[WYWIAD] Prof. Marcin Drąg: Pracujemy nad czymś niezwykłym, ale emocje nie pomagają naukowcom

wtorek, 8.12.2020 08:00 2188 0

Pochodzący ze Świdnicy prof. Marcin Drąg z Politechniki Wrocławskiej otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Miasta Świdnica. Wybitny chemik, absolwent II Liceum Ogólnokształcącego w Świdnicy wraz ze swoim zespołem rozpracował kluczowy enzym koronawirusa SARS-CoV-2 i otworzył tym samym drogę do stworzenia leku na COVID-19. 

Często odwiedza Pan Świdnicę?
Kilka, kilkanaście razy w roku. Mieszkają tu moi rodzice i znajomi. W tym roku, ze względu na pandemię, przyjeżdżałem trochę rzadziej.

Honorowe obywatelstwo miasta to ogromny zaszczyt.
Niesamowity zaszczyt, zwłaszcza od miasta, w którym urodziłem się i wychowałem, mieszkając do czasu studiów. Świdnicę zawsze wspominam z sentymentem i staram się jak najcieplej i najwięcej wszystkim opowiadać o tym, jak miasto prężnie się rozwija.

Jakie miejsca kojarzą się panu z dzieciństwem w Świdnicy?
Na pewno Szkoła Podstawowa nr 2 i II Liceum Ogólnokształcące, a także korty koło basenu, na których niemal się wychowałem. Zawarłem tam sporo znajomości, które trwają do dziś. Wspominam też kultowe knajpki, niektóre już nieistniejące, jak na przykład Highlander.

Kiedy zrozumiał pan, że chce się poświęcić nauce?
Impulsem były na pewno rozmowy prowadzone podczas studiów z naukowcami i moja ciekawość świata. Podjąłem decyzję o doktoracie, który utwierdził mnie, że tą drogą chcę w życiu podążać.

Działa pan na pograniczu chemii i biologii.
Tak. Chemia biologiczna wymaga sporej wiedzy - całościowej z zakresu chemii i ogromnej z dziedziny biologii. Do czasu doktoratu koncentrowałem się na chemii klasycznej. Później wyjechałem do USA do instytutu, w którym zajmowano się tylko biologią i medycyną. Po powrocie do Polski zrobiłem chemię biologiczną.

Czy pasja chemiczna ma swoje korzenie w II LO w Świdnicy?
Rozbudzenie moich zainteresowań chemią w liceum na pewno jest zasługą profesor Jóźwiak. Wiele osób nie rozumiało chemii, ja od początku bardzo ją lubiłem, szczególnie chemię organiczną. Nigdy nie miałem z tym przedmiotem problemów, czym sam byłem nieraz trochę zdziwiony. Traktowałem chemię jak pasję, hobby i tak mi zostało do dziś.

Czy odkrycie talentu chemicznego spowodowało, że sięgał pan po publikacje naukowe z dziedziny chemii będąc w liceum, by pogłębić swoją wiedzę?
Nie! Byłem jak najbardziej standardowym dzieckiem (śmiech). Uczyłem się wyłącznie tego, czego trzeba było, natomiast zawsze oprócz chemii lubiłem też biologię i nieraz sięgałem po książki popularno-naukowe. Przejście na wyższy poziom nauki zaczęło się dopiero na studiach.

A doświadczenia chemiczne w domu?
Nie, żadnych doświadczeń nie było. Po szkole rzucałem plecak i uciekałem na korty.

Szczególnie głośno jest o pana zasługach w tym roku, kiedy po wybuchu pandemii zaczął pan prowadzić wraz ze swoim zespołem badania nad lekiem na koronawirusa i udało się zidentyfikować białka – proteazy odpowiedzialne za namnażanie się wirusa SARS-Cov-2 w ludzkim organizmie. A teraz szuka pan inhibitora, czyli substancji zdolnej powstrzymać proces namnażania się wirusa. Na jakim etapie są badania? Jakie są perspektywy na lek?
Najważniejsze było zidentyfikowanie celów molekularnych, czyli tych dwóch proteaz i dokładne ich opisanie. Teraz zajmujemy się klasycznym retargetowaniem leków, czyli sprawdzaniem ich pod kątem skuteczności w leczeniu COVID-19. Mamy kilka świetnie działających kandydatów i staramy się udoskonalić ich strukturę, między innymi badamy lek przeciwzapalny ebselen. Otrzymane związki poddajemy badaniom w Belgii i Czechach na zarażonych koronawirusem komórkach. Jeśli się uda, dalszym etapem będą badania kliniczne. Współpracujemy też z kilkoma zespołami w kwestii retargetowania na znanych lekach, nie podam jednak ich nazw, by nie zniknęły z aptek.

Mówił pan, że poszukujecie leku o podobnym działaniu jak stosowany już na oddziałach zakaźnych do leczenia COVID-19 remdesivir, ale bardziej celowanym.
Remdesivir działa na jedno z białek koronawirusa, a chodzi nam o lek działający na obie proteazy. Perspektywa jest taka, że będzie to podawane jako koktajl, terapia uderzeniowa dla uzyskania jak najlepszych efektów terapii.

