Rok od niespodziewanej śmierci Rafała Pleśniaka „Pleecha”... Oto opowieść o facecie, który wymykał się szablonom

wczoraj, 22 godz temu 3891 2

Rafał Pleśniak vel Pleechu zmarł w Kłodzku rok temu. Przeżył z nami 47 lat [i pół, choć bez dwóch dni]. Czy to była ważna osoba? Czy nauczyciel może być jeszcze ważny? Zaproszenie, by o Nim opowiedzieć, przyjęło wielu, choć wciąż jeszcze tak wielu ma gardła ściśnięte smutkiem. Ich wspomnienia zebrała na naszą prośbę Joanna Stoklasek-Michalak. I tak stworzyła historię faceta, który wymykał się szablonom. Miał czas dla ludzi! A gdy było trzeba – walił prawdą w oczy. 

„Bo żyją jedynie ci, którzy walczą,

których myślą i sercem rządzi cel powzięty z góry,

którzy wspinają się na szczyt przeznaczenia (...)

mając przed oczyma jak wieczne światełko –

jakiś ŚWIĘTY TRUD – albo Miłość wielką”.

                               Victor Hugo

Tymi słowami swoje wspomnienie o Rafale Pleśniaku, nieoczekiwanie zmarłym 13 sierpnia 2024 roku nauczycielu i opiekunie biblioteki w Szkole Podstawowej nr 3 w Kłodzku,  rozpoczęła Grażyna Tomaszewska – jego wieloletnia koleżanka z pracy, która pisze: „Zawsze, kiedy myślę o Rafale, to przypomina mi się ten cytat Victora Hugo, który oddaje, jak dla mnie, istotę życia Rafała”. To dobre słowa na wstęp do kilku wspomnień o kimś wyjątkowo ważnym dla lokalnej społeczności [spójrzcie tylko na zdjęcie powyżej autorstwa Piotra Bidowańca].

Rok już minął bez Rafała obok nas – jego przyjaciół – a nasze głowy płatają nam figle zwodząc nas o jego stałej, nienachalnej [ale i przecież niezawodnej] obecności. Rok minął, a nasze serca ospale otrząsają się z tego nagłego osierocenia, spięte bezruchem niewiary w ostateczne pożegnanie. Lecz to nie nasza żałoba jest wyjątkowa; wyjątkowy był (sic!). Tak trudno zgodzić się na czas przeszły w tym zdaniu) ten, za którym wciąż tak tęsknimy: Rafał Pleśniak vel Pleechu.

Pogrzeb Rafała w gorące, sobotnie południe, ściągnął na kłodzki cmentarz ogromną rzeszę osób chcących oddać hołd jego pamięci, kilkoro jego przyjaciół przybyło dla niego zza granicy. Neogotycką kaplicę otoczył szeroki i bardzo gęsty pierścień żałobników zintegrowanych ze sobą współdzieleniem tej samej rozpaczy. Setki płaczących serc.

W zasadzie wspomnienie tego pogrzebu [a także cała biblioteka wspomnień z Rafałem i o Rafale, jakie każda z tych osób nosi w swojej pamięci] wystarczyłoby do opisania, jak ważną i cenną osobą był dla nas Rafał Pleśniak [na zdjęciu powyżej z siostrą].

Jednak potrzeba ubrania w słowa naszej nieśmiertelnej serdeczności do Rafała spotkała się z zaproszeniem redaktora doba.pl do podzielenia się tą potrzebą na łamach portalu. Pytania redaktor postawił dwa: 
• Jakie jest twoje jedno, szczególne wspomnienie o Rafale?
 • Co ważnego o Rafale powinno być zapamiętane przez świat?


Zaproszenie przyjęło wielu, choć wśród nich wciąż jeszcze wielu ma gardła zaciśnięte smutkiem, przez który słowa nie zdołały przebrnąć. Zebrałam więc słowa tych, którzy mogli się wypowiedzieć, i powstała z tego obszerna opowieść o facecie, który wymyka się szablonom i słowom [a także wymaganiom redaktora doba.pl]. Wydaje się słusznym przytoczenie jej w całości [choć po kosmetycznej redakcji], nawet, jeśli będzie długo i niezgodnie ze sztuką dziennikarską. Rafał by się tym nie przejmował.

