Wojna w Izraelu: Wdarli się do kraju i mordowali bez opamiętania

środa, 11.10.2023 16:30 3254

     W sobotę 7 października rano rozpoczął się atak Hamasu (Strefa Gazy) na Izrael. Dziś mowa jest o wystrzeleniu ponad 3500 rakiet i 1200 ofiarach śmiertelnych, a ponad 3000 osób w szpitalach. Nikt nie spodziewał się ataku.

   Na dzierżoniowskiej Synagodze Rutika zawisła izraelska flaga. Właściciele synagogi Rafael i Dorin Blau przebywają w Izraelu, który jest dla nich równoznaczną ojczyzną z Polską. Choć tu w Dzierżoniowie też mają dom i przyjaciół postanowili zostać w Izraelu, bo czują, że tam są teraz potrzebni.
    - Nie spodziewaliśmy się tego co się stało. Od dawna zdarzają się ostrzały ze strony Strefy Gazy. Po ogłoszeniu alarmu schodzimy do schronu. Mamy na to 60 sekund, bo właśnie tyle leci od granicy do naszej miejscowości pocisk – wyjaśnia Rafael Blau. - W sobotę o 6.30 obudził nas kolejny alarm. Zeszliśmy do schronu, a po kilku minutach wyszliśmy. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego co się dzieje. Sobota była ostatnim dniem święta Simchat Tora, które jest jednocześnie końcem i początkiem rocznego cyklu czytania Tory. W piątek wieczorem z kraju zjechała się młodzież na wielki festiwal właśnie niedaleko Strefy Gazy. Nikt nie spodziewał się jak się zakończy – opowiada.
    Mimo że mieszkańcy Izraela są w szoku, to jednak mobilizują się po zetknięciu z ogromnym okrucieństwem atakujących. - Był wybudowany inteligentny mur, byli żołnierze i żołnierki, którzy mieli pilnować czy ktoś nie próbuje się przedostać. Ogromny ostrzał odwrócił prawdopodobnie uwagę od przebicia muru w wielu miejscach. Na teren naszego kraju wdarło się ponad 1000 terrorystów Hamasu. Mordowali wszystkich na drodze. Zginęły całe rodziny. Dzieciom odcinali głowy, kobiety gwałcili, porywali też wiele osób. Napadli na młodych ludzi na festiwalu i wielu zamordowali oraz w pobliskim kibucu. Wiem, że ci z mieszkańców, którzy mieli broń użyli jej. Niektórzy zginęli, ale na pewno też powstrzymali ileś ataków – mówi. - Dziś na ulicach jest już dużo żołnierzy. Trwa mobilizacja. My tak trochę jak Polacy. W czasie pokoju potrafimy się kłócić, ale w czasie wojny jednoczymy się. Ja wraz z żoną od wielu lat jesteśmy na emeryturze, ale uznaliśmy, że nie będziemy siedzieć w domu i przejechaliśmy do miasta położonego 20 km od granicy z Gazą, aby wesprzeć przerażonych ludzi. Żona pracowała ze starszymi ludźmi więc próbuje teraz się nimi zająć, a ja byłem psychologiem klinicznym więc staram się rozmawiać, wspierać i podnosić na duchu. Wolontariuszy jest wielu, kto może stara się pomagać. Panuje tu powszechne przekonanie, że czas na konkretne rozprawienie się z terrorystami. Koniec z rozmowami – mówi na zakończenie.