A czy na podstawie tych badań udałoby się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego COVID-19 ma tak różny przebieg, od bezobjawowego do ciężkiego?
Zaczynamy w tym zakresie współpracę z prof. Krzysztofem Simonem. Mamy sprzęt, za pomocą którego będziemy chcieli badać ozdrowieńców i sprawdzać, z jakiego powodu choroba przeszła u nich w taki, a nie inny sposób.

Lek na koronawirusa ma być alternatywą dla szczepionki, która już pojawia się na rynku, zwłaszcza ze względu na fakt, że białka, na które działa szczepionka mutują, podczas gdy proteazy są stałe – udało się je rozpoznać także w poprzednim wirusie SARS. Poza tym nie wszyscy chcą się szczepić.
Myślę, że trzeba jak największą część społeczeństwa przekonać do szczepień, tym bardziej, że szczepionka jest obecnie darmowa. Przy obecnych technologiach tworzenia takich preparatów i ich kontroli, wydaje się, że są bardzo bezpieczne i nie powinniśmy mieć obaw. Problem polega na tym, że w każdym momencie może wybuchnąć nowa pandemia, związana z innym koronawirusem. Szczepionka wówczas nam nie pomoże, dlatego powinniśmy mieć lek. Proteazy wydają się idealnym celem ze względu na fakt, że nie mutują w centrach wiążących. Mając skuteczne lekarstwo moglibyśmy traktować choroby wywoływane przez koronawirusy jak standardowe infekcje wirusowe, które bez problemu da się wyleczyć.

Czyli standardowy lek na różne rodzaje koronawirusów?
Uchylając nieco rąbka tajemnicy – nie tylko koronawirusów, ponieważ nie tylko koronawirusy generalnie mają tę proteazę.

Szczepienia są dobrowolne, ale niektórzy podchodzą do nich bardzo sceptycznie. Powstało na ten temat sporo teorii spiskowych.
Poprzez szerzenie uprzedzeń pewne grupy próbują zabłysnąć, zdobyć popularność. Nie wydaje mi się, by posiadały na ten temat rzeczywiście solidną wiedzę. Rozmawiałem osobiście z takimi ludźmi i nie mieli o tym pojęcia, bazowali na informacjach z Youtube zabarwionych własnymi teoriami. Naukowcy, którzy mają doskonałą wiedzę na temat tego, w jaki sposób jest tworzona i badana szczepionka, nie mają wątpliwości. Ja powiedziałem, że jak tylko będzie szczepionka, natychmiast się zaszczepię.

Czy ozdrowieńcy mogą czuć się bezpiecznie, spotykać z osobami, które nie przeszły zakażenia? Można sobie wyobrazić, że ta grupa społeczna mogłaby zacząć funkcjonować normalnie pomimo pandemii, na przykład korzystać z kin z czy basenów. 
Niestety, można drugi raz zarazić się będąc ozdrowieńcem. Nie wiemy, na jak długi czas zdobywana jest odporność. Jedne osoby mają ją dłużej, inne krócej. Dlatego trudno określić czas, przez jaki ozdrowieniec może czuć się bezpieczny. Nie wiadomo, dlaczego niektóre osoby zarażają się po raz drugi i wtedy przebieg choroby bywa jeszcze silniejszy. Liczyłbym jednak na to, by zaszczepić jak największą część społeczeństwa. Podobnie jak w przypadku czarnej ospy, która została zlikwidowana szczepionkami.

To chyba ogromna adrenalina brać udział w swoistym wyścigu naukowców, by mówiąc patetycznie, uratować tyle istnień ludzkich, a tak naprawdę spowodować jakiś przełom naukowy.
Dla nas jest to standardowa praca, choć dużo bardziej intensywna, odpowiedzialna. Oczywiście bardzo przyjemnie uczestniczyć w takim projekcie. Człowiek daje z siebie wszystko, co najlepsze, by można było tę pandemię jak najszybciej zakończyć. Obserwuję, że wzrasta przekonanie społeczne do nauki i naukowców. Przecież praktycznie wszystko co nas otacza mamy dzięki nauce, wszelkie odkrycia. Teraz wszyscy się przekonali, że nauka ma głęboki sens.

Rzeczywiście pana działalność w ostatnich miesiącach można nazwać jedynie przyjemną? Z pewnością są spore emocje związane z poszukiwaniem leku, dyskusje z badaczami, lawina myśli po wyjściu z laboratorium.
Nie, no oczywiście że tak. Są dyskusje z wieloma ludźmi. Naturalnie pojawia się adrenalina. To, nad czym pracujemy jest naprawdę niezwykłe. Jednak z drugiej strony, co warto zauważyć, jedną z najważniejszych w nauce rzeczy jest nie popaść w zbytnie emocje, zachować zimną krew, ponieważ emocje wywołują czasem niepożądane reakcje.

I niekoniecznie trafne decyzje?
Dokładnie. Raczej trzeba być wyważonym i brać odpowiedzialność za każde słowo.