– Poznałam Rafała zaraz na początku mojej nauczycielskiej przygody – kontynuuje Grażyna Tomaszewska. – O ile pamiętam, to Rafał miał wtedy 13 lat. Nigdy nie sprawiał problemów i nie starał się skupiać na sobie uwagi. Po latach był moim kolegą w pracy. Mimo, że był młodszy ode mnie, to był fajnym kumplem. Trudno powiedzieć czy łączyło nas koleżeństwo czy przyjaźń… Był to kolega, z którym mogłam rozmawiać na wesołe i bardzo trudne tematy  [rodzinne czy zawodowe]... Wiedziałam, że Rafał będzie milczał jak grób. Potrafił być dyskretny i godny zaufania. Przekonałam się, że na Rafale mogę zawsze polegać… Był szczery, przyjazny, dyplomatyczny i dżentelmeński. [na zdjęciu niżej z mamą i bratem].

Irek Michalak pisze: „Rafała znam od 3 roku życia, bo poznaliśmy się w maluchach w przedszkolu. Potem zerówka i szkoła podstawowa – przeważnie w jednej ławce. Po południu – na podwórku, bo mieszkaliśmy na równoległych ulicach niemal naprzeciw, a potem w weekendy nadrabialiśmy czas, kiedy wybraliśmy inne szkoły średnie i studia. I jeszcze wspólna 18-tka i 40-tka [bo był starszy ode mnie o 6 dni], a znajomi i przyjaciele też często wspólni… Gdy umarł tak nagle, nie mogłem i nie chciałem w to uwierzyć. Zresztą, chyba dalej to odrzucam, bo nieraz łapię się na tym, że chcę do Niego zadzwonić gdy szykuje się jakieś spotkanie towarzyskie (...)”.

– Miałem przywilej poznać Rafała w latach osiemdziesiątych – wspomina Jarek Dobosz. – Dzisiaj daremnie szukać słów, które mogą opisać choć część blisko czterdziestoletniej znajomości. Książka i film od zawsze były domeną Rafała, a informacją o tym, co czytać lub oglądać, chętnie się dzielił. Jego serdeczność i pogoda ducha udzielała się nam wszystkim, ilekroć mieliśmy okazję się spotkać, a wspomnienia czasu spędzonego w towarzystwie Pleechy są bezcenne (...).

„Niezwykle trudno przywołać jedno konkretne wspomnienie związane z Rafałem ”– pisze Dominik Sobczyk. „Dzieliliśmy razem wiele chwil, kiedy zabieraliśmy swoje klasy na wycieczki, organizowaliśmy dzieciakom nocowania w szkole [na których z ochotą spożywaliśmy zacny trunek czeskich bogów – Kofolę], przygotowywaliśmy uroczyste zakończenie klas VIII, pełniliśmy role wychowawców na letnich półkoloniach, współpracowaliśmy ze sobą jako opiekunowie pocztu sztandarowego, prowadziliśmy stronę internetową szkoły. Przez prawie 6 lat znajomości uzbierało się trochę wspólnych, dobrych momentów. Poza tym, że razem z Rafałem pracowałem, miałem również przywilej dzielić z nim wspólne zainteresowania (...)”.

Daremnie szukać słów, które mogłyby zawrzeć w sobie esencję Rafała, skoro on wlewał się w nasze historie wodospadem serdecznego jestestwa i obficie przesączał swoją obecnością tak wiele płaszczyzn. Wśród powodzi osobistych relacji o Rafale podjęliśmy jednak próbę [jak się okazało: karkołomną] wychwycenia z naszej pamięci najważniejszych dla nas wspomnień o Pleechu; podjęliśmy też próbę ubrania w słowa tych wartości Rafała, które powinny zostać zapamiętane na zawsze i przez tych, którzy Rafała nie znali i już nie poznają.

Redaktor pyta: – Jakie jest twoje jedno, szczególne wspomnienie o Rafale?

