak kreatywne, fantastyczne opiekunki! Cały czas wynajdują coś nowego. U nas co roku nic się nie powtarza. Ostatnim pomysłem jest kisiel i galaretki. Mamy też ruchomy dywan, gdzie wyświetlamy interaktywne obrazy. Dzieci łowią ryby w rzece lub rozdeptują balony, zrywają kwiatki albo strzelają piłką gole. Urządzenie kosztowało majątek, ale się uparłam.

https://www.facebook.com/watch/?v=825478088520969


- Podobno dziecko w „Bobo” potrafi zjeść trzy talerze zupki. Jak patrzę na zdjęcia potraw, jakie udostępniacie na Facebooku, to sam chciałbym wrócić żłobka.

- Obowiązuje nas specjalne żywienie dziecka do lat trzech. Żadnych przypraw, żadnego cukru, bardzo mało soli. Wszystko robimy sami: makarony, mięsa, pasztety, ciasta… Nic kupionego nie mieści się w standardach, bo małe dziecko jest bardzo delikatne. Musi mieć wszystko świeżutkie.  Kiedy widzimy, że pojawia się jelitówka i dzieci bolą brzuszki, to zmieniamy jadłospis i gotujemy jakiś bardzo delikatny rosołek, kaszkę czy kisiel na podwieczorek.

https://www.facebook.com/watch/?v=542544664258470

 

- Przygotowujecie je na wszystko. Nie brakuje wam zapału. Nawet zastrzyk czy wizyta u lekarza przestają przerażać, kiedy stetoskopem czy strzykawką można się pobawić z pielęgniarką.

- Tak, to zasługa nieocenionej, cudownej pani Joli, naszej pielęgniarki z wieloletnim doświadczeniem. Nie dość że służy pomocą medyczną, to jeszcze tak fantastycznie edukuje dzieci. Cały czas jesteśmy otwarci na pomysły. Mieliśmy czekoladowy autobus. Każdy dostał fartuszek i robił dziwne rzeczy z czekolady. Tymczasem chcemy porobić skrzynki z roślinami, żeby każda grupa mogła pielęgnować swój ogródek. Nie możemy jednak przebodźcować dzieci. Chcemy, żeby były szczęśliwe. Dzień w żłobku jest bardzo dynamiczny i dzieci, wbrew pozorom, też potrzebują odpoczynku. Lubią leżeć na pufach i słuchać sobie muzyki czy oglądać książki. Ostatnio zaprosiłam panią neurologopedę. U takich maluchów można wychwycić pewne wady w mowie, zgryzie czy postawie. Pani podpowiedziała nam ćwiczenia, jak je wyeliminować. Świetną zabawą na wymowę i prawidłowe układanie języka czy zębów jest dmuchanie baniek mydlanych lub rozdmuchiwanie dmuchawców. Rodzice wyszli ze spotkania zachwyceni. Teraz będą umawiać się indywidulanie. Nie muszą szukać świetnego fachowca w Polsce, bo ściągnęliśmy go do Piławy.

A inne plany?

- Jestem bardzo zadowolona, bo intuicyjnie, chyba jako jedyni, wcieliliśmy w życie tak zwany system berliński. To metoda adaptacji dziecka do nowego miejsca. W początkowym etapie rodzic przebywa w żłobku z dzieckiem zwykle godzinę, może dwie. Potem już maluch jest oddawany. U nas zostają tyle, ile tego obydwoje wymagają. Mieliśmy jedno dziecko, które adaptowało się półtora miesiąca. Przykładowo we Wrocławiu jest na to tydzień. Po dwóch, jeżeli dziecko dalej płacze, nie dostaje się do żłobka. Bardzo mi na tym zależy, żeby i mama, i dziecko czuli się komfortowo. Bezpieczeństwo i samopoczucie dziecka to mój priorytet. Ono ma się czuć u nas zaopiekowane, dobrze się bawić, dobrze zjeść i wyspać. Ma być uśmiechnięte i zadowolone, tak samo jak rodzic. Chcemy wrócić do nauki angielskiego. Nasza przewspaniała pani Magda dostała prawie dwa etaty i fizycznie nie jest w stanie podołać wszystkiemu. Szło nam świetnie. Dzieci się cieszyły, śpiewały, wyłapywały słowa i powtarzały. To zajęcia trwające dziesięć minut. Może nie są lekkie, ale skuteczne. Myślę, że od września do nich wrócimy. Szukam kogoś, kto ma to „coś”. Nie musi świetnie znać angielski.

- Zadowolony jest też piławski samorząd. Burmistrz podziękował ci przed radnymi.

- Znalazłam swoje miejsce na ziemi. Na początku siedziałam tu po dziesięć godzin dziennie i w ogóle nie czułam zmęczenia. Jak gdzieś coś tworzysz, to chcesz tam być i doglądnąć wszystkiego. Zawsze uczulam rodziców, żeby mówili nam również o złych rzeczach, bo chcemy dla nich jak najlepiej. Nie pogniewamy się. Bierzemy wszystko na klatę, bo chcemy się rozwijać. Dla dzieci stajemy na głowie. Po roku miałam tylko jedno marzenie, żeby burmistrz przyszedł, poklepał mnie po ramieniu i powiedział - Wiesz Aneta, robisz dobrą robotę. Dostałam bardzo dobrą informację zwrotną od rodziców, personel jest OK, a dzieci tak zadowolone, że nie chcą wracać do domu. Trzymam chłopczyka na ręku, który płacze, bo musi wracać. - Tato, przekonaj nas, żebyśmy chcieli z tobą pójść - mówię do rodzica. Pomogła dopiero perspektywa zwiedzania koparki… Emilkę natomiast przekonuje obietnica nowych zabaw. Znamy wiele podobnych sytuacji. Chore dziecko płakało i wręcz szantażowało rodziców, bo nie chciało zostać w domu, tylko iść do żłobka.

