Najmłodszy rajdowy mistrz Polski w Polanicy-Zdroju. Wskazał tu swojego następcę, który ma... 8 lat! [FOTO]
Mikołaj „Miko” Marczyk w 2019 został najmłodszym w historii rajdowym mistrzem Polski w klasyfikacji generalnej. Miał wtedy 24 lata. Teraz odwiedził Polanicę-Zdrój, by spotkać się z fanami sportów motorowych. Towarzyszył mu wybitny pilot rajdowy, Szymon Gospodarczyk, który niemalże wprost z naszego kurortu wybiera się na Rajd Dakar.
To nie jest tekst dla wariatów, którzy na „na trzeciego” wyprzedzają nas na DK8. Zresztą, może gdyby porozmawiali z załogą Marczyk-Gospodarczyk, przeszłyby im takie niebezpieczne fanaberie. Spotkanie z prawdziwym rajdowcami odbyło się w polanickim Teatrze Zdrojowym, miejscu kojarzonym raczej ze sztuką, a nie z oparami benzyny. Goście pokazali jednak, że są prawdziwymi artystami.
W niedzielne wczesne popołudnie na przeszło 2 godziny zgromadzić blisko 100-osobową publiczność? Do tego każdego kibica traktować z szacunkiem, także tych – jak autor tego tekstu – którzy pojęcia nie mają nawet o motorsporcie? Obaj panowie udowodnili, że profesjonalistami są nie tylko na trasach rajdów. A od jednej pani usłyszeliśmy: – Chciałabym go... za zięcia! [to o Marczyku].
– Jestem z Łodzi, a tam jest mało zakrętów... – rozpoczął opowieść o swojej pasji Mikołaj Marczyk [rocznik 1995]. Dlaczego zakręty są tak ważne? Bo to kwintesencja rajdów! „Drifty”, czyli umiejętność jazdy w kontrolowanym poślizgu, decydują o zwycięstwie. „Miko” nie interesuje szybka jazda, ale bardzo szybka, gdzie dochodzą jeszcze do tego na trasie niespodziewana atrakcje, których nie ma na torze. Jeździ zatem w rajdach po całym świecie, a nie po ulicach w rodzinnej Łodzi.
Czy są zatem „rozrywkowymi” młodym ludźmi, którzy żyją niczym bohaterowie serii „Szybcy i wściekli”? Otóż nie... A przynajmniej nie na co dzień. Najbardziej zaimponowało nam tłumaczenie, ile czasu i wysiłku zajmuje im przygotowanie się do startu. Sam rajd to jest jedynie wisienka na torcie. Po pierwsze: budżet. „Miko”, absolwent kierunków „Management” i „International Business” na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie i Duale Hochschule Baden-Wurttemberg w Stuttgarcie, potrafi liczyć...
A w tym sporcie nie ma limitów wydatków! – 5 lat temu wystarczało 100 tysięcy, teraz 5 milionów to za mało – mówi kierowca. I sumy te nie spadają z nieba. Nie stać ich zatem, by wystartować po Nowym Roku w słynnym Rajdzie Monte Carlo, choć poważnie się do tego przymierzali. Umiejętność planowania startów to niezbędny element, który decyduje o sukcesie. Proszę zapamiętać: chcą wygrywać, ale nie szaleją. Potrafią być cierpliwi. – Co zyskamy, jeśli wylecimy z trasy? – pyta Marczyk.
Dokończenie rajdu pozwala im lepiej poznać jego tajemnice, by po roku czy dwóch wrócić, by być lepszym, a w końcu, by wygrać. „Postęp” – to słowo, które określa cel Marczyka. Jest bardzo młody, ma jeszcze chwilę na największe sukcesy. Taki Sébastien Ogier, ośmiokrotny rajdowy mistrz świata, jest od niego o 12 lat starszy. Ale... W Polanicy pojawił się dżentelmen, który może kiedyś ich pogodzić... To 8-letni Aleksander Pelikański! To nie żart. Sam Marczyk mówi o nim jako o nadziei polskich rajdów.
Olek to kierowca wyścigowy i rajdowy z Ząbkowic Śląskich. Jeździ już 140 kilometrów na godzinę! Na spotkaniu w Polanicy-Zdroju rozmawiał z mistrzami Polski jak równy z równymi, choć... siedział na kolanach u taty, który jest jego pilotem. I oni traktowali go poważnie, choć patrzyli z lekkim niedowierzaniem i podziwem zarazem. Podobnie jak publiczność, która przybyła z nawet dość odległych stron: Wałbrzycha, Bielawy czy właśnie Ząbkowic Śląskich.
Czy to sport jedynie dla takich „wariatów”? Ludzi, którzy za swoim idolami potrafią podążać po całym świecie? Nic z tych rzeczy. Choć Mikołaj Marczyk podkreśla, że żeby ta dyscyplina przyciągała w Polsce więcej kibiców, rajdy muszą się stać jedynie pretekstem do wielkich wydarzeń. Muszą być atrakcyjne dla całych rodzin. Nie może brakować choćby wesołego miasteczka, bo nie wszystkie dzieci fascynują się motoryzacją. On sam usiadł za kierownicą, gdy miał 15 lat.
Komentarze (7)