– Rafał uwolnił ze smyczy mojego pieska, z którym kiedyś przyszłam do pracy – wspomina Dorota Węgrzyn. – Nim zdążyłam się zorientować, Grafi prysnął z czytelni. Pies, na szczęście, nie pobiegł daleko. Taki był Rafał – dla każdej istoty, zwłaszcza zwierzęcia, chciał swobody, nieskrępowania, wolności

– Trudno wybrać jedno wspomnienie, jest ich wiele, różnorodnych – oznajmia Beata Burtowska-Procak. – Rafał był człowiekiem wielu talentów. Miałam niewątpliwą przyjemność partnerować mu w pracy nad powstaniem kilku przedstawień teatralnych, bo to był Prawdziwy Aktor [m.in. gdy on grał rolę kapitana Betleja, ja byłam jego matką, gdy wcielił się w Heroda, ja byłam diabłem]. Rafał tworzył kreację. Postać, którą odtwarzał, była żywa, prawdziwa, odważna. Wydawało się, że robi to bez większego wysiłku. Patrzyliśmy na niego jak urzeczeni. Żadna z emocji nie była mu obca: pokazywał zarówno gniew czy szyderstwo, jak i dumę, zagubienie, pożądliwość, czy zachwyt. Z lekkością, naturalnością. Inspirował nas tym, zarażał i zachwycał. Ale na scenie to zawsze on był niewątpliwą gwiazdą.

Dominik Sobczyk pisze: „Chyba najmilej wspominam nasze „rozkminy” dotyczące komiksowego uniwersum Batmana, czy wspólne oglądanie kilku produkcji serialowych spod znaku „Gwiezdnych Wojen” w czytelni szkolnej, czyli w królestwie Rafała. To były momenty, kiedy sprawy służbowe nie miały znaczenia, a na pierwszy plan wysuwało się pielęgnowanie naszych „zajawek”. Strasznie brakuje mi chwil, kiedy wpadałem do czytelni na „okienku” i na powitaniu słyszałem: „Domino, jak wszedł ostatni odcinek >>Rodu Smoka<<?”.

Rafał był przyjacielem mojego starszego brata, Kurczaka, ale bliżej poznaliśmy się po moim wyjeździe do Irlandii i jego odwiedzinach u nas jakiś czas później – wspomina Grzegorz Jastrzębski. – Szybko odkryliśmy, że mamy wiele wspólnego: szczególnie zamiłowanie do gier planszowych, komiksów i literatury H.P. Lovecrafta, której obaj byliśmy wielkimi fanami.

Grażyna Tomaszewska przywołuje dłuższą historię: – Jakieś 7 lat temu byłam wychowawcą klasy piątej, gdzie jedna z moich uczennic była w poczcie sztandarowym u Rafała. Po uroczystym zakończeniu roku szkolnego rozeszliśmy się na wakacje. Będąc za granicą dowiedziałam się, że właśnie ta dziewczynka jest w ciężkim stanie w szpitalu po operacji pękniętego guza mózgu. Nie wiem dlaczego, ale pierwsze co zrobiłam po powrocie, to zadzwoniłam do Rafała, potem jeszcze do jednej koleżanki (matematyczki). Wiedziałam, że Rafał przejmował się dziećmi, a zwłaszcza tymi, za które czuł się odpowiedzialny. Pojechaliśmy do szpitala.  Nasza uczennica była już po operacji. Na korytarzu spotkaliśmy zdruzgotanych rodziców… Pozwolono nam wejść do sali. Uderzył nas widok dziewczynki, która jeszcze dwa tygodnie temu była pogodną, przebojową, długowłosą blondynką, a teraz ledwo mogła na nas spojrzeć (zawstydzona ogoloną głową). Polały się łzy… i zapadła cisza…Nie wiedziałam co powiedzieć… głos uwiązł mi w gardle…  Wreszcie padły terapeutyczne słowa Rafała, które wypowiedział  z właściwą tylko  jemu intonacją.
Krzyknął imię dziewczynki (!!!) tak głośno, że ciarki przeszły nam po plecach. Dalej mówił do niej, jakby nic się nie stało: „Ty masz fryzurę taką jak ja! Super wyglądasz! jak Sinѐad O’Connor…”.
Śmialiśmy się i płakaliśmy na przemian. Dziewczynka uściskała nas, jakbyśmy byli jej najbliższą rodziną. Na prośbę rodziców próbowaliśmy rozmawiać z dzieckiem, które jakby na nowo uczyło się mówić.
Spotkanie było tak owocne, że udało się Rafałowi wyprowadzić tę dziewczynkę na krótki spacer po korytarzu. Lekarze i pielęgniarki uśmiechali się pod nosem widząc przemianę małej pacjentki.
Rafał bardzo przeżył to spotkanie, długo rozmawialiśmy o tym, co niesie los, jak bardzo jest nieprzewidywalny, i o tym co jest nam pisane… Poznałam Rafała z różnych stron, ale do dziś jestem pod wrażeniem jego empatii i wrażliwości na cierpienie dziecka (ucznia). Wydaje się, że serdeczność była dla niego tak naturalna, jak oddychanie.