Pomimo propozycji pracy w wielu ośrodkach naukowych na świecie, zdecydował się pan jednak pozostać we Wrocławiu.
Bardzo lubię Wrocław. Współpracuję z grupami naukowymi z całego świata. Jeżeli nie ma pandemii, to przynajmniej trzy, cztery miesiące w roku jestem poza domem. Zwiedzanie świata przez naukowca jest bardzo przyjemne – uczestnictwo w wykładach można połączyć z odwiedzinami znajomych i ciekawych miejsc. A we Wrocławiu mam świetny zespół badawczy i jedno z najlepiej na świecie wyposażonych laboratoriów. Niektórzy znajomi z zagranicznych uczelni zazdroszczą mi tego laboratorium. Kwintesencja bycia naukowcem zawiera się w kreatywności i umiejętności realizowania tych pomysłów. Jest u nas takie powiedzenie: jak nie można o kimś czegoś dobrego powiedzieć, a chce się coś powiedzieć, to mówi się, że dużo i ciężko pracuje (śmiech). Mam grupę badawczą, z którą realizujemy wspólne pomysły. Istotę tej pracy stanowi burza mózgów, przedyskutowywanie rozwiązań, ktoś coś dorzuci od siebie i nagle okazuje się, że idea ewoluuje w innym kierunku.

Pana pasją poza nauką jest wędkarstwo.
W dzieciństwie chodziłem łowić karpie na Witoszówkę. Potem przerzuciłem się na ryby drapieżne i tylko takie obecnie łowię. Sporo jeżdżę po świecie w poszukiwaniu miejsc, w których można je spotkać.

Gdzie pan łowi?
Moimi ulubionymi miejscami są Islandia, Patagonia, Mongolia, Rosja, USA. Jeżdżę w miejsca, w których można w spokoju połowić. Największą satysfakcję wędkarską przyniosło mi złowienie tajmienia w Mongolii – jednej z magicznych, bardzo drapieżnych, niezwykle rzadko spotykanych ryb. Każdy marzy, by ją złowić.

Było to trudne?
Koledzy wyjeżdżali cztery, pięć razy do Mongolii na dwa tygodnie i nie udało im się złowić, a ja złowiłem go zaraz po przyjeździe - pierwszego dnia w ciągu pierwszej godziny łowienia (śmiech). Niesamowite, niewiarygodne szczęście!

Co teraz przed panem?
Najpierw pojadę na długi, miesięczny urlop w miejsce, w którym nikt mnie nie będzie w stanie dosięgnąć. Planowałem go od dwóch lat, w tym roku nie wyszło przez pandemię. A naukowo mamy ciekawe projekty, epidemia je trochę wyhamowała. Pracujemy na świetnym sprzęcie do diagnostyki medycznej w kierunku chorób cywilizacyjnych, rozwijania markerów do obrazowania różnego typu nowotworów.
Aneta Pudło-Kuriata
Fot. Politechnika Wrocławska, archiwum prywatne

Marcin Drąg urodził się w 1975 roku w Świdnicy. W 1999 roku ukończył studia chemiczne na Uniwersytecie Wrocławskim. Stopień doktora uzyskał na Politechnice Wrocławskiej w 2003 roku, a habilitację na tej samej uczelni – w roku 2011. Tytuł profesora zaś w 2016 roku, w wieku 41 lat.

Od początku swojej kariery naukowej pracuje na Wydziale Chemicznym Politechniki Wrocławskiej. Związany jest również z instytutem Sanford Burnham Prebys Medical Discovery Institute w USA. Pracował też m.in. we francuskiej École de Chimie w Montpellier (Francja), na Politechnice Wiedeńskiej (Austria) czy na Emory University w Atlancie (USA).

Był laureatem programów Fundacji na rzecz Nauki Polskiej: START, FOCUS oraz TEAM, a także – wielokrotnie – programów Opus i Harmonia Narodowego Centrum Nauki. Kilkukrotnie nagradzany był również Nagrodą Rektora Politechniki Wrocławskiej, a także Nagrodą Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Doceniono go także w plebiscycie na 30 kreatywnych osobowości Wrocławia 2018.

Na swoim koncie ma już dziewięć patentów i blisko 110 prac naukowych opublikowanych w najwyższej klasy czasopismach m.in. „Proceedings of the National Academy of Sciences”, „Nature Reviews Drug Discovery”, „Nature Communications”, „Nature Protocols”, „Nature Chemical Biology”, „Journal of the American Chemical Society” czy „Chemical Science”. Były one cytowane ponad 2 tys. razy, co zapewniło prof. Drągowi wskaźnik Hirscha sięgający 28.

Nagrodą Fundacji na rzecz Nauki Polskiej 2019 zostały docenione osiągnięcia profesora Marcina Drąga dotyczące nowej platformy technologicznej, w której wykorzystuje się bardzo szeroką gamę nienaturalnych aminokwasów do monitorowania aktywności enzymów proteolitycznych. Platforma ta może służyć do opracowywania nowych terapii, leków czy metod diagnostycznych.

27 listopada na wniosek prezydent Beaty Moskal-Słaniewskiej otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Świdnicy.

Dodaj komentarz

Komentarze (0)