- To ile teraz pracujesz?   

- Żłobek jest otwarty dziesięć godzin. Od szóstej do szesnastej. Każde z nas pracuje po osiem, bo przychodzimy o różnych godzinach. Rodzic, jakby chciał dłużej, to za każdą dodatkową godzinę  płaci 20 zł. Bywają i takie sytuacje. Zdarza się, że trafiają do nas maluchy jeszcze śpiące, więc od razu kładziemy je do łóżka. Mamy czterdzieścioro dzieci i trzy grupy. Dwie po piętnaście i trzecią dziesięcioosobową. Najmłodsze są „Bobasy”. Mamy też „Pszczółki” i „Motylki”. Przydałoby się jeszcze 20 miejsc i to z pocałowaniem w rękę. Trwa rekrutacja. Na 19 miejsc wolnych już mam prawie 40 podań. Strasznie mi przykro, że będę musiała komuś powiedzieć, że nie mam miejsc.

***

https://www.facebook.com/watch/?v=1211516262950527

 

Sensoplastyka to zajęcia rozwojowe polegające na wspieraniu samodzielności i kreatywności dzieci. Podczas zabawy stymulowany jest rozwój dzieci, uaktywniający ich zmysły, takie jak: wzrok, słuch, dotyk, czy smak. Dzieci mają styczność z mnogością faktur, kolorów i materiałów, które poznają i wykorzystują do zabawy aktywizującej. Jedną z podstawowych zalet sensoplastyki jest swoboda, z jaką dzieci mogą operować konkretnymi produktami bawiąc się, ucząc i brudząc do woli. Zajęcia w bezpieczny sposób zaspokajają naturalne potrzeby dzieci, a także rozwijają wiele umiejętności. Maluchy same tworzą masy plastyczne o różnych konsystencjach i fakturach, a także pracują z produktami suchymi, które mogą przesypywać, łączyć, tworzyć różne formy.

Adaptacja. Model, w którym za kluczowe uznaje się budowanie relacji, to model berliński. Już od dawna funkcjonuje w placówkach w Niemczech. Program ten zakłada, że obecność rodzica w pierwszych dniach w placówce jest absolutnie najważniejsza. Dzięki temu dziecko będzie mogło poczuć się bezpiecznie i komfortowo. I jego rodzice także. Zarówno dla dziecka, jak i dla rodzica ważne jest to, że może spędzić trochę czasu w żłobku, poznać inne dzieci, kadrę. Istotne jest, by móc „poczuć” plan dnia ze wszystkimi jego przewidzianymi działaniami (i tymi mniej zaplanowanymi również).  Kiedy rodzice sami poczują się dobrze w danym miejscu, dzieci także to poczują. Model berliński zakłada, że proces adaptacji przebiega w obecności rodzica lub innego bliskiego dorosłego. Proces wprowadzenia nowego członka grupy ma przebiegać  łagodnie i bezpiecznie dla dziecka, aby dzięki temu stworzyć dogodne warunki do nawiązania więzi z kadrą placówki. Scenariusz takiego procesu składa się z 4 faz: 1.Faza inicjacji. 2.Faza próbnej rozłąki. 3. Faza stabilizacji. 4.Faza końcowa.

Neurologopeda. Podczas spotkania specjalista wyjaśnił rodzicom, jakie konsekwencje zdrowotne i anatomiczne ma oddychanie buzią, jak powstają wady zgryzu u małych dzieci. Co powinno niepokoić w rozwoju dziecka? Omówił wpływ technologii na rozwój dziecka. Doradził, jak dobrać właściwy smoczek oraz rozszerzać dietę i przekazał wskazówki żywieniowe. Neurologopeda przez kolejne 3 dni był dostępny w żłobku dla rodziców, którzy chcieli poddać diagnozie swoje maluchy (ocena funkcjonowania aparatu mowy, prawidłowość przebiegu integracji sensorycznej, ocena aparatu artykulacyjnego).

Zooterapia odgrywa ważną rolę w leczeniu różnych zaburzeń. Dla każdego człowieka kontakt ze zwierzęciem jest bardzo ważny. W procesie leczenia i terapii duże znaczenie ma dotyk. Zwierzę jest istotą żywą, którą można brać na ręce, głaskać, przytulać, opiekować się nią. Bezpośredni kontakt ze zwierzęciem przyczynia się do uwalniania endorfin, potocznie nazywanych „hormonami szczęścia”, wykazujących właściwości przeciwbólowe. Skutkuje także pobudzeniem układu odpornościowego organizmu oraz obniżeniem poziomu hormonów stresu, czyli kortyzolu i noradrenaliny. Zooterapia działa odprężająco, rozluźniająco i uspokajająco oraz redukuje stres. Zwierzęta bezkrytycznie przyjmują ludzi, takimi jakimi oni są, bez względu na niepełnosprawność czy chorobę. Dzięki temu osoby z określonymi zaburzeniami zaczynają akceptować siebie. Zooterapia pozwala również czerpać radość z kontaktu ze zwierzętami i stanowi źródło zabawy, dobrego humoru i śmiechu. Animaloterapia przyczynia się do obniżenia ciśnienia krwi, zapobiega powstawaniu chorób sercowo-naczyniowych i przyspiesza powrót do zdrowia. U dzieci mających kontakt ze zwierzęciem od najwcześniejszych lat życia (zwłaszcza w pierwszym roku życia) rzadziej diagnozuje się alergie i astmę. Zooterapia uczy odpowiedzialności, okazywania czułości, kontroli własnych emocji, a także zwiększa samoocenę.

UM Piława Górna

Fot. Facebook Żłobek Gminny Bobo w Piławie Górnej