– Jaki był Rafał ciężko mi mówić, jak pewnie i innym, którzy Go dobrze znali. Bo to tak, jakby w paru zdaniach chcieć opowiedzieć o bardzo nietuzinkowym Bracie – mówi Irek Michalak. – Był wesoły i zabawny, ale w tej zabawności potrafił przemycić umiejętnie jakąś uwagę czy napomnienie, a jak kto jej nie zrozumiał, to walił prawdą bezpośrednio w oczy. Był uważny na innych i miał dla nich czas – co obecnie jest chyba nie do przecenienia, gdy wszyscy się gdzieś spieszymy. Miał czas dla swoich dzieciaków i młodzieży jako pedagog, ale też jako człowiek. Interesował się ich problemami. Słuchał ich i rozumiał. Wierzył w nich, motywował i cenił ich indywidualne predyspozycje.
Z rozmów o jego pracy utkwiły mi w pamięci dwa tematy, które przytoczę. Kiedyś spytałem go, jakie jest źródło jego dobrego porozumienia z dziećmi i młodzieżą. Odpowiedział mi [parafrazując]: „Bo widzisz, ja pamiętam, jak sam byłem dzieckiem, co mnie wtedy drażniło, co bolało, a co motywowało, co chciałem zmienić. Zresztą to wewnętrzne dziecko ciągle we mnie jest i dobrze mi z tym, daje mi kupę frajdy, ogrom energii i zrozumienie”.
I drugi, mniej optymistyczny wątek dotyczący osobistych sytuacji dzieci [parafrazując słowa Pleecha]: „Zadziwiające jest to, że wszystkich będzie interesowało, że dziecko późno wraca do domu, że jak najmniej w nim przebywa, czy też z niego ucieka, że nie jest przygotowane i uważne na lekcjach, czy wręcz na nich zasypia. Ludzie ocenią i osądzą to dziecko. Tylko nieliczni zainteresują się, co się dzieje w domu tego dziecka”. Mnie brakuje Go bardzo, ale dzieciom chyba znacznie bardziej.

– Jest we mnie wspomnienie kogoś, kto był prawdziwym kumplem – inteligentnym, zabawnym, inspirującym. Takiego właśnie go pamiętam i taki obraz zostanie ze mną na zawsze – opowiada Natalia Kumoś. – Rafał to dla mnie przede wszystkim czas pomiędzy liceum a studiami: intensywny, pełen trudnych decyzji dotyczących kierunku dalszego kształcenia. Właśnie wtedy jego obecność i sposób myślenia znacząco wpłynęły na decyzję o kierunku studiów, który ostatecznie wybrałam. To, co jeszcze kojarzy mi się z Rafałem, to dobry film oraz muzyka. Jak potrzebowałam bodźców w tych obszarach, to zawsze padało hasło: „Idziemy po filmy do Pleecha”.

Myślę sobie dzisiaj, że te filmy [a w naszym przypadku także gry planszowe i karciane], które Pleechu rekomendował, to był jeden z jego sposobów komunikowania się z nami na temat świata wokół nas, który to świat dla niepoznaki ma ubraną maskę surrealistycznego bohatera. Ot, taka komunikacja pełna toposów i symboli, odwiecznej walki dobra ze złem, jej sensu [bezsensu?] i kosztów.

Moje szczególne wspomnienie związane z Rafałem? Jedno? Nie da się. Dam więc głos trzem spośród ostatnich, z zimy i wiosny ubiegłego roku.

Czerwiec. Rafał w koszulce z wizerunkiem Cthulhu [no ba!] rozmawia z moim synem [6 l.] o różnych potworach, bo Szymon właśnie przywołuje ze swej wyobraźni całą ich czeredę i portretuje ją na kartce papieru. Na fali dyskusji o tych stworach i jako totalna dyletantka literatury Lovecrafta zaczepiam Rafała słowami: – Powiedz mi, co takiego fajnego jest w tym Cthulhu, że tak go sobie upodobałeś? A Rafał na to, z grymasem przekąsu na ustach i z powagą w oczach odpowiada: – Nic nie ma w nim fajnego, skoro został wypędzony przez swoich– A jednak go lubisz – droczę się nadal. W odpowiedzi słyszę: – Ktoś musi. Ta wypowiedź była o czymś więcej, niż o Cthulhu.

Kwiecień. Przyjechali Dobosze, a ich wizyta była trzymaną w sekrecie niespodzianką dla mojego męża i Rafała, którego zaprosiłam do nas pod pretekstem szarlotki przy karciankach. Niespodzianka była przepyszna, warta tego wyrazu twarzy Pleecha, gdzie totalny szok i jakieś otępienie mieszały się z radością i głębokim wzruszeniem… Wyrzeźbienia tak pięknego i zacnego portretu psychologicznego nie powstydziłby się ani Michał Anioł, ani Bernini – a ja go mam przed oczami na zawołanie.

Luty. Często konsultowałam z Rafałem wybór koszulki na prezent dla mojego męża. W lutym tamtego roku, już po realizacji bieżących koszulkowych zamówień, Pleechu przysłał mi zdjęcie nowej koszulki z Godzillą i Cthulhu we wzajemnej interakcji. Pod zdjęciem napisał: „Cicho sza, ta koszulka już dla Yreczka jest wzięta – więc łapki mi od nich precz – za rok nosimy”.  …Irek nosi. Dostał taką koszulkę w tym roku i kiedy ją ubiera, ja mam wrażenie, że portal między światami nieznacznie się uchyla.

Redaktor pyta: – Co ważnego o Rafale powinno być zapamiętane przez świat?

– Rafał był szczerym i wiernym wyznawcą szkoły Janusza Korczaka – odpowiada Dominik Sobczyk. – Jak mało kto rozumiał dzieci i młodzież oraz znał ich bolączki. Był zawsze pierwszym, który cieszył się z dziatkami ich sukcesami, ale też trwał przy nich, gdy potrzebowali wsparcia i słów otuchy. Zmierzam do tego, że postawa Rafała, iście korczakowska, powinna być inspiracją dla każdego dorosłego. Drogowskazem, jak traktować młodzież i dzieci, żyć i działać z nimi. Rafał w dziecku widział przede wszystkim człowieka, z jego wszelkimi wadami i zaletami. Współpraca z tak wspaniałym pedagogiem i wychowawcą była dla mnie wielką nauką i jeszcze większym zaszczytem.

– Co ważnego chciałbym powiedzieć światu o Rafale? – zastanawia się Irek Michalak i odpowiada. – Że miał czas dla ludzi, dla dzieci; miał na nich wyjątkową uważność.

Był dla mnie wzorem osoby, która z pasją dzieli się swoimi zainteresowaniami. Potrafił zarazić innych tym, co sam kochał, i miał niesamowity talent do polecania książek czy filmów – jego sugestie zawsze trafiały w dziesiątkę” – pisze Grzegorz Jastrzębski, a Dorota Węgrzyn rozwija: – Rafał potrafił uczynić sporo pozytywnego zamieszania, gdy podsuwał dzieciakom gry, aby rozwijały w sobie liczne kompetencje. To oczywiste, że go kochały i podziwiały.

Natalia Kumoś: – Co powinno przetrwać z pamięci o Rafale? Myślę, że to, co szczególnie warto zapamiętać i pielęgnować w pamięci o Rafale, to jego niezwykła zdolność łączenia ludzi niezależnie od wieku. Był kimś, kto potrafił autentycznie rozmawiać zarówno z dziećmi, jak i z dorosłymi – bez wyższości, bez dystansu i z naturalną ciekawością. Jako bibliotekarz w szkole i prowadzący zajęcia z planszówek dla dzieciaków, nie tylko dzielił się swoją pasją, ale też tworzył przestrzeń, w której każdy czuł się ważny i widziany. Nikt nie był wykluczony. Kiedy dostał wychowawstwo, miałam okazję z nim porozmawiać i pamiętam, jakie to było dla niego ważne. Traktował to wychowawstwo jako formę misji. Obszar, gdzie może zrobić coś naprawdę wartościowego i dobrego. Jestem pewna, że tak właśnie się stało. Robił coś naprawdę dobrego dla dzieciaków w naszym mieście.

