„Bistritsa kwodzhka” filmem stoi? Zobacz, co pisze brytyjski dziennikarz, który w naszej Bystrzycy odwiedził plan filmu
Nicholas Lezard [rocznik 1963] to nie byle kto. Zwykle pracuje jako „wolny strzelec”, ale przez ćwierć wieku recenzował książki dla gazety „The Guardian”, był krytykiem w „The Independent”, a od lat pisze felietony dla magazynu „New Statesman”. Bez dwóch zdań: to gwiazda brytyjskiego dziennikarstwa. Do tego niezwykle ekscentryczna gwiazda. Mieszkał w ruderze w centrum Londynu, zamku w Szkocji, a teraz w Brighton – jak czytamy – nadmorskim miasteczku pełnym degeneratów, które kocha miłością głęboką i dziką. Jest także współautorem magazynu „Decadent”.
Do Polski wysłała go „The Jewish Chronicle”, najstarsza nieprzerwanie ukazująca się żydowska gazeta na świecie. Lezard się wzbraniał, bo na ostatniej takiej wyprawie, 5 lat temu na Łotwę, jak pisze w „New Statesman” – „zakochał się dwa razy i skończył w związku z trzecią kobietą”. Co jednak, oprócz McDowella, przeważyło, że przyjął to zlecenie? „Szczególnie lubię Polskę i Polaków, bo stamtąd pochodzili moi dziadkowie ze strony matki” – deklaruje. Tydzień spędzony u nas nazwał „raczej wspaniałym, ale także wyczerpującym, a na koniec głęboko niepokojącym”.
„Codziennie ciężarówki przywożą świeże ładunki gruzu, przez co miasto wygląda na coraz bardziej zniszczone. Robię zdjęcie jednej ze scen i wysyłam je znajomemu z podpisem: „Przepraszam za bałagan, mieliśmy wizytę nazistów” – pisze Nicholas Lezard o bystrzyckim planie filmowym. „W rzeczywistości jest to prawie całe centrum starego miasta, które przedstawia francuskie miasto Crest, jak wyobrażono sobie je pod okupacją niemiecką” – dodaje z uznaniem.
Nicholas Lezard deklaruje, że jest Żydem, choć jego dziadkowie ze Lwowa byli katolikami. Twierdzi jednak, że jako Żyd widzi rzeczy z innej perspektywy, w tym kwestię polskiego udziału w Holokauście. Wspomina też badania na temat antysemityzmu przeprowadzone ostatnio w Europie. Do tej kategorii trafiło 35 proc. Polaków i tylko Węgrzy, z wynikiem 38 proc., wypadli gorzej. I pisze: „Jeśli to jakieś pocieszenie, to w 2019 roku po tym samym badaniu antysemitów było w Polsce 48 proc.”. Czy mamy się oburzać, jeśli zwraca na to uwagę nasz przyjaciel?
Na McDowella Nicolas Lezard w Bystrzycy Kłodzkiej nie trafił. Wszystkie sceny z aktorem były kręcone w Warszawie, oddalonej o 370 km, o czym dziennikarz nie omieszkał wspomnieć. Przeprowadził za to wywiad z Morgane Polański i spotkał się na konferencji prasowej z reporterem portalu doba.pl, czego mógł nawet nie zauważyć [pisaliśmy o tym TUTAJ]. Co jednak sprawiło, że dziennikarz koniec wizyty w naszym kraju określił jako „głęboko niepokojący”? Uspokajamy: nie, nie doświadczył tu żadnych przejawów antysemityzmu.
Zdjęcia: The Jewish Chronicle”.
Komentarze (7)