– Hmmm... Dla mnie najważniejsza cecha cecha Rafała, w dzisiejszym świecie jakby w zaniku, to ODWAGA BYCIA SOBĄ – odpowiada Beata Burtowska-Procak. – Rafał to miał. Bez względu na modę, opinie innych, panujące zasady, on zawsze pozostawał sobą. Styl ubierania, zachowania, ulubione czynności, metody pracy z dziećmi – był temu wierny. Bez wywyższania się, pouczania innych, z taktem i szacunkiem. A nie wszystko było popularne, nie wszystko się podobało. Trzeba mieć w sobie dużo odwagi, by pozostać takim, wiernym sobie. I płaci się cenę.

– Dużo dobra doświadczyłam w relacji z Rafałem – wspomina Grażyna Tomaszewska. – Brakuje mi jego pogody ducha, otwartości, taktu i szczerej życzliwości. Nigdy nie widziałam Rafała aby się kłócił… potrafił mieć swoje zdanie, którego bronił argumentami, ale nie obrażał nikogo, nie wściekał się… Tylko wycofywał się i nie zniżał się do poziomu agresora… Tak ciężko zamknąć pamięć o Przyjacielu w jednym, ostatnim słowie ŻEGNAJ.

Ja chcę powiedzieć światu o niezwykłej i wymykającej się stereotypom pokorze Rafała, która miała smak stabilnego poczucia siebie i swojego miejsca. Że wynikająca z tej pokory jego grzmiąca, rozchachana i tubalna głośność była czystą radością życia, bez upominania się o oklaski i dowody uznania. Że ta jego pokora trzymała w ryzach moje laudacje nad jego pedagogicznymi kompetencjami, kiedy Rafał z ogromną odpowiedzialnością wskazywał mi cienie swoich ograniczeń. I jeszcze o jego szacunku do innych osób chcę, żeby pamiętano; takim szacunku, który każe zamknąć japę na pochopne słowa osądu. A także o lojalności wobec przyjaciół, którą okazywał doprawdy epicko.

Puentą naszych wspomnień niech pozostanie wypowiedź Ewy Żurakowskiej, którą przyjaciele Rafała poprosili o zaśpiewanie podczas ceremonii pogrzebu kilku pieśni, które mogłyby spodobać się Pleechowi: – Mam taką totalną wdzięczność za ludzi, których spotykam. Myślałam o Rafale, którego już nie ma tu, ale który jest dla mnie bardzo ważną osobą, mimo, że go nigdy nie poznałam. Jednak przez to, że zostałam zaproszona do jego pożegnania, rozmyślam nad tym, ile człowiek pozostawia po sobie swoim życiem – bez względu na to, jak długo jest tutaj, na ziemi – ile pozostawia po sobie serca i jak to serce po prostu brzmi, do teraz. Chciałam powiedzieć, że we mnie to brzmi do teraz. Jestem wdzięczna, że mogłam tam być, bo mogłam przez chwilę doświadczyć tego, jaki ten człowiek był niezwykły, jakim on był jednym wielkim sercem.

13 sierpnia mija rok od niespodziewanej śmierci Rafała... Grono pedagogiczne Szkoły Podstawowej nr 3 w Kłodzku z dyrektor Lidią Jaroszewską na czele wspaniale wpisało jego doczesną obecność w żywą pamięć społeczności szkolnej i pozaszkolnej: tamtejsza biblioteka w dniu 7 maja otrzymała imię Rafała Pleśniaka. Wraz z imieniem zyskała fantastyczne genius loci.

Zdjęcia: archiwa prywatne Rafała Pleśniaka i jego przyjaciół

Przeczytaj komentarze (2)

Komentarze (2)

Nowy wątek
DKL81 dzisiaj, 5 godz temu
Pięknie napisane, aż łezka się kręci w oku...Pleecha znałem dużo...
doba.pl/dkl dzisiaj, 5 godz temu
